Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pacjent leżał na ziemi, lekarka siedziała przy biurku (LIST)

Marta Gołębiowska
Piotr Krzyżanowski
Młody mężczyzna trafia do przychodni przy ul. Inowrocławskiej. Przed drzwiami gabinetu lekarskiego mdleje i upada na podłogę. Czy pracownicy przychodni odpowiednio się nim zaopiekowali? Według naszej Czytelniczki zwlekali z tym o wiele za długo...

To list, który przysłała do naszej redakcji internautka Marta:

"Poniedziałek, godzina popołudniowa… W ramach wstępu. Mąż ma rwę kulszową. Jedynym sposobem leczenia przedstawionym przez lekarza jest stosowanie leków przeciwbólowych i przeciwzapalnych. Leki te podawane są w postaci zastrzyków. W związku z tym jeździmy codziennie do przychodni na zastrzyk, w dni wolne od pracy przychodnia jest nieczynna, ale ktoś zadbał o Nas (pacjentów) - w dni wolne od pracy dyżury pełnią odpowiednie jednostki i tak w tym przypadku jednostką dyżurującą jest ambulatorium lekarza POZ przy ul. Inowrocławskiej.

Siedzimy z mężem w poczekalni razem z innymi osobami, większość czeka do gabinetu zabiegowego w tym samym celu co my - zastrzyk. Oprócz Nas( tych na zastrzyk) jest jeszcze małżeństwo w mocno podeszłym wieku. Starszy Pan wchodzi do gabinetu dyżurującej pani doktor, jego żona zostaje z Nami w poczekalni. Siedzimy czekamy… Po 5 minutach do poczekalni wchodzi młody, bardzo szczupły mężczyzna z kluczykami od samochodu i telefonem komórkowym w ręku, nie wygląda najlepiej. Spogląda na Nas czekających i pyta się czy tu jest jakaś recepcja, bo on nie jest stąd, a był już w szpitalu, gdzie nie chcieli Go przyjąć i skierowali go właśnie na Inowrocławską. Odpowiadamy Wszyscy zgodnie, że my nie czekamy do lekarza tylko do zabiegowego po zastrzyki, a w gabinecie pani doktor jest już pacjent - starszy pan.

Młody mężczyzna siada zatem na krzesełku w poczekalni i wyraźnie jego stan się pogarsza, oddycha coraz to szybciej i płycej, dostaje lekkich drgawek, wygląda jakby odpływał. Odzyskuje na chwilę pełną świadomość i postanawia zajrzeć do gabinetu. Otwiera drzwi i mówi do pani doktor, że on nie jest miejscowy, był w szpitalu, ale nie chcieli Go tam przyjąć i skierowali tu na Inowrocławską, toteż przyjechał, ale teraz czuje się coraz to gorzej i czy pani doktor może Go przyjąć. Można przypuszczać, że pani doktor powiedziała "zaraz", bo młody mężczyzna zaczął zamykać drzwi do gabinetu. Niestety nie zdążył, bo zemdlał.

Górna połowa młodego mężczyzny leżała w gabinecie, natomiast dolna w poczekalni. Pani doktor siedzi za biurkiem. My, mam na myśli czekających w poczekalni, ruszamy pomóc młodemu mężczyźnie. Pani doktor siedzi za biurkiem. Próbujemy go podnieść, ale jakoś nam to nie wychodzi. Młody mężczyzna jest cały czas nieprzytomny. Pani doktor siedzi za biurkiem. Mocujemy się dalej, obok przechodzą panowie z karetki ( chyba ratownicy medyczni - mają dyżur przy jednostce ), nie bardzo reagują. Jedna Pani woła ich i prosi o pomoc. Pani doktor siedzi przy biurku. Podchodzi (właściwie przyspacerowywuje) jeden z ratowników i mówi: "Ooo a co tu się stało?". Pani doktor siedzi za biurkiem. W końcu z pomocą ratownika-spacerowicza udaje się podnieść młodego mężczyznę. Kładą go na lekarskim łóżeczku w gabinecie u pani doktor. Drzwi gabinetu zamykają się - w środku została pani doktor - przy swoim biurku, ratownik, starszy pan, no i młody mężczyzna.

Po tym wszystkim nasuwają się pytania: Czy kogokolwiek w szpitalu obchodziło to w jaki sposób młody mężczyzna dotrze na Inowrocławską, co by było, gdyby stracił przytomność za kierownicą swojego samochodu zanim dotarł na Inowrocławską, czemu pani doktor nawet nie ruszyła się zza biurka, czemu ratownicy z karetki nie podeszli od razu? Czy ludzie są już tak bardzo skoncentrowani na sobie, czy tak ma funkcjonować służba zdrowia, dlaczego Ci, którzy wiedzą jak pomóc nie pomagają. LUDZIE CO SIĘ Z WAMI DZIEJE!? CZY CHCECIE ŻEBY TAK WYGLĄDAŁ ŚWIAT . CZY TYLKO MNIE TO TAK DOTKNĘŁO?

Marta".

Zastępca dyrektora ds. medycznych wrocławskiego pogotowia ratunkowego, Zbigniew Dragan, potwierdza, że opisany w liście od Czytelniczki pacjent rzeczywiście zgłosił się do ambulatorium lekarza POZ przy ul. Inowrocławskiej. Mówi jednak, że opis zdarzenia jest niepełny.

- W chwili zasłabnięcia mężczyzny cały personel zajmował się obsługą innych pacjentów. Pielęgniarka robiła zastrzyk, inna prowadziła rozmowę z chorym, a lekarka badała pacjenta - komentuje Dragan. Dodaje, że z jego informacji wynika, iż pacjent z obcego rejonu zgłosił się wcześniej do dwóch szpitali, gdzie bez badania został odesłany do placówki przy ul. Inowrocławskiej. - Mężczyzna miał anginę z bardzo wysoką gorączką. Otrzymał od nas kroplówkę oraz niezbędne leki i był bardzo zadowolony z obsługi. Nie stracił przytomności, tylko zasłabł z przymgleniem świadomości. Jego osunięciu na podłogę towarzyszył spory hałas i zanim wszyscy podbiegli, odrywając się od swoich czynności, minęło kilka sekund - twierdzo dyrektor Dragan. Dodaje, że lekarka po otrzymaniu sygnału, że pacjent jest przytomny, dokończyła badanie starszej osoby, a następnie zajęła się poszkodowanym. W międzyczasie został on położony na nosze, podano kroplówkę oraz zbadano jego czynności życiowe. - Nie widzę powodu do niepokoju, ale dmuchając na zimne przeprowadziłem rozmowę z osobą bezpośrednio odpowiedzialną za funkcjonowanie POZ przy ul. Inowrocławskiej - informuje Zbigniew Dragan, zastępca dyrektora ds. medycznych wrocławskiego pogotowia ratunkowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska