Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostre starcie między wrocławskim duchowieństwem a władzami miasta. Poszło o piwo

Hanna Wieczorek
Wnętrze Piwnicy Świdnickiej przedstawione na grafice ,której autorem jest Eugen Horstig
Wnętrze Piwnicy Świdnickiej przedstawione na grafice ,której autorem jest Eugen Horstig źródło: wroclaw.hydral.com.pl
We Wrocławiu piwo cieszyło się popularnością od zawsze. No, może to "od zawsze" jest trochę na wyrost, ale już w średniowieczu było ulubionym napitkiem mieszkańców naszego miasta. Doszło nawet do tego, że pokłócili się o nie duchowni i władze miejskie. Po tym, jak straż miejska skonfiskowała złoty trunek jadący do klasztoru, zamknięto kościoły, nie udzielano ślubów, nie chrzczono dzieci, a zmarłych chowano bez księży.

W średniowieczu piwo we Wrocławiu sprzedawano na każdym miejskim "krzyżu", a więc na skrzyżowaniach wrocławskich ulic.
Najsłynniejszą piwiarnią była Piwnica Świdnicka, o której pierwsze wzmianki pochodzą z 1331 roku. W podziemiach ratusza, pod stopami rajców miejskich, goście mogli się raczyć piwem. Jak sama nazwa wskazuje, najchętniej sięgano po jęczmienne ze Świdnicy, choć podawano także chmielowy trunek warzony w Strzegomiu, Krośnie Odrzańskim, Złotoryi, Warszawie i Frankfurcie.

W mieście przecież także warzono piwo: ciemne, zwane czarnym baranem, i jasne, nazywane baranem białym. Jak wynika z różnych przekazów, rodzime piwo najlepszej jakości nie było, sięgnięto więc po administracyjne środki, by wyeliminować konkurencję. Skorzystano z przywileju, który gwarantował wyłączność na handel piwem w obrębie murów miejskich. Odtąd nikt na własną rękę piwa spoza Wrocławia sprowadzać nie mógł, a większość raczyć się musiała podrzędnym napitkiem.
Nie wszystkim w smak był ten nakaz. Szczególnie bolało nad tym wrocławskie duchowieństwu, bo - jak można wyczytać w pismach biskupa Mikołaja z Poznania - "Zdarzyło się, że obywatele wrocławscy nie dozwalali, abyśmy do katedry sprowadzali piwo do picia spoza miasta, gdyż, jak wiecie, piwo tam (we Wrocławiu) wyrabiają podrzędne i wielki jest w lecie brak napoju". Nie da się ukryć, że próbowano na różne sposoby zakaz ten obchodzić.

Na przykład Jodok z Głuchołaz, opat klasztoru na Piasku, poradził sobie w ten sposób, że kupił w Świdnicy dom z uprawnieniem do warzenia piwa. Było to w roku 1335. Jak pisze Krzysztof Czarnecki, przyjaciel Jodoka, biskup ołomuniecki Jan, zachwycał się w listach świdnickim piwem marcowym.
Trudno się opatowi dziwić. Piwo ze Świdnicy słynne było na całym Śląsku. Bywało, że karawany przewożące beczki z nim padały łupem rycerzy rabusiów.
Nic więc dziwnego, że w końcu doszło do ostrego starcia między wrocławskim duchowieństwem a władzami miasta. W roku 1380 książę legnicki Ruprecht, nie zwracając uwagi na zakazy i nakazy wrocławskiej rady miejskiej, wysłał swemu bratu - Henrykowi, dziekanowi kapituły katedralnej - wóz wypełniony beczkami ze świdnickim piwem.

Henryk na próżno wypatrywał prezentu świątecznego od brata. Straż miejska nie dość, że wóz z piwem skonfiskowała, to jeszcze woźnicę do lochu wtrąciła. Duchowni nie przyjęli z pokorą decyzji patrycjuszy miejskich. Zażądali oddania piwa, ostrzegli władze miasta, że jeśli beczek z trunkiem ze Świdnicy nie dostaną, obłożą Wrocław klątwą. Duchowni oczekiwanego specjału nie dostali, bo mieszczanie ostrzeżenie zlekceważyli. Na taką zniewagę biskup Wacław zareagował wściekłością - obłożył miasto interdyktem i wraz z całą kapitułą wyemigrował do Nysy.
Interdykt to nic innego, jak zakaz odprawiania obrzędów religijnych. Tak więc od 7 stycznia 1381 roku we Wrocławiu zamknięto kościoły, nie udzielano ślubów, dzieci nie chrzczono, a zmarłych chowano bez księży.

Uparci duchowni nie ugięli się nawet pod naciskiem króla czeskiego Wacława IV. Przybył on do miasta 27 czerwca 1381 roku, by przyjąć hołd książąt śląskich. Hołd było komu złożyć, ale zabrakło duchownych, którzy mieli odprawić mszę świętą. Król chciał, by uchylono inter-dykt na czas jego pobytu w śląskiej stolicy. Biskup był nieugięty. W końcu udało się przymusić do posług kapłańskich opata Wacława z klasztoru św. Wincentego. Opat zgodził się, tyle że w nocy dał drapaka z braciszkami zakonnymi i zatrzymał się dopiero w Wielkopolsce.
Król czeski takiego dyshonoru płazem puścić nie mógł. Kazał żołnierzom splądrować klasztory, co ci dokładnie, i - jak się wydaje - z ochotą zrobili. Wypełnili oni rozkaz królewski tak dokładnie, że nie oparł się im dwór biskupi i domostwa kanoników.

Trudno powiedzieć, jak zakończyłaby się wojna piwna między mieszczanami, duchowieństwem i królem. Ostatecznie udało się załagodzić sytuację dzięki mediacji opata Wacława z Lubiąża.
Król czeski zażyczył sobie, by mieszczanie złożyli mu przysięgę na wierność. Kapituła miała cofnąć interdykt i zapłacić 5000 marek grzywny. W zamian za to dobrotliwy król przyznał duchownym przywilej: 5 maja 1382 roku zezwolił na sprowadzanie i wyszynk świdnickiego piwa. To zresztą później prowadziło do niejednej utarczki między mieszczanami i duchownymi.
Jeszcze dobre 100 lat po wojnie piwnej wrocławianie przedkładali nad wszystkie inne trunek robiony w Świdnicy. Jasno to było widać pod koniec XV wieku, kiedy Śląsk ogarnął chaos związany z wojnami husyckimi. W 1470 roku, husycki władca Czech Jerzy z Podiebradu walczył o władzę z królem Węgier Maciejem Korwinem. Odbiło się to na wrocławskich mieszczanach, bo w całym tym zamieszaniu świdnickie piwo przestało w ogóle docierać do śląskiej stolicy. Wzburzeni tym mieszczanie wrocławscy nie darowali radzie miejskiej. Przymusili patrycjuszy do wyłożenia pieniędzy na zbrojną eskortę karawan przewożących piwo ze Świdnicy do Wrocławia.

Z czasem jednak i wrocławianie nauczyli się warzyć świetne piwo. W XVI-XVII wieku było ono słynne w całej środkowej Europie. Jak twierdzi Maciej Molczyk, przewodnik miejski, zwano Wrocław drugą Bawarią.
Warzenie piwa stało się istotnym zajęciem. W 1500 roku rada miejska otworzyła nawet przy ul. Kotlarskiej browar, który miał zaopatrywać w ten napój Piwnicę Świdnicką. Okazało się jednak, że miejsce zostało źle wybrane i trudno stamtąd było przewozić trunek do miejskiej karczmy. Browar przeniesiono więc naprzeciwko Piwnicy Świdnickiej - do domu Pod Złotym Dzbanem.

Mijały stulecia, a piwo nadal było ulubionym trunkiem mieszkańców naszego miasta. W połowie XIX wieku działało w naszym mieście 81 browarów! A człowiek z głową do interesów mógł na piwie zbić prawdziwy majątek. Udowodnił to bawarczyk Conrad Kissling, który z miernym rezultatem próbował się dorobić na handlu (między innymi sprowadzał ser z Królestwa Polskiego). Poszczęściło mu się dopiero, kiedy wpadł na pomysł, by we Wrocławiu sprzedawać bawarskie piwo i otworzył piwiarnię w kamienicy na rogu Rynku i św. Mikołaja. Jak pisze Halina Okólska w swojej książce "Piwo we Wrocławiu", sukces przerósł oczekiwania. Chętni, by napić się prawdziwego piwa z Bawarii, grzecznie czekali w ogonku na chodniku przed lokalem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska