Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paragony grozy, czy niecna gra o klienta? Jest drogo, ale nie aż tak, jak pokazują w sieci

Michał Elmerych
Michał Elmerych
Obiad za pół miesięcznej pensji. Frytki drogie jak trufle. Lody wartości samochodu. Gdyby rzeczywiście dać wiarę doniesieniom znad Bałtyku można byłoby stwierdzić, że mieszkamy w najdroższym rejonie Europy. To prawda, że nad naszym morzem jest drogo, ale „paragony grozy” to raczej efekt wojny na kliki w social mediach niż obraz rzeczywistości.

W sieci bez trudu można znaleźć informacje, że zachodnie wybrzeże Bałtyku jest najdroższe. W praktyce, okazuje się, że niekoniecznie jest to prawda. Świnoujście. Największy kurort na Pomorzu Zachodnim. Specyficzny, bo dotyka swoimi granicami granic państwa. Od lat miejscowe media podają statystyki: „Ilu przyszło Niemców”. Jeżeli gdzieś nad Bałtykiem ma być najdrożej to właśnie tutaj. Wszak wszystko od usług noclegowych poczynając, aż po małą gastronomię stworzone jest pod klientów z RFN.

Sprawdźmy ceny

W restauracji „Morska” cena stu gram smażonego dorsza to 12,99 za dodatki zapłacimy też po 13 złotych, ale porcje nie są małe. Frytek jest dwieście gram, a surówek nawet trzysta. Standardowa porcja ryby kosztuje około trzydziestu złotych. W sumie więc za wszystko zapłacimy 56 złotych. Podobnie skalkulowana jest cena w „Rybnej Chacie” tam zestaw kosztuje 55 złotych. Taniej jest w smażalniach i restauracjach położonych nieco w głębi Dzielnicy Nadmorskiej nie w pobliżu świnoujskich promenad. Wyliczając średnią, aby nad Świną zjeść podstawowy zestaw: ryba, frytki i surówka, trzeba wydać co najmniej 40 zł. Taniej się nie da.

- W zeszłym roku sprzedawaliśmy sto gram dorsza za 9,90, teraz za 12,90 – mówi właściciel jednej z popularnych świnoujskich smażalni ryb (chce być anonimowy). – Wszystko podrożało, więc jedzenie też. Czy turyści narzekają? Pracuję w tej branży kilkadziesiąt lat. Zawsze byli tacy, co narzekali, że drogo. I każdy płacze, że nad Bałtykiem drożyzna, a ja pytam, a za ile zjesz podobny obiad w Szczecinie, czy w Warszawie? I okaże się zaraz, że te ceny aż tak bardzo się nie różnią – dodaje.

– Owszem, lody i gofry, to spory wydatek, ale też trzeba zrozumieć przedsiębiorców, którzy działają tylko sezonowo, a koszty ponoszą cały rok. Jeśli miałabym zastanawiać się, kto robi nam złą reklamę mówiąc, że tu nie warto przyjeżdżać, bo drożyzna, to pewnie właściciele biur podróży, którzy chcą zapełnić Grecję, Turcję czy Hiszpanię. Oni też mocno odczuli pandemię i teraz każdy próbuje jakoś się odbić. Mamy tarcze antyinflacyjne, ale nikt nie wie, jak długo to wszystko potrwa i co będzie za kilka miesięcy – mówi Świnoujska radna miejska Joanna Agatowska. 

Gofry w zeszłym roku kosztowały 6 złotych w tym trzeba zapłacić złotówkę więcej. Czasami dwa złote. Oczywiście piszemy o gofrach suchych lub z cukrem. Te z wielką liczbą dodatków potrafią kosztować nawet ponad 20 złotych. Podobnym do Świnoujścia kurortem (lubianym na przykład przez berlińczyków) jest Kołobrzeg. Na jego przykładzie doskonale można zaobserwować jak wraz z bliskością morskiego brzegu rosną ceny. Ulica Towarowa. Żeby dotrzeć z niej do morza trzeba przejść kilkaset metrów. Te kilkaset metrów ma swoją cenę. W położonej przy Towarowej sto gram dorsza to wydatek 11 złotych, frytki 8, a surówka 6 zł. Czyli biorąc „świnoujską” porcję w Kołobrzegu na Towarowej zapłacimy 41 złotych. Z każdym metrem jaki pokonamy w kierunku promenady cena naszego obiadu będzie rosła. Aż osiągnie 16,80 za sto gram ryby, 9,50 za frytki i 8,50 za surówkę. W sumie około 60 złotych. Taniej nieco jest w Międzyzdrojach, chociaż i ta miejscowość nie należy do najtańszych.

- Paragony grozy? Jak się chce psa uderzyć, to kij się zawsze znajdzie – słyszymy w jednej z tamtejszych smażalni położonej nieco dalej od turystycznych szlaków, ale wciąż w wakacyjnej scenerii. Za nasz zestaw zapłacimy około 45 złotych.

Atrakcyjność miejsca w którym chcemy zjeść i klasa lokalu to główne czynniki, które mają wpływ na to jaki otrzymamy na zakończenie paragon. Jeżeli chcemy nad morzem żywić się wyłącznie rybą obserwując zachody i wschody słońca musimy liczyć się z tym, że portfel po powrocie będzie znacznie chudszy. Jednak we wszystkich nadmorskich miastach zawsze jest opcja zjedzenia „domowego obiadu”.

- U nas domowy obiad, zupa i drugie danie kosztuje 28 zł, a jeśli ktoś wykupi abonament to 26, w tym zupę można jeść do woli – zwraca uwagę Agatowska, która na co dzień zarządza Sanatorium Uzdrowiskowym „Energetyk”. Poza tym poza Dzielnicą Nadmorską są dobre jadłodajnie gdzie obiad kosztuje 25 złotych.

Nadmorskie gminy postanowiły się bronić przed „paragonami grozy”

- Cieszymy się, że w ciągu roku przyjeżdża do nas prawie 2 miliony … krezusów i bogaczy” – tak z przekąsem, gmina Mielno ogłosiła w mediach społecznościowych trzecią edycje swojej akcji #Odkłamujemy Bałtyk. To odpowiedź samorządowców zirytowanych paragonami grozy. - To walka o klienta - mówi burmistrz Mielna Olga Roszak – Pezała.

Podobnie jak Agatowska podejrzewa mało czyste intencje towarzyszące autorom alarmistycznych informacji. Ich celem miałoby być skierowanie ruchu turystycznego na wyjazdy zagraniczne albo w góry. Walka trwa.

Wybraliśmy dla Was kilka plaż w pobliżu Szczecina, o których mogliście nie wiedzieć, a które zachęcają ciszą i spokojem. Zobacz szczegóły w galerii zdjęć! >>>

Plaże niedaleko Szczecina. Gdzie ich szukać i jak do nich dojechać?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Paragony grozy, czy niecna gra o klienta? Jest drogo, ale nie aż tak, jak pokazują w sieci - Głos Szczeciński

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska