Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oto kulisy sprawy, którą chwalił się we Wrocławiu Zbigniew Ziobro. Na pewno miał się czym chwalić?

Marcin Rybak
Marcin Rybak
brak
Gigantyczne pieniądze, narkotykowy kartel z Kolumbii, operacje finansowe na całym świecie i … polska polityka. Ujawniamy kulisy śledztwa wrocławskiej Prokuratury Krajowej, w którym zabezpieczono rekordową w dziejach prokuratury sumę – 1,4 mld zł. Mają pochodzić z handlu narkotykami i oszustwa. Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro chwalił się tą sprawą niedawno na konferencji prasowej we Wrocławiu. Mówił na co te pieniądze będą mogły być wydane przez skarb państwa. - Znacznie bardziej prawdopodobne jest legalne pochodzenie tych środków – odpowiada ministrowi wrocławski adwokat Kamil Małecki. Jest jednym obrońców podejrzanych w śledztwie, w którym pojawiła się ta wielka kwota.

Sprawa dotyczy prania brudnych pieniędzy i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. W tle są gigantyczne pieniądze, operacje finansowe, prowadzone na całym świecie i przedsiębiorstwo handlujące wirtualną walutą czyli bitcoinami. W 2017 roku media poinformowały, że wielka międzynarodowa firma, zajmująca się handlem bitcoinami, ulokowała pieniądze w banku spółdzielczym w miasteczku niedaleko Warszawy. Specjalnie do tych finansowych operacji założono w Polsce spółkę, której szefem został obywatel Kanady i Panamy Ivan M.

W kwietniu ubiegłego roku – na specjalnej konferencji prasowej w Prokuraturze Krajowej – poinformowano o zabraniu 1,2 mld zł pochodzących m.in. z handlu narkotykami. To pierwsza informacja o tej sprawie. Wtedy ujawniono, że śledztwo prowadzą wrocławski wydział Prokuratury Krajowej i CBŚP. Z doniesień zagranicznych mediów z kwietnia 2018 wynika, że była to polska część międzynarodowej operacji organów ścigania. Wymierzona w pieniądze firmy od bitcoinów. Zablokowana wówczas miała być gotówka nie tylko w Polsce ale i w USA, Wielkiej Brytanii i Portugalii.

W grudniu 2018 roku media opublikowały list biznesmena Ivana M. do klientów firmy handlującej bitcoinami. Pisze w nim, że „odmawia się” jej usług bankowych w Stanach Zjednoczonych i Europie. „ Jednocześnie stanowczo zaprzeczamy wszelkim zarzutom dotyczącym działalności przestępczej lub nielegalnej związanej z naszymi usługami finansowymi” - czytamy w liście Ivana M. Przedsiębiorca zapowiadał walkę o odzyskanie zablokowanych środków.

Jakiś czas później wrocławska prokuratura złożyła do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie Ivana M. Był to tzw. „areszt poszukiwawczy”. Miał się zacząć z chwilą jego zatrzymania. Taka decyzja poprzedza rozesłanie listu gończego. W marcu – na wniosek wrocławskich śledczych – Sąd Okręgowy we Wrocławiu wydał Europejski Nakaz Aresztowania Ivana M. Mężczyzna został zatrzymany w Grecji. W ubiegłym tygodniu tamtejszy sąd zdecydował o wydaniu go Polsce. Równocześnie do wrocławskiego Sądu Okręgowego wpłynął wniosek Ivana M. o wydanie mu listu żelaznego. Mężczyzna stara się o to by przyjechać do Polski jak wolny człowiek i nie zostać aresztowanym.

Kwota 1,2 mld złotych, o której mówiono w kwietniu ubiegłego roku, urosła tymczasem do 1,4 mld. Kilka dni temu na konferencji prasowej we Wrocławiu Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro chwalił się, że te pieniądze nie zostałyby zabezpieczone gdyby nie nowe instrumenty prawne, wprowadzone w 2017 roku do polskiego prawa. Chodzi o tzw „konfiskatę rozszerzoną”. Ułatwia zabieranie majątku, pochodzącego z przestępstw. Zdaniem ministra Ziobry, gdyby dziś rządziła PO, taka konfiskata nie byłaby możliwa. Na tej samej konferencji prasowej minister wsparł kandydaturę do Sejmu syna Beaty Kempy.

Co ciekawe w kwietniu ubiegłego roku - podczas konferencji prasowej - nie było mowy o tym, że bez „konfiskaty rozszerzonej” nie byłoby możliwe zabranie tych pieniędzy. Wtedy informowano, że zostały uznane za „dowód rzeczowy”. Dlaczego to ważne? Bo i za rządów PO – zanim wprowadzono przepisy o „konfiskacie rozszerzonej” - można byłoby je uznać za „dowód rzeczowy”. W kwietniu 2018 na konferencji prasowej, mówiono, że nie dałoby się tych pieniędzy zabrać bez nowych przepisów o walce z praniem brudnych pieniędzy i terroryzmem. Tak czy siak to wielka suma i być może trafi do skarbu państwa. Rzecz w tym, że najpierw trzeba skończyć śledztwo, oskarżyć podejrzanych i wygrać proces. W prawomocny wyroku sąd ostatecznie orzeknie jaka kwota pochodzi z przestępstwa. I ta trafi do budżetowej kasy.

- Wydaje się być trochę za wcześnie by dziś mówić o tym, że zabezpieczone przez wrocławską prokuraturę 1,4 mld złotych to pieniądze z całą pewnością pochodzące z handlu narkotykami – postępowanie jest przecież na etapie śledztwa. - Zdaniem obrony zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest legalne pochodzenie tych środków. To będzie przedmiotem postępowania dowodowego podlegającego ocenie sądu. Z całą pewnością będzie to jeszcze weryfikowane przez organy prowadzące i nadzorujące śledztwo  – mówi mecenas Kamil Małecki, jeden z trzech obrońców dwóch osób, podejrzanych w śledztwie wrocławskiej Prokuratury Krajowej.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska