Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Orzeł dla wrocławianina za dźwięk w filmie "Sonata". Zrobił coś wyjątkowego. Pokazał dźwiękiem... brak słuchu!

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
Tomasz Sikora był odpowiedzialny za dźwięk w filmie "Sonata". Otrzymał Orła za swoją pracę.
Tomasz Sikora był odpowiedzialny za dźwięk w filmie "Sonata". Otrzymał Orła za swoją pracę. Maciej Rajfur
Polską Nagrodę Filmową „Orzeł” za dźwięk otrzymał film „Sonata”, a dokładniej Tomasz Sikora i Artur Kuczkowski. W rozmowie z „Gazetą Wrocławską” Tomasz Sikora opowiada, jak udźwiękowił wyjątkowy film, który opowiada o niedosłyszącym pianiście.

Maciej Rajfur: Jak odbierasz tego Orła, nazywanego w końcu polskim Oscarem?

Tomasz Sikora: Oczywiście bardzo się cieszę. Nie jest to mój pierwszy film. Swój debiut jako dźwiękowiec w filmie pełnometrażowym przeżyłem w 2003 roku. Orła traktuję nie tylko jak nagrodę za „Sonatę”, ale jak docenienie mojej dotychczasowej pracy. Zawsze podchodzę do dźwięku kreacyjnie, nie tylko technicznie, więc wszystkie moje filmy zawierają coś więcej niż dobre wykonanie. Staram się wychodzić poza ramy i standardy.

„Sonata” to niezwykły film jeśli chodzi o temat dźwięku. Opowiada o Grzegorzu Płonce, który cierpi na niedosłuch, choć przed długie lato uważano, że to autyzm. Główny bohater przechodzi różne etapy a propos swojego słuchu. Musieliście to dobrze zrealizować właśnie pod względem dźwięku. Czym się różniła praca przy tej produkcji od innych?

Przede wszystkim ważny był konspekt dźwiękowy, który miał pomóc w zdobywaniu środków finansowych. Reżyser poprosił mnie o napisanie takiego dokumentu, który opowie, jak ma wyglądać dźwięk w filmie na podstawie scenariusza. To nie zdarza się często, że dźwięk okazuje się tak ważny, iż mówimy o nim na tak początkowym etapie. Ja z reguły nie czytam wcześniej scenariuszy, bo później i tak się dużo zmienia wobec finałowego efektu. A w tym przypadku zrobiłem to już na samym początku, żeby stworzyć spójną i oryginalną koncepcję dźwięku. Dlatego przed zdjęciami omawialiśmy dużo rzeczy – jak ma wyglądać filmowanie, jak prowadzić aktorów. Dyskutowaliśmy z Arturem Kuczkowskim długo o nagraniach na planie, żeby potem w postprodukcji korzystać z dobrych materiałów.

Jak podeszliście do udźwiękowienia niepełnosprawności Grzegorza Płonki, czyli głębokiego niedosłuchu? To musiało być wyzwanie. Oglądając film mocno wczułem się w sytuację głównego bohatera właśnie dzięki dźwiękom.

Musieliśmy pokazać, jak Grzegorz nie słyszy, jak odzyskuje słuch przez aparat słuchowy, a potem go odrzuca. I jak słyszy przez implant. To było kilka etapów. Cieszę się, że udało się poruszyć widza. Jest taka scena, w której prof. Skarżyński (gra go Jerzy Stuhr – przyp. red.), prosi rodziców Grześka, którzy nie rozumieją niepełnosprawności syna, żeby zatkali uszy rękami i posłuchali w ten sposób świata. Doświadczyli, jak brzmi ten otoczenie „przytkanych” dźwięków. Ta scena stała się dla mnie inspiracją. Tak musiał zabrzmieć dźwięk. Jakbyśmy mieli zatkane uszy. Oczywiście w odzwierciedleniu filmowym niedosłuchu jest dużo niuansów. Myśleliśmy na przykład, że subiektów (subiekty inaczej POV – point of view czyli sceny filmowane jakby w pierwszej sobie z perspektywy bohatera, dotyczy to obrazu ale i dźwięku, kiedy słyszymy to co jakby słyszy bohater) będzie więcej na etapie projektowania dźwięków, ale zrewidowaliśmy nasze wyobrażenia. Okazało się, że nie trzeba ich tak dużo. Ten film nie polega na epatowaniu jakimikolwiek efektami, także dźwiękowymi.

I w końcu naprawdę dobrze słyszałem dialogi w polskim filmie!

Nie ukrywam, że skupiliśmy się na obróbce dialogów, które zostały dobrze nagrane przez Artura na planie. Zwracaliśmy uwagę, żeby aktorzy mówili wyraźnie. W polskim kinie niestety regularnie zdarza się, że aktorzy mówią niechlujnie, pod nosem. My kładliśmy nacisk na to, żeby nie było żadnego mruczenia. I udało się osiągnąć dobry efekt. Rzeczywiście dużo ludzi mi tego gratuluje. Właśnie nie tylko aspekt efektu słuchu u Grześka był ważny. Przez kontrast z wyraźnymi dialogami całość stała się poruszająca.

W jaki sposób słyszący dźwiękowcy weszli w świat osoby niedosłyszącej?

Sami wymyślaliśmy niektóre rzeczy, ale długi czas spędziłem na zbieraniu dokumentacji medycznej. Okazało się, że istnieje naprawdę spory świat medyczny związany ze słuchem. Mieliśmy do dyspozycji programy komputerowe, które symulują różne stopnie i fazy niedosłuchu. Można do nich załadować plik z muzyką lub z mową i zobaczyć przez różne ustawienia, jak słyszy człowiek z konkretnym niedosłuchem. Co więcej, jak słyszy też człowiek z implantem. Bo w filmie mamy taką scenę, kiedy główny bohater odbiera świat dźwięków w sposób niemalże komputerowy przez implant, czyli już nie poprzez wzmacnianie fali dźwiękowych przez aparat ale „tłumaczenie” ich na impulsy nerwowe prosto do mózgu

Do czego służą takie programy?

Do pokazania rodzinie osoby niepełnosprawnej, jak ona naprawdę słyszy. Żeby bliscy wiedzieli, na czym polega konkretne upośledzenie zmysłu. Do tego wchodzi techniczna sytuacja operowania językiem, głosek syczących itd. i jak przez niedosłuch zanika zdolność rozumienia mowy czy samego mówienia.

Czy udźwiękowienie fabuły w „Sonacie” było dla Ciebie największym dotychczasowym wyzwaniem filmowym?

Każdy film traktuję jako wyzwanie. Tutaj mieliśmy do czynienia z komfortową sytuacją w postprodukcji, ponieważ dużo pracy wykonaliśmy wcześniej. Wiele osób z ekipy filmowej podczas realizacji zwracała uwagę na dźwięk, co nam realnie pomagało, dlatego efekt wyszedł bardzo dobry. Na przykład dzięki wcześniejszej dokumentacji zamiast kręcić przy przy jakichś ruchliwych miejscach typu lotnisko czy autostrada zdjęcia mogły być realizowane w miejscach cichych gdzie nie pojawiały się dźwięki przeszkadzające, poza kadrem zdjęcia mogliśmy kręcić koło głośnego lotniska, a w filmie nie ma lotniska. Potem ciężko oczyścić te szumy, więc dobór lokalizacji okazuje się bardzo ważny. Wszystko można więc zaplanować na wcześniejszym etapie i na tym nam zależało. Większe wyzwania zdarzały się czasem w innych produkcjach, gdy dostawałem słabszej jakości dźwięk z dialogów albo nagrania przy takich ruchliwych miejscach.

Jak ta niezwykła historia niedosłyszącego pianisty-amatora wpływa na dźwiękowca, którego głównym narzędziem pracy jest właśnie słuch?

Ważny okazał się dla mnie etap zbierania dokumentacji. Poznałem wówczas świat, nad którym się często nie zastanawiałem wcześniej. Oczywiście jako dźwiękowcy czasem myślimy o tym, że z powodu fizjologii człowiek z czasem traci zakres słyszenia wysokich częstotliwości. Starsi ludzie z reguły słyszą mniej niż osoby młode. Mamy to z tyłu głowy: co będzie, jak zaczniemy głuchnąć? Co będziemy robić zawodowo? Po zakończeniu pracy nad filmem i w konfrontacji z widzami ten aspekt słyszenia był ważny. Po seansach na festiwalach filmowych podchodziły rodziny osób, które niedosłyszą, i opowiadały nam o swoich pozytywnych wrażeniach, a przy tym dziękowały, że przekazujemy prawdę dźwiękiem.

A jak do waszej pracy podszedł główny bohater – Grzegorz Płonka?

Jego recenzja była dla mnie najcenniejsza. Stwierdził, że świetnie oddaliśmy jego niedosłuch oraz ten moment, kiedy w ogóle nie słyszał. Szczerze mówiąc, zderzenie tych światów dało mi do myślenia. Na pewno przyszło wiele refleksji.

Na przykład?

Jak pokazywać ten film osobom, które cały czas walczą z niedosłuchem. Takim, które starają się o implant albo mają aparaty słuchowe. Co ciekawe, w Krakowie spotkaliśmy kobietę, która nie chciała słyszeć. Mogła zainstalować sobie aparat słuchowy, ale nie zrobiła tego. Teraz istnieją takie środki technicznie, że możemy pokazywać im ten film dzięki audiodeskrypcji. Osoby niedosłyszące przecież także są pełnoprawnym widzami i mogą naszą pracę oceniać. One funkcjonują wśród nas. Poruszające było odbierać ich reakcję na ten film. Pouczające i ważne przeżycie dla dźwiękowca. Teraz jestem bogatszy o pewne doświadczenia i podczas następnych produkcji mam zamiar to wykorzystać.

Ile trwał proces pracy nad dźwiękiem już po jego nagraniu?

Same zdjęcia przeprowadzono w miesiąc. To standard w polskim kinie przy filmie w miarę kameralnym. Wydawało mi się, że dźwiękowa postprodukcja będzie trwała dłużej. Ostatecznie wykonaliśmy ją w niecałe 4 miesiące od czerwca do września. Pracą dzień w dzień. Terminem ostatecznym był festiwal w Gdyni.

To długo?

Nie. Czasem nie pracuje się tak intensywnie albo robi się pewne przerwy. Ale wcześniejsze przygotowanie sporo nam ułatwiło. Nie mieliśmy też bardzo skomplikowanej fabuły. To kameralna opowieść o rodzinie. Nie ma scen zbiorowych, nie ma tłumów.

Nurtuje mnie ta kwestia cichych dialogów w polskich filmach. Z czego to się bierze? Wielu widzów się zastanawia. Kwestia sprzętu?

Absolutnie nie. W Polsce pracujemy na najnowszych systemach, mamy do dyspozycji świetne urządzenia w tym zakresie. Studia są dobre i wyposażenie też. Nie chciałbym uciekać od odpowiedzialności dźwiękowców, jednak trzeba podkreślić, że na dobry dźwięk albo na niedobry dźwięk zapracowuje spora część ekipy filmowej, nie tylko bezpośrednio za to odpowiedzialni. Chodzi o świadomość czasu i traktowanie dźwięku nie po macoszemu. Żebyśmy mieli wystarczającą ilość czasu na planie, żeby reżyser tak poprowadził aktorów by wyraźnie mówili, żeby aktorzy chcieli wyraźnie mówić, żeby dźwiękowiec to dobrze zarejestrował. Dużo oczywiście zależy od nas w postprodukcji, ale nie da się udźwiękowić filmu w miesiąc. To fizycznie niemożliwe. Potrzebujemy średnio 500 godzin i nie robi tego jedna osoba. A zatem chodzi o powszechną świadomość ekipy oraz uwagę w stronę dźwięku. Co się z tym wiąże? Pieniądze, bo każdy dzień zdjęciowy kosztuje.

Czyli dźwiękowiec nie ma łatwego życia na planie filmowym.

Ale żeby nie było: pracuję w tej branży już 20 lat i naprawdę widzę różnice między filmami starszymi, a nowszymi. Jest zdecydowanie lepiej. My żyjemy też trochę w rozkroku, bo nie wszystkie filmy są puszczane w kinie. Niektóre produkuje się tylko dla telewizji, czy np. dla Netflixa. W kinie wszystkie niuanse dźwięku są istotne, a w telewizji, gdy oglądamy to w domowych warunkach, na co innego zwracamy uwagę. W 2002 roku lat Oscara dostał film pt. „Godziny”, który polegał tylko na dialogach. To było nieprawdopodobne wobec efektów filmowych, jakie produkuje się w Hollywood. A nagle nagrodzono kameralny film. Taka świadomość jest potrzebna w Polsce. Polecam wszystkim reżyserom i producentom filmowym ten obraz z bardzo delikatną kreacją dźwiękową opartą na dialogach, która stworzyła niesamowitą atmosferę. Często w dobrze zrobionym dźwięku nie efekciarstwo jest ważne ale to, że jest on tak zrobiony, że nie zwracamy na niego uwagi bo po prostu wszystko się zgadza.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska