Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pawełek z kokonu

Piotr Kanikowski
Jedna z nielicznych ostatnio miłych chwil dla Pawła: w uścisku z rodzicami
Jedna z nielicznych ostatnio miłych chwil dla Pawła: w uścisku z rodzicami fot. Piotr Krzyżanowski
Był lipiec, kiedy po Pawła przyszli trzej policjanci w cywilu, z kuratorem i sądowym nakazem, by zabrać Dzikowiczom dziecko.

Pani Renata właśnie myła włosy, otworzyła im drzwi z ręcznikiem na głowie i zaskoczona obejrzała pieczątki na urzędowym piśmie. Pan Piotr próbował zasłonić syna ciałem. Siny z przerażenia chłopiec płakał, tupał, zapierał się nogami, kiedy ciągnęli go przez korytarz. Ujadał zamknięty w pokoju pies.

Paweł nie rozumie, dlaczego nie może mieszkać z mamą i tatą.

Od dziesięciu miesięcy Paweł czeka w Pogotowiu Opiekuńczym w Legnicy na dzień, w którym sąd pozwoli mu wrócić do rodziców. Nie rozumie, dlaczego nie może mieszkać z mamą i tatą, jak inne dzieci, choć nigdy go nie skrzywdzili, nie awanturują się ani nie piją, tylko modlą się więcej niż inni. Kocha rodziców i wie, że oni kochają jego. Powtarzają mu to codziennie. Gdy pan Piotr przychodzi z huty, wsiadają w autobus i jadą przez pół Legnicy, aby choćby przez te dwie marne godziny widzenia, na jakie zezwoliło im państwo, pobyć razem.

Kiedy tylko dyrekcja Pogotowia Opiekuńczego wyrazi zgodę, zabierają Pawła do domu. Najszczęśliwszy jest w weekendy, kiedy zasypia w swoim pokoju przytulony do pluszaków i mamy, jakby państwa nie było.
Sonia - potężny owczarek niemiecki - też za nim tęskni. Kiedy pani Renata nie patrzy, wślizguje się do pokoju chłopca i kładzie łeb na poduszce, nad którą jeszcze unosi się jego zapach. A kiedy przepustka się kończy i odprowadzają Pawła do Pogotowia, co rusz zachodzi im drogę, szczekając, by zawrócili do domu.

Państwo robi to Dzikowiczom dla dobra dziecka. Zdaniem pedagogów, Paweł stwarza problemy wychowawcze, dokucza rówieśnikom i wdaje się w bójki. Kiedy szkoła sygnalizowała przewinienia chłopca, pani Renata jak lwica stawała w obronie syna. Przez konflikty z nauczycielami, dyrekcją i innymi rodzicami cztery razy zmieniała chłopcu podstawówkę. Problem narastał, aż w końcu Dzikowiczów wzięły pod lupę policja oraz Wydział Rodzinny i Nieletnich Sądu Rejonowego w Legnicy.
- Sąd nie kwestionuje miłości. Ta rodzina naprawdę się kocha - podkreśla Paweł Pratkowiecki, rzecznik prasowy sądu.
Szczegółowo powody interwencji wyłuszcza chłodno, urzędowym językiem, trzynastostronicowe uzasadnienie do postanowienia Sądu Rejonowego w Legnicy z 14 listopada 2008 roku o zawieszeniu władzy rodzicielskiej Piotra i Renaty Dzikowiczów nad Pawłem.

Dzikowiczowie są oburzeni, że potraktowano ich jak parę szaleńców.

Ze względów profilaktycznych, już cztery miesiące przed jego wydaniem nakazano zabrać jedenastolatka do pogotowia opiekuńczego, bo dalsze przebywanie w domu rodzinnym groziło niewłaściwym rozwojem chłopca. Religijne objawienia, jakich pani Renata doznaje od jedenastego roku życia, sąd uznał za ślad choroby psychicznej, podobnie jak nieufny stosunek do Kościoła, szkół i innych państwowych instytucji.

W trakcie postępowania o pozbawienie władzy rodzicielskiej ustalono też, że pan Piotr przejął wrogie postrzeganie otoczenia od żony, chroni syna przed wyimaginowanymi zagrożeniami, hamuje jego rozwój społeczny i proces usamodzielniania.

"Dalsze wzrastanie małoletniego w takim środowisku niekorzystnie wpływa na jego rozwój, kształtuje trwałe aspołeczne cechy i w konsekwencji może doprowadzić do ukształtowania się osobowości nieprzystosowanej z poważnymi problemami adaptacyjnymi" - uzasadnia sąd.
Reasumując: Paweł wzrastał w sztucznym kokonie odgrodzony od rówieśników, bezwiednie ucząc się od rodziców, że świat jest nieprzyjazny i wrogi, a przymusowy pobyt w Pogotowiu wybije mu to z głowy.

Przede wszystkim jednak ma skłonić Piotra i Renatę Dzikowiczów do podjęcia skutecznego leczenia psychiatrycznego oraz terapii rodzinnej. To jedyna droga do odzyskania dziecka. Postanowienie o zawieszeniu władzy rodzicielskiej zostanie uchylone, jeśli sąd dostanie dowody, że przyczyny, dla których interweniował, ustały. Wciąż na nie czeka. Ale Dzikowiczowie, oburzeni, że potraktowano ich jak parę szaleńców, nie zamierzają ulec.
Psycholog Dariusz Wilbik i psychiatra Anita Glińska ze Specjalistycznej Poradni Psychiatryczno-Psychologicznej w Środzie Śląskiej: "Po przeprowadzeniu trzykrotnych badań (...) nie stwierdzamy zarówno u pani Renaty Dzikowicz, jak i Piotra Dzikowicza objawów choroby psychicznej wymagającej leczenia farmakologicznego. Pani Renata jest osobą głęboko religijną, co nie jest objawem choroby psychicznej. Fakt doznania objawień w 11. roku życia i doznań związanych ze śmiercią kliniczną w 14. roku życia podczas operacji nie stanowią dowodu na obecność procesu psychotycznego".

Doktor Ewa Sołtysiak, specjalista chorób wewnętrznych z Poradni Zdrowia Psychicznego Medicus w Lubinie: "Po jednorazowym badaniu ww. pacjentki nie stwierdzam cech choroby psychicznej".
Ks. Władysław Jóźków z Parafii św. Trójcy w Legnicy: "Duszpasterstwo zaświadcza, że małżonkowie Renata i Piotr Dzikowicz zamieszkali na terenie naszej parafii od 2000 roku są znani Duszpasterstwu jako ludzie uczciwi, głęboko religijni i mocno zatroskani o wszechstronny rozwój swojego synka Pawła, którego bardzo kochają i dbają o jak najlepsze wychowanie".

Teczka pani Renaty pełna jest takich zaświadczeń. Dla sądu nie miały większej wagi.

Psycholog Dorota Hawrysz: "Rodzice chłopca w pełni mogą sprawować opiekę nad swoim dzieckiem. Są osobami normalnymi, przejawiającymi troskę i miłość wobec dziecka w sposób najlepszy jak potrafią. (...) Należałoby bardziej wspierać ich w procesie wychowawczym syna niż karać i izolować Pawła od nich".

Teczka pani Renaty pełna jest takich zaświadczeń. Dla sądu nie miały większej wagi.
- Na pierwszej rozprawie sąd nie pytał mnie, czy jestem dobrą matką, ale ile różańców dziennie odmawiam - oburza się pani Renata. Od pana Piotra sąd chciał wiedzieć, czy to prawda, że Chrystus zapowiadał poślubienie jego żony.
Wątek objawień powraca też w opinii biegłych z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego w Głogowie, do których sąd skierował legniczan na badanie. Opisując mieszkanie Dzikowiczów, eksperci zwracają uwagę na dewocjonalia, dużą ilość literatury religijnej i tajemniczy "mebel służący do modlenia się" (- Nigdy takiego w naszym domu nie było - zaprzecza pani Renata).
Elżbiecie Jaworowicz z telewizyjnej "Sprawy dla reportera", która wstrząśnięta nagłośnioną przez nas historią przyjechała do Legnicy, zachowanie sądu od razu skojarzyło się ze średniowiecznymi procesami czarownic.

- To jest atak na religię - grzmiał w studiu TVP francuski dziennikarz Bernard Margueritte. - Do jakiego momentu człowiek wierzący jest osobą normalną? - pytał.
- Podeptano fundamentalne prawa sumienia - wtórował mu ksiądz Marian Subocz, dyrektor Caritas Polska, a eurodeputowany Janusz Wojciechowski uznał, że Temida w Legnicy ma bielmo na oczach i lód w sercu.

Marian Subocz: Podeptano fundamentalne prawa sumienia.

27 marca w sprawie Dzikowiczów interweniował rzecznik praw dziecka Marek Michalak. Wystąpił do Sądu Rejonowego w Legnicy o uchylenie zawieszenia władzy rodzicielskiej rodziców chłopca i o uchylenie w trybie pilnym orzeczenia o umieszczeniu go w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Marek Michalak chce, by na czas toczącego się postępowania rodzina została objęta nadzorem kuratorskim.

Rzecznik oczekuje na wyznaczenie terminu posiedzenia sądu, podczas którego jego wnioski zostaną rozpatrzone. Jak informuje Paweł Pratkowiecki, data jeszcze nie została wyznaczona.
Renata Dzikowicz: - Mówimy Pawełkowi, żeby ścierpiał. Żeby to wytrzymał. Jeszcze trochę i znowu będziemy razem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska