Policjanci ze Świebodzic od kilku dni szukają kury nioski, która zaginęła mieszkańcowi Pełcznicy. Właściciel zażądał wszczęcia śledztwa, znalezienia i ukarania sprawcy. Jego zdaniem kura była wyjątkowa, dlatego jej wartość wycenił aż na 50 złotych.
- Musieliśmy wszcząć postępowanie, przesłuchaliśmy świadków, czyli sąsiadów poszkodowanego, i prowadzimy intensywne czynności, które, mamy nadzieję, doprowadzą nas do złodzieja - mówi Robert Brożyna, zastępca komendanta świebodzickiej policji.
Takich absurdalnych wręcz zgłoszeń jest mnóstwo. W Legnicy, podczas huraganu z 2009 roku, kiedy wichura zrywała dachy i łamała drzewa jak zapałki, do dyżurnego policji zadzwoniła kobieta ze zgłoszeniem, że wiatr porwał jej z trzepaka wypraną bieliznę.
W Dzierżoniowie wciąż pamiętają telefon od jednej ze starszych pań, która zrozpaczona zadzwoniła, by natychmiast do niej przyjechać, bo jej Haneczka weszła na dach i chce się zabić.
Dyżurny wysłał na miejsce patrol policji, zawiadomił też straż pożarną. Policjanci szybko odnaleźli budynek, pod którym stała zapłakana staruszka.
To, co zobaczyli, wmurowało ich w ziemię. Na dachu stała śliczna, czarna kotka, na którą właścicielka wołała Haneczka. Chwilę później przeskoczyła na pobliskie drzewo i zeszła po nim wprost w ramiona właścicielki.
- Nigdy nie zapomnę pewnego zgłoszenia. Było to w czasach, kiedy pracowałem jako dyżurny - wspomina Arkadiusz Wojnowski z Komendy Powiatowej Policji w Świdnicy. - Zadzwoniła pewna pani i zażądała, by policja przyjechała i ukarała mandatem jej sąsiada. Mówiła, że ma dość jego bezczelności i że jeśli nie zrobimy z tym wreszcie porządku, to ona napisze na nas skargę - opowiada.
Na policję zadzwoniła kobieta, której wiatr porwał z trzepaka wypraną bieliznę
Chodziło o jej dwie kaczki i kaczora należącego do sąsiada. Kaczor, nie pytając o zgodę, przychodził na cudze podwórko i - jak to określiła właścicielka kaczek - gwałcił jej ptaki. Kilka razy przepędziła go z podwórka miotłą, ale uparty kaczor przychodził nadal. Zażądała więc od sąsiada, by zrobił z nim porządek. Ten odmówił i powiedział, że nie może zabić kaczora tylko dlatego, że ten odwiedza jej kaczki.
Kobieta postanowiła poprosić o pomoc policję. Dzwoniła dotąd, aż dzielnicowy przyjechał i zdyscyplinował jej sąsiada. Efekt był taki, że zdenerwowany sytuacją pan przeznaczył kaczora na rosół.
Policjanci z Jeleniej Góry zostali niedawno wezwani do kradzieży auta z parkingu przed jednym z hipermarketów. Kiedy przyjechali na miejsce, okazało się, że kradzieży nie było. Właściciel pojazdu zaparkował go w innym miejscu niż zwykle i myślał, że skradziono mu pojazd. - Niestety, takie sytuacje to codzienność. Ludzie są roztargnieni, a my zajmujemy się szukaniem złodziei, których nie ma - żalą się policjanci.
W Dzierżoniowie trzech policjantów przez trzy dni zajmowało się sprawą kradzieży auta znanego stomatologa. Zrozpaczony przyszedł na policję rano i zeznał, że w nocy ktoś ukradł mu auto spod domu. Opowiadał, że przyjechał wieczorem z pracy, a rano przed domem auta nie było. Policjanci zgłoszenie przyjęli i zaczęli szukać skradzionego samochodu. Znaleźli go nietkniętego, 300 m od domu pana doktora. Wtedy lekarz przypomniał sobie, że wieczorem wyszedł do sklepu po papierosy, a że nie było jego ulubionych, to wsiadł do auta i podjechał do następnego sklepu. Potem zapomniał, że przyjechał tam samochodem, i wrócił do domu piechotą...
Policjanci we Wrocławiu pamiętają pewną szczególną interwencję w sprawie zakłócania ciszy nocnej. Było to w centrum, kilka minut przed północą, 31 grudnia. W Rynku odbywał się pokaz fajerwerków. Miasto grzmiało od wystrzałów, gdy dyżurny odebrał telefon od mieszkańca jednej z ulic w pobliżu Rynku, że sąsiedzi zakłócają mu ciszę nocną.
Interwencji sąsiedzkich jest dużo więcej. Wrocławskie służby były kiedyś wezwane przez mieszkańca jednego z peryferyjnych osiedli, który twierdził, że ktoś na jego posesji opróżnił wywrotkę pełną śmieci. Pojechali na miejsce i zaczęli poszukiwania. Dzięki zdjęciom wykonanym przez sąsiadów udało się ustalić, że śmieci wyrzucił sobie sam zgłaszający.
3 dni policjanci szukali auta dentysty, który zapomniał, gdzie je zaparkował
Zdarza się, że policja traci czas przez zwykłą głupotę i złośliwość zgłaszających. Na własnej skórze odczuli to w Głogowie. Dostali zgłoszenie o poważnym przestępstwie. Pognali więc na miejsce, a tam czekał na nich mężczyzna ze stoperem w ręku. Okazało się, że wzywający chciał tylko sprawdzić, jak szybko policja dotrze na miejsce.
Zdarzają się też sytuacje zabawne. Kilka lat temu w Świdnicy policjanci musieli przez trzy dni zajmować się stadem kur. Ptaki zatrzymano wraz z ich złodziejem. On trafił na dołek, a ptaki na policyjny spacerniak.
I bez względu na to, jak poważne jest zdarzenie, wszystkie muszą być traktowane tak samo. Sąd w Jeleniej Górze zajmuje się, na przykład, sprawą kradzieży koperku, za 1,70 zł. Zatrzymany mężczyzna nie przyznaje się, że zwinął warzywo ze sklepu.
Współpraca: SEL, JEW, MJ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?