Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oto, jak nami manipulują w internecie

Alina Plata
Ilustracja Maciej Dudzik
Czy kupiłeś kiedyś pralkę, zrezygnowałeś z pójścia do fryzjera, zagłosowałeś w wyborach po przeczytaniu komentarza w sieci? Na twoją decyzję mogli wpłynąć amplifierzy, czyli osoby, które za pieniądze zajmują się pisaniem opinii i wiadomości na forach, portalach, serwisach społecznościowych i pod artykułami

Zamierzasz coś kupić, skorzystać z jakichś usług. Pierwsze, co robisz, to pytasz znajomych o opinię lub sprawdzasz ją w internecie. Wiadomo, przecież nie chcesz być manipulowany przez nieobiektywne reklamy. Większość internautów opinie w sieci uważa za godne zaufania źródło informacji. Łatwiej przychodzi nam uwierzenie w internetowe komentarze, niż w zapewnienia aktorów z telewizyjnych reklam czy w uśmiechnięte twarze na billboardach.

Ale wiedzą o tym również firmy, których produkty chcemy kupić. Anonimowe opinie w internecie często są kreowane na ich zamówienie.

Zjawisko pisania opinii za pieniądze na forach internetowych, portalach, serwisach społecznościowych i pod artykułami nazywane jest amplifyingiem, a osoba zajmująca się nim - amplifierem (z angielskiego "amplify" - uczynić coś większym i mocniejszym).

O czym szepcze sieć

Jest wiele serwisów, na których to użytkownicy są odpowiedzialni za tworzenie treści, opinii i rekomendacji produktów. Firmy zajmujące się marketingiem szeptanym w internecie wykorzystują je do promowania produktów swoich zleceniodawców.
Czym jest marketing szeptany? Najprościej mówiąc, to działania, jakie podejmują firmy, żeby wywołać u klientów pozytywne rekomendacje odnośnie swojego produktu, marki czy usług. Informacje mogą być przekazywane zarówno twarzą w twarz, np. salon fryzjerski może polecać nową linię szamponów klientom podczas strzyżenia, jak i w formie pisanej, poprzez internet, który stał się doskonałym polem jego działania. Firmy oficjalnie nie przyznają się do takich działań. I, jak twierdzi Szymon Sikorski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Public Relations, nic w tym dziwnego.

- To szkodliwe i groźne zjawisko. Wyobraźmy sobie, że chcemy pojechać na długo oczekiwany urlop. Oczywiście, chcemy wybrać jak najlepszą ofertę wakacji i przeglądamy internet w poszukiwaniu informacji na ich temat. Trafiamy na pozytywne opinie napisane przez wynajęte osoby i, ulegając ich rekomendacji, wybierzemy się na zachwalaną wycieczkę. Czeka nas rozczarowanie, okropny urlop, utrata zaufania do firmy i do społeczności internetowej - mówi Sikorski.

Facebook

Marketing szeptany najbardziej rozwinął się na facebooku. Ostatnio wpadkę zaliczyła sieć komórkowa, na której facebookowym profilu pojawił się wpis z pytaniem dotyczącym jednej z usług. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że pytanie zostało najpierw opublikowane przez samą firmę. Wpis został szybko skasowany, a niedługo potem dodany już przez innego użytkownika. Osoba, która pomyłkowo opublikowała pytanie z profilu firmy, zapominając przelogować się na swoje prywatne konto, została zwolniona z pracy. Wielu z internautów poczuło się oszukanych nakręcaniem pozytywnych komentarzy przez firmę.

- Taka działalność na portalach społecznościowych to żadna nowość - mówi wrocławianin Marek, student informatyki, który prowadzi kilkanaście kont na facebooku na zlecenie kilku firm. - Nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele dyskusji w internecie, nie tylko na facebooku, ale i w komentarzach na forach dyskusyjnych czy blogach, to forma reklamy. Dlatego należy do nich podchodzić z bardzo dużą rezerwą. Świetnie oddaje to słynny w sieci rysunek przedstawiający siedzącego przy klawiaturze psa z podpisem: "w internecie nikt nie wie, że jesteś psem" - uśmiecha się Marek.

Na czym polega jego praca? - Zbieram znajomych, ludzi, których w ogóle nie znam, i przez wykorzystywanie opcji "lubię to’’ polecam im dane produkty czy usługi. Aktywnie biorę udział w dyskusjach, udzielam się w komentarzach, reaguję na negatywne opinie - mówi Marek. - Zależnie od miesiąca zarabiam około tysiąca złotych.

"Wszystko przez Tuska"

W manipulowaniu potencjalnymi wyborcami prześcigają się też politycy. Za pisanie komentarzy pod artykułami i opluwanie przeciwników płacą firmom zajmującym się SEO, czyli pozycjonowaniem stron internetowych, prywatnym, jednoosobowym firmom lub robią to sami członkowie danej partii w ramach czasu pracy.
Czy komentarze "to wszystko przez Tuska" albo "to wina Kaczyńskiego", które mnożą się codziennie w sieci, pisze z własnej woli zwykły Kowalski, miłośnik danej opcji politycznej? Takich złudzeń nie ma Eryk Mistewicz, konsultant polityczny i wydawca kwartalnika "Nowe Media".

- To jest przemysł. Wiedzą o tym wszyscy działacze polityczni - od lokalnych do parlamentarzystów. Politycy wykorzystują gazety, telewizję i oczywiście internet, monitorując i generując fale komentarzy. Nie widzę w tym nic złego. Ważne jest to, żeby tej fali nadać dobry kierunek - mówi Mistewicz.
Potwierdza to pracownik jednej z małych wrocławskich agencji PR. - Nikt oficjalnie się do tego nie przyzna, to są delikatne zlecenia. Jak to działa? Jeśli codziennie czytamy artykuły z komentarzami "X musi odejść" "wszystkiemu winna jest polityka X", to nawet jeśli nie mieliśmy na temat "Iksa" żadnej opinii, po pewnym czasie stwierdzimy, że skoro wszyscy go nie lubią, to coś w tym musi być. To socjotechnika - mówi Krzysztof, amplifier i PR-owiec.
Kilka lat temu Patrycja Kotecka, ówczesna zastępczyni dyrektora Agencji Informacji TVP, zamieszana była w aferę o rzekome nadużycia, jakich miała dopuścić się jako szefowa jednego z działów TVP. - Okazało się, że większość komentarzy pisanych w obronie dziennikarki była wysłana z komputerów Ministerstwa Sprawiedliwości. Ministrem był wtedy Zbigniew Ziobro, obecny mąż pani Koteckiej. Kiedy podobne działania wychodzą na jaw, zawsze przynoszą odwrotny od zamierzonego skutek - opowiada Szymon Sikorski.

300 postów, 200 złotych

Ile można zarobić na pisaniu komentarzy na zlecenie? "Gazeta Prawna" w grudniu 2010 roku podawała zarobki amplifierów rzędu 5-20 tys. zł miesięcznie. Zdaniem moich rozmówców i to jednak znacznie przesadzone dane. Na zachwalaniu w inter-necie można zarobić od kilku groszy do kilku złotych za jeden wpis. Konkurencja jest duża. Ci, którzy nie chcą przepłacać, do komentowania wynajmują studentów.

- Wynajmowanie do pisania niedoświadczonych osób, żeby obniżyć koszty usługi, to często duży błąd. Amplifier musi znać się na tematach, o których pisze. Wyobraźmy sobie laika piszącego o branży budowlanej. Jego wysiłki wywołają śmiech w gronie potencjalnych klientów, którzy od razu poznają, że mają do czynienia z nieudolnym e-marketerem - mówi Mateusz, który cztery lata temu założył jednoosobową firmę zajmującą się amplifyingiem. - Za 300 wpisów długości około 200 znaków dostaję ponad 200 złotych. Zdobyłem zaufanie kilku marek i daję radę się z tego utrzymać, ale na pewno kilka tysięcy pensji w tym zawodzie to gruba przesada. Patrząc na moich znajomych z branży, zarobki wahają się od 6 do 20 złotych za godzinę - dodaje Mateusz.

Komentarz z urzędu

Opinie na zlecenie nie omijają też instytucji publicznych. Jak to wygląda za granicą? - Armia amerykańska wydaje duże pieniądze na narzędzia i programy oceniające, czy dany wpis w internecie, komentarz, ma wydźwięk pozytywny, czy negatywny. Jeśli trafi na ten negatywny, w ciągu kilkunastu minut odpowiada na niego, dbając o wizerunek armii - mówi Szymon Sikorski.
W zeszłym roku opinię publiczną poruszyła sprawa Urzędu Miasta w Łodzi. Zamieścił on ogłoszenie, w którym poszukiwał osoby do pisania komentarzy. Kandydat miał być częścią zespołu "realizującego nową strategię promocji marki miasta Łódź", a jednym z jego obowiązków miało być pisanie komentarzy w internecie.

Z kolei Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi szukała pracownika do "prowadzenia analizy forów internetowych oraz portali prasowych (...) w celu reagowania na niezasadną krytykę oraz umieszczenia stanowiska mającego na celu budowanie właściwego wizerunku łódzkiej Policji". Konkursu nie rozstrzygnięto i ani oficjalnie, ani służbowo nikt przychylnych policji komentarzy na forach nie pisze.
Szymon Sikorski nie widzi przyszłości dla takich praktyk w Polsce. - Na świecie kilka lat temu stosowano pisanie komentarzy i anonimową aktywność na forach, jednak nie jest ona ani skuteczna, ani etyczna. Szybko to zauważono i obecnie działania PR skłaniają się ku przejrzystemu i uczciwemu dialogowi między firmą a konsumentem. Niestety, zawsze znajdzie się kilku "magików" i "firemek", które będą się tym zajmować - wyjaśnia Sikorski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska