18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnia noc w miasteczku namiotowym Solidarności (ZDJĘCIA)

Jacek Antczak
Północ. Ostatnia, jak się później okazało, noc w miasteczku namiotowym przed urzędem wojewódzkim. Przed namiotem trwa "starcie" kilku kolejarzy z dwoma policjantami. Przyjazne. Na argumenty. Kto ma cięższą pracę? Dlaczego mimo bezrobocia w policji są wakaty i w ogóle dlaczego w Polsce jest jak jest - nie najlepiej.

Po sześciu dniach spod Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu znika miasteczko namiotowe "Solidarności". Związkowcy protestowali w ten sposób m.in. przeciwko tzw. umowom śmieciowym czy likwidacji szkół oraz podniesieniu płacy minimalnej. - Podjęliśmy uchwałę o tymczasowym zawieszeniu tej formy protestu i przeprowadzeniu w zakładach pracy referendum. Ma ono dotyczyć nowej akcji protestacyjno-strajowej, zapytamy ludzi o to, czy wezmą u dział w kolejnym proteście i jak długo chcą protestować. Przygotowujemy się teraz do ostrzejszej formy protestu - mówi Kazimierz Kimso, prezes dolnośląskiej "Solidarności".

Policjanci i kurtyzana z TV

Zanim zapadła decyzja o przerwaniu protestu, odwiedziliśmy w nocy związkowców. Właśnie trwała dyskusja kolejarzy z policjantami z patrolu o kibicach z Polski i Europy.

- Coś o tym wiem, jestem maszynistą, przewoziłem w pociągu jednych i drugich. Na razie im nie dorównujemy - przekonuje, a może pociesza policjanta maszynista z Solidarności, Janusz Sławiński. - A wy jesteście zbyt opieszali. Kiedyś wiozłem cały transport nowych samochodów. W Legnicy gówniarze obrzucali je kamieniami. Zatrzymałem skład, zadzwoniłem pod 112, ale zanim dotarliście na miejsce, dawno zdążyli zwiać - takich opowieści związkowcom starczyłoby nie wiele nocnych rozmów o Polsce.

- To i tak dobrze, że pan zadzwonił. My Polacy już tacy jesteśmy: widzą, jak ktoś po kilku piwach wsiada do samochodu, to odwracają głowę. Nie chcą wyjść na kapusiów czy donosicieli i nie pomyślą, że dwa skrzyżowania dalej taki delikwent może wjechać w ich dzieci - policjant z komisariatu Stare Miasto, który patroluje rejon pod urzędem wojewódzkim we Wrocławiu, gdzie protestacyjne miasteczko umieściła Solidarność, wdał się w długą dyskusję ze związkowcami. Ma luz, bo w tym czasie cały teren patrolują... sami kolejarze. Na noc - jeszcze nie wiedzieli, że ostatnią - zostaje ich około trzydziestu. Tym razem z kolejarskiej Solidarności.

Rozpisali sobie dyżury i podzielili rolami. Niektórzy przysypiają na karimatach w śpiworach, trójka ogląda "Niebezpieczną piękność", czyli film o perypetiach weneckiej kurtyzany, który akurat leci w TV, ktoś przegląda "Gazetę Obywatelską", dostarczoną im przez panią od Kornela Morawieckiego z Solidarności Walczącej. Ale większość w podgrupach toczy nocne Polaków rozmowy. Męskie.

- Bo dziś babek nie ma, to kolejarska ekipa - rzuca nie bez żalu przysypiający Bogusław Cichosz z Miłkowic. Przyjechał do Wrocławia wprost z dyżuru. Dlatego od razu wziął patrol, przegonił nastolatków, którzy kręcili się przy namiotach i zabiera się do spania. I od czasu do czasu rzuca, że jakieś kobitki jednak by się przydały.

Lemingi nie pracują nocami

"Ta piosenka miła jest dla władzy/ oni dobrze wiedzą komu dać/ kto uczciwy, nie ma rady/ ten pożyje bez przesady/ niech popatrzy na parady/ jest OK, skąd ta złość/ pracy brak, czasu dość?" - w niedzielę wieczorem dla protestujących śpiewał Wojciech Popkiewicz, wrocławski reżyser, poeta i kompozytor. "Tango leminga" napisał kilka dni temu - specjalnie dla nich. - Jestem w Solidarności od początku, od 1980 roku. To inna sytuacja, inny protest, ale wciąż chodzi o to samo, o godność ludzi - mówi Popkiewicz. I dodaje, że protest jest wzorcowy, a związkowcy spokojni, choć zdeterminowani.

- Ja też pamiętam rok 1981, mało brakowało, żebym wtedy pacyfikował ludzi Solidarności. Już nawet siedziałem w skotach, które grzały silniki - opowiada Andrzej Petrecki, kierownik pociągu z kłodzkiej sekcji NSZZ "S" Dolnośląskich Zakładów Regionalnych PKP. - Miałem 23 lata i po wprowadzeniu stanu wojennego wzięli mnie do wojska. Skoszarowali w Kłodzku i mówili, że pojedziemy pacyfikować robotników poza Dolny Śląsk, by nie trafić na krewnych. Dowódca się modlił, żeby do tego nie doszło. I wymodlił. Po wyjściu z wojska zapisałem się do Solidarności i zostałem konduktorem - opowiada Petrecki.

To przeszłość, dziś kolejarze martwią się o przyszłość. - Jest coraz gorzej. Dokładają nam obowiązków i odpowiedzialności, a proponują takie zmiany w kodeksie pracy, że włosy się jeżą na głowie - tłumaczą szef Komisji Zakładowej "S" Wiesław Natanek i drużyn konduktorskich Dariusz Cichoń. Ten drugi mieszka w Kamieńcu, dojeżdża do pracy we Wrocławiu. Czasem koczuje na Dworcu Głównym do rozpoczęcia dyżuru przez parę godzin, a potem wraca do domu, przebiera się, śpi przez dwie, trzy godziny i... wraca do pracy do Wrocławia. - Rząd Tuska sprzyja tylko pracodawcom, a na kolejach chce zarabiać. A tak się nie da, to przeciwko pasażerom i nam - mówią.

"Chwalą" za to ministra infrastruktury. - On szanuje naszą tradycję. Na kolei zawsze był zwyczaj, że nowy pracownik dostaje od PKP zegarek, by pamiętał, że pociągi nie mogą się spóźniać. Minister Nowak pewnie dlatego pożycza zegarki od biznesmenów - kolejarze protestują nawet nocami, ale nie tracą humoru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska