Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oto jak goście okradają dolnośląskie hotele

Arkadiusz Gołka
fot. Paweł Relikowski
W czterogwiazdkowym hotelu Zamek na Skale w Trzebieszowicach dobiega końca impreza integracyjna dużej wrocławskiej korporacji. Wśród uczestników dominuje mocno rozweselone towarzystwo w markowych ubraniach, popijające najdroższe drinki i zajadające się najlepszymi daniami z menu. W pewnym momencie z sali bankietowej po schodach do swojego pokoju chwiejnym krokiem idzie mężczyzna w marynarce. Nagle wykonuje niechcący niedbały ruch i z jej rękawów oraz zewnętrznych kieszeni wypada cały stos sztućców. Ich głośny brzęk o schody zwabia obsługę hotelową i sporą część gości. Mężczyzna natychmiast robi się purpurowy na twarzy.

- Okazało się, że zabrał wszystkie sztućce z naszej restauracji. Nie wiedzieliśmy, czy potraktować to jako próbę kradzieży, czy jako dziwny żart. Ale nie robiliśmy temu panu z powodu takiego zachowania problemów, bo i tak było mu raczej głupio - wspomina ze śmiechem Anita Mojszewska pracująca w hotelu Zamek na Skale. - Czasami zdarzają się u nas przypadki wynoszenia różnych przedmiotów z pokojów, ale chodzi raczej o drobnicę. Nikt nie wyniósł jeszcze łóżka ani telewizora. Giną zwykle długopisy, mydełka, balsamy czy hotelowe szlafroki - podkreśla. I dodaje, że dwa miesiące temu ktoś skusił się nawet na otwieracz do butelek.

Osobną kategorię wśród hotelowych złodziei stanowią kolekcjonerzy markowych przedmiotów. Nawet jeśli chodzi tylko o bibeloty. Nieważne, że popełniają kradzież - liczy się tylko to, by zdobyć szlafrok albo ręcznik z logo renomowanego hotelu.
- Niektórzy polują wyłącznie na przedmioty łatwe do skojarzenia z konkretną marką. Dostajemy też średnio raz na miesiąc mejle od zbieraczy gadżetów z prośbami, żeby im przesłać nasze pendrajwy, ręczniki czy kubki. A nikt nie wspomina o zapłacie za nie - wyjaśnia pani Anita.

To miejsce nie jest wyjątkiem. W różnych hotelach i pałacach na Dolnym Śląsku regularnie dochodzi do przypadków kradzieży rozmaitych rzeczy - od drobniejszych po poważniejsze. Okazuje się, że gdy klient ma zasobny portfel i wynajmuje superluksusowy pokój, wcale nie uruchamia to w jego głowie hamulców przed przywłaszczeniem sobie na pamiątkę przedmiotu codziennego użytku. Poza dziwacznym "kolekcjonerskim" hobby trudno to wytłumaczyć, bo przecież na pewno go na taki stać.

Dosyć standardowy zestaw przedmiotów, który najczęściej znika z luksusowych hoteli, to kołdry, poduszki, koce czy ręczniki. Kreatywność niektórych klientów pod względem sposobów kradzieży wręcz nie zna granic.
- Jakieś pięć lat temu młode małżeństwo wypchało w całości dziecięcy wózek pościelą i próbowało ją w nim wywieźć poza hotel. Sprawa wyszła na jaw, kiedy obsługa zorientowała się, że kolejny nowy zestaw pościeli był do ich pokoju zamawiany podejrzanie często - mówi pani Dorota, kierownik działu służby pięter w jednym z największych czterogwiazdkowych wrocławskich hoteli, położonym przy ul. Piłsudskiego.

Czasami czyimś łupem padnie w tym hotelu żelazko. Kiedyś rabowano też kosmetyki, ale teraz jest ich w apartamentach mało, więc to nie problem. Ale co innego, jeśli ciągle można za darmo "zalać robaka".
- Zdarza się, że goście wypijają alkohol z minibarku, z którego korzystanie jest płatne. Ktoś, kto na przykład płaci 700 złotych za pokój, jest w stanie osuszyć butelkę whisky i wlać do niej... herbatę albo wodę z kranu. Później następni goście muszą być nieźle zaskoczeni, kosztując takich "alkoholowych" napojów - tłumaczy pani Dorota.
- Niektórzy po wypiciu piwa obracają pustą puszkę do góry dnem i udają, że nic się nie stało. Na szczęście nigdy nie próbowano nam ukraść telewizora i podobnego sprzętu - podkreśla.

Kłopotliwi klienci z lepkimi rękami jakoś szczęśliwie omijają hotel Puro przy ul. Włodkowica 6. Ceny za nocleg wahają się tam od około 200 zł do 400 zł.
- Czasami zginą nam ręczniki, poduszki albo zdarzy się wykręcona żarówka, ale to są pojedyncze sytuacje - zapewnia pani Barbara Berndt, kierowniczka hotelu. - Trochę baliśmy się najazdu kibiców z Rosji i innych wschodnich krajów w trakcie Euro 2012. Ale obyło się bez ekscesów - komentuje.
Mimo tego, żeby w naturze panowała równowaga, czasami problemy sprawiają pospolici rzezimieszkowie. Na przełomie lipca i sierpnia tego roku ze stanowiska komputerowego w holu ktoś skradł ekran dotykowy. Personel hotelu podejrzewa, że winę za to ponosi jakiś lokalny rabuś. Ciągle szuka go policja.
Natomiast hotel Lothus, znajdujący się przy ul. Wita Stwosza 22/23, ma zupełny spokój z "kolekcjonerami", odkąd wprowadził różne zabezpieczenia. Wieszaki występują w nim tylko w wersjach hotelowych. Są przyczepione do ścian i nie da się ich wynieść.

- W naszym hotelu nikt nie chciał się szarpnąć na telewizor. Co innego, jeśli mowa o detalistach, parających się hotelowymi rabunkami. Pamiętam przypadki gości, którzy wyjmowali z pilotów do telewizora baterie. Teraz mamy je jednak zabezpieczone i nie można samemu wyjąć klapki z pilota - śmieje się Michał Kiełbik, kierownik działu sprzedaży i marketingu.
Z kolei w luksusowym apartamentowcu Art Apart przy ul. Walońskiej 9-11-13 w czerwcu pewien mężczyzna zamówił do pokoju mały plastikowy stolik. Nie miał czystych intencji. - Mebel kosztował tylko 19 złotych. Klient dostał go w pudle. Po chwili został nakryty, jak próbował je wraz z zawartością wynieść. Tłumaczył pokrętnie, że chciał go wypróbować w innym miejscu - wspomina Małgorzata Ludwicka, menedżerka obiektu.

Ale telewizor to jednak zbyt łakomy kąsek, by tak po prostu odpuścić. Dwa lata temu zagraniczny turysta zawstydził polskich rabusiów i okradł z niego hotel Silfor Premium Europejski mieszczący się przy ul. Piłsudskiego 88. - To był model 26-calowy z ciekłokrystalicznym ekranem. Gość odkręcił go od ściany scyzorykiem, schował do walizki i tak wyniósł. Zgłosiliśmy sprawę policji, ale jako że chodziło o cudzoziemca, została ona umorzona - wyjaśnia Anna Wojda, dyrektorka hotelu.

Bogactwo osłabia skrupuły

Z dr. Jarosławem Kulbatem, psychologiem społecznym z wrocławskiego wydziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, rozmawia Arkadiusz Gołka

Dlaczego ludzie bogaci, których stać na nocleg w najdroższych hotelach, kradną z nich przedmioty? Przecież na pewno bez problemu stać ich na wszystko, co tam zastaną.
Pamiętajmy, że nie ma żadnych badań, analizujących takie zachowania człowieka. Możemy tylko spekulować. Po pierwsze, te hotelowe gadżety są ekskluzywne i podobne do tych, których klienci takich hoteli używają na co dzień. To więc, że są bogaci, nie jest dla nich barierą. Po drugie, hotele stosują taką strategię, że ewentualne kradzieże są wliczone w cenę noclegu i nie ścigają rabusiów. Do działań niemoralnych motywuje więc ludzi poczucie bezkarności.

Ale czy ryzyko kompromitacji nie hamuje takich osób z wyższych sfer?
Tak, może je hamować. Gdy hotel wszczepia chip do pościeli z alarmem, liczba kradzieży spada. Ale są badania dowodzące, że zasobność portfela powoduje osłabienie hamulców moralnych. To nie tak, że bogaci są niemoralni, jednak bywają bardziej niesprawiedliwi. Ich samokontrola może spaść. Na tej samej zasadzie kierowcy luksusowych aut częściej łamią przepisy i dobre obyczaje drogowe niż pozostali.

Mogą się tutaj pojawić przypadki kleptomanii?
Oczywiście. Jednak to forma psychopatologii, występująca tak samo rzadko, jak zaburzenia wśród podpalaczy. Kleptomania w sensie klinicznym występuje u jednej osoby na tysiąc. Jest to więc absolutna rzadkość.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska