Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sto słoików

(zka)
Matka ma sentyment do tych z gumkami. Córka woli twisty. Jak się obie wezmą do roboty, na półkach w spiżarni tłok. Ogórki kiszą się w słoikach. Panie lubią mieć wszystkiego po sto. Obok buraczki, czarne porzeczki, mus z jabłek, sok z jeżyn, jagody i truskawkowy dżem. No i kompoty z jabłek. Ale i ze śliwek. Są już też tegoroczne śliwkowe powidła. Jak to w Śliwniku.
Tłum węgierek

W ogrodzie Anny Popek w Śliwniku niedaleko Szprotawy na drzewach bez liku śliwek. Same węgierki, na powidła najlepsze.
Przy śliwkowym drzewie drabina. Na niej Wanda Siwik, córka Anny. Takiego śliwkowego tłoku dawno nie widziała. Szkoda, żeby się zmarnowało. Powideł nigdy za dużo.
Za Niemców Śliwnik nazywał się Schadendorf. Przetłumaczono to na polski jako Szkodowo. Po jakimś czasie ze Szkodowa zrobiono Śliwnik. Wcale nie dlatego, że śliwy rosną tu w szczególnej obfitości. No, może poza ogrodem pani Anny i jej córki.
Śliwy nie są poniemieckie. Te pierwsze sami Popkowie posadzili dość dawno temu. Z odrostów powstawały następne. Stare karczowano.

Karp, co śpiewa

Jeszcze dwa lat temu w Śliwniku było więcej śliw. Ale zaraza przyszła.
- Przyjechali z odpowiednich służb, pytali ludzi, czy się zgadzają na usunięcie chorych drzew, trzeba się było zgodzić opowiada sołtys Henryk Długosz.
W ogrodzie Długoszów rośnie parę starych śliw. Owoców na nich prawie nie było. Żona sołtysa Śliwnika, pani Ewa, robi przetwory głównie z truskawek i wiśni. Czasem marmoladę z jabłek, do której dla smaku i koloru trochę śliwek dodaje. W tym roku w ich ogrodzie owoców było mało. Tylko grusza, która nigdy nie miała owoców, nagle pięknie obrodziła. Sołtysa Śliwnika bardziej od śliw fascynują karpie. Jednego gadającego i śpiewającego ma na ścianie rodzina z Belgii przywiozła taki gadżet. Reszta karpii pływa w stawie i milczy, czekając na Boże Narodzenie. Będą się komponować z wazą kompotu z suszonych śliwek.

Brzeg płyty

Ilości śliwek na drzewach w ogrodzie Anny Popek nigdy nie dorówna ilość mieszkańców Śliwnika. Jest ich dwustu trzydziestu. Są wśród nich tacy, co czasem elegancko kieliszeczek śliwowicy wypiją. Są i tacy, którym bliższy denaturat w śliwkowym kolorze. Ale tak jest w każdej wsi.
Nie w każdej wsi jest wodociąg i gaz. W Śliwniku też nie. Woda miała być, ale coś nie wyszło, o gazie mowy nawet nie ma.
Brak gazu powidłom dobrze robi. Kiedy Anna Popek je smaży, dno garnka grzeje się równomiernie na węglowej kuchni. Potem wystarczy zsunąć garnek na brzeg płyty i pamiętać o mieszaniu. Na pewno się nie przypadli.
Część śliwek już obie panie zamroziły. Będą do ciasta drożdżowego i na pierogi, bo knedle ze śliwkami zbyt czasochłonne. Na pewno jeszcze trochę owoców do zamrażarki się dorzuci.
Część węgierek trzeba będzie ususzyć. I tu znów widać przewagę kuchni z płytą. Wystarczy postawić na niej metalową siatkę, wysypać owoce i ciepło zrobi swoje.
- Kupne suszone śliwki nie dorównują własnym przekonuje Wanda Siwik. Są za silnie uwędzone. Kompot potem nie taki. Jabłka też same suszymy. Na Wigilię jak znalazł.
A śliwowica To nie jest specjalność obu pań. Jeśli już coś, to powidła. Tylko wiśnie zalewały panie spirytusem. Niezła damska nalewka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska