Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patrz, Kościuszko, na nas z nieba

Aleksander Malak
Aleksander Malak
Aleksander Malak
Najpierw utworzymy zgrabny nawias. Powiedzmy, klamrowy. "Narody, tracąc pamięć, tracą życie" - napisał C.K. Norwid i to jest prawa strona nawiasu. "... szczęśliwe narody nie mają historii" - napisał Lew Tołstoj i w ten sposób zyskaliśmy stronę lewą. A teraz pohasamy sobie w środku.

Oczywiście, pisząc o narodu pamięci, miał na myśli Norwid jego historię. Historię, czyli coś, co tak naprawdę nie istnieje, bowiem w tym akurat względzie możemy mówić jeno o przeszłości.

OK. Definicja powiada, że historia zajmuje się badaniem przeszłości. No to spójrzmy na te badania, zadając sobie kilka banalnych pytań. Pytanie pierwsze (a może nawet jedyne i ostateczne): co z przeszłości jest pewne, prawdziwe, sprawdzalne itd.?
Odpowiedzi jest kilka, ale wszystkie do podważenia. Załóżmy, że pewne są nazwiska naszych bohaterów historycznych. - Ho, ho, ho - zawoła sceptyk. - Te rodowe, czy te przybrane na wszelką okoliczność?

Może więc daty? - Tak? To dlaczego dzień zakończenia II wojny światowej Amerykanie obchodzą 8, a Rosjanie 9 maja?
Wyniki, rezultaty, liczby po prostu. Na przykład takie: za panowania Kazimierza Jagiellończyka w Krakowie mieszkało 15 tysięcy ludzi. Ciekawe, kto policzył? Może więc coś bliższego. W 1950 roku wydobyto w Polsce 78 mln ton węgla kamiennego. Już słyszę te kpiny na temat stalinowskich sprawozdań słanych do centrali.

Pozostają fakty, ale przecież dżentelmeni o faktach nie dyskutują, bo jak już zaczną, to może dojść do rękoczynów i ciężkich obrażeń ciał. Weźmy choćby taki fakt historyczny, jak powstanie warszawskie. Szczyt głupoty dla Andersa, walka o niepodległość dla Bora-Komorowskiego. Zależy, kto o fakcie dyskutuje.

I w ten sposób dochodzimy do sedna. Fakty, cyfry, dokumenty, nawet daty nie są pewne, co udowodnić jest w miarę łatwo. Pozostaje opowiadanie. Nie łudźmy się, Kapuściński miał rację: "… w sensie idealnym nigdy nie mamy do czynienia z historią rzeczywistą, ale zawsze z opowiedzianą". Wątpliwości nasuwają się same. A kto opowiada? Dlaczego właśnie on? Z jakich pozycji? Cui bono - jak mawiali starożytni. Wniosek jest jak najbardziej oczywisty. Czyja władza, tego historia. I nie pozostaje nic innego, jak przyznać świętą rację Napoleonowi, że "historia to uzgodniony zestaw kłamstw".

Do dzisiaj pokutuje jedna z głupszych sentencji Cycerona: "Historia magistra (co wam ta "magistra" przypomina?) vitae est" - historia jest nauczycielką życia. Sentencja równie prawdziwa, jak ów znany powszechnie "historyczny" szczegół, który przed niedawnym czasem przypomniał mój sąsiad z tych łamów Andrzej Górny. Ten o Kara Mustafie - wielkim mistrzu Krzyżaków. Konia z "rządem" temu, kto znajdzie jakikolwiek dowód na to, że Cycero miał rację.

I dlatego naprawdę nie rozumiem sporu, który od niejakiego czasu toczy się gdzieś na obrzeżach. Sporu o historię w szkołach, z których rzekomo przedmiot ten ma być relegowany. Sporu przybierającego najbardziej nawet drastyczne formy. Nie rozumiem. Jedno, co mi przychodzi do głowy, to prawdziwy przedmiot sporu. I raczej nie jest nim historia. Wydaje mi się, że chodzi o to, kto kogo. Nieważne, jakie będzie opowiadanie o przeszłości. Ważne, czyje ono będzie. Bo czego uczyć, tak naprawdę nie bardzo wiadomo. Uzgodnionego zestawu kłamstw? Wolę Tołstoja.
"- Patrz, Kościuszko, na nas z nieba! -
raz Polak skandował
i popatrzył nań Kościuszko,
i się zwymiotował". (Gałczyński)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska