Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odsiaduje 15 lat więzienia, został Wolontariuszem Roku

Hanna Wieczorek
archiwum prywatne
Dariusz Gil, uhonorowany tytułem Dolnośląskiego Wolontariusza Roku, w grudniu stał się prawdziwą gwiazdą - dobija się do niego radio i prasa, telewizja kręci o nim reportaż. Dyrektor zakładu karnego przy Kleczkowskiej śmieje się, że musi robić grafik wydzielania Gila mediom. Bo Wolontariusz Roku odsiaduje karę piętnastu lat pozbawienia wolności za rozbój z użyciem broni.

Uśmiechnięty czterdziestolatek pięć lat temu zaangażował się w pomoc niepełnosprawnym dzieciom z prowadzonego przez zakonnice zakładu w podwrocławskim Jaszkotlu. Nie ukrywa, że impulsem był program, który obejrzał w telewizji. Reportaż Doroty Kaczor nim wstrząsnął.

- Byłem, podobnie jak inne chłopaki w celi, poruszony tym programem. Pomyślałem, że jest tu tyle osób, ogromny potencjał, a w zasadzie nic się nie dzieje, nic nie robi, czemu nie pomóc tym dzieciom? - wspomina Dariusz Gil i dodaje, że wcale nie było łatwo przekonać dyrekcję zakładu do pomysłu zbiórki. Przekonać, że tego nie zepsuje.

Udało się, Dariusz Gil dostał warunkową zgodę na przeprowadzenie jednej zbiórki. W sali widzeń i kantynie stanęły dwie skrzynie. Skazani mogli wrzucać do nich słodycze dla dzieci z Jaszkotla. I choć wielu podchodziło sceptycznie do tego pomysłu, okazało się, że szybko zapełniły się darami.

- Większość chłopaków wrzuciła jakieś słodycze, choć podchodzili do akcji z dystansem - opowiada Gil. - Jesteśmy w zakładzie karnym, takie zbiórki nie są na porządku dziennym. Ludzie musieli wydać pieniądze na tabliczkę czekolady, gotówkę, którą mogli przeznaczyć na inne rzeczy w kantynie. Ale przede wszystkim patrzyli na mnie trochę podejrzliwie. Zastanawiali się, czy kupiona przez nich czekolada trafi tam, gdzie ma trafić. Bo może znalazł się cwaniaczek, który później zebrane rzeczy zagarnie dla siebie?

Dopiero po obejrzeniu filmu z przekazania tych paczek, chłopaki zobaczyli, że zakupione przez nich słodycze trafiły do dzieci. Nagle wszystko się zmieniło. Osoby, które podchodziły bardzo sceptycznie, zaczęły pytać, kiedy będzie następna zbiórka, czy mogą wziąć w niej udział. I tak wszystko ruszyło. Teraz w zakładzie przy Kleczkowskiej jest około 20 wolontariuszy. - Chłopaków, którzy myślą podobnie jak ja, chcą coś zrobić, połatać siebie, swoje myśli - mówi Gil.

Dariusz Gil czasem słyszy pytanie, czy wolontariatem zajął się z nudów. Śmieje się wtedy, bo wbrew obiegowym opiniom, w zakładzie karnym ma dobrze zorganizowany czas. Pracuje, jest taką złotą rączką, która naprawia wszystko, co trzeba we wrocławskim sądzie.
Chodził do szkoły - w więzieniu skończył liceum. Nie, do matury nie podszedł, angielski go przerósł. Był co prawda zdecydowany zdawać egzamin dojrzałości z włoskiego, ale zabrakło egzaminatora dla niego.
Gil uśmiecha się i mówi: - Nic straconego, mam jeszcze rok na zdanie matury.

Oprócz pracy i nauki zajmował się jeszcze rękodzielnictwem. Lepił krasnale, takie z gliny. Krasnale, podobnie jak inne wyroby skazanych, przekazywane są co roku na aukcję Jurka Owsiaka.
Jeszcze trzy lata temu, w 2009 roku, pomysł zbiórki słodyczy w zakładzie karnym był nowością. Na pewno takiej akcji nie robiono wcześniej w więzieniu przy Kleczkowskiej, a "według wiedzy" Dariusza Gila, w innych polskich zakładach także nie.

- Oczywiście, że na początku nie było takie krystaliczne - mówi. - Pewnie gdzieś tam ukryte było myślenie: "a może poprawię sobie sytuację, może spojrzą na mnie inaczej, nie tylko jak na takiego przysłowiowego bandziora. Pomyślą, że ten facet robi coś dobrego". Dostałem jednak prztyczka w nos.
Po pierwszych trzech zbiórkach słyszał o sobie: "cwaniaczek", "polansuje się i szybko na wolność wyskoczy". Potem przestało się to liczyć, ważne było, że fajną rzecz robią. A poza tym...
- Życie pokazuje, że takie opinie nie są prawdziwe. Od lipca staję na przedterminowe zwolnienie i nic - uśmiecha się Gil.

Bo świat inaczej wygląda, kiedy zobaczy się dzieci z zakładu opiekuńczego. Najwięksi twardziele nie mogą przejść obok nich obojętnie. Zawsze są takie momenty, że trzeba się mocno powstrzymać, żeby się nie popłakać. Choćby wtedy, kiedy z Dorotą Kaczor pojechali do Jaszkotla przekazać paczki. Weszli do czteroosobowej sali, maleńkie dzieci leżą w łóżeczkach, przypięte specjalnymi pasami. Bo nie dość, że są niepełnosprawne, to mają jeszcze ADHD i mogłyby sobie krzywdę zrobić. Leżą nieruchomo, wydaje się, że nic nie jest w stanie ich poruszyć. Ale kiedy dziennikarka podchodzi do łóżeczka, błyskawicznie przytulają się do niej.

- Nie mogłem patrzeć, wyszedłem z sali. Mówiłem: "przyjechał facet z więzienia i zacznie tu płakać. Nie, nie, ja wychodzę" - opowiada Gil. - Bo w Jaszkotlu okazało się, że niepełnosprawność nie ma nic wspólnego z emocjami. Fakt, że te dzieci w inny sposób wyrażają radość, nie znaczy, że nie czują. One tak samo cieszą się, smucą, kochają, jak ich pełnosprawni koledzy. Czasem tylko trudno zauważyć te emocje. Wiem, że nawet głęboko sparaliżowane maluchy się cieszą. Po niektórych potrafię już rozpoznawać tę radość.

W Jaszkotlu pracy dla wolontariuszy chyba nigdy nie zabraknie. Teraz, raz w tygodniu, pięciu osadzonych z Kleczkowa jeździ do ośrodka i remontuje piwnicę. Ma tam być gabinet fizjoterapeutyczny. Gil uśmiecha się, bo jest szansa, że będą tam jeździć codziennie - dostaną zgodę na nieodpłatną pracę na rzecz ośrodka. Może i tylko marzenie, ale wspaniałe. Bo jak mówi: "Nasz kontakt stworzył się rodzinny".

Wolontariusze tak się angażują, że po wyjściu na wolność nadal wspierają ośrodek. Niedawno jeden, któremu się poszczęściło i znalazł dobrą pracę, przekazał 2000 złotych na dzieci z ośrodka.

Do Jaszkotla jeżdżą rodziny więźniów. Żony, dzieci, czasem nawet teściowie pomagają zorganizować różne imprezy - choćby pikniki, na których grilluje się w hurtowych ilościach kiełbaski. A młodzi bawili dzieci, skręcając na przykład fantastyczne zwierzaki z balonów. I co najważniejsze: wolontariusze zaprzyjaźnili się z zakonnicami.

- Siostrzyczki są niesamowite - uśmiecha się Gil.- Ludzie często podchodzą do nich z dystansem, myślą, że są jakieś takie pociachane, nic nie robią. Kiedy widzi się je w Jaszkotlu, to nastawienie się zmienia. Dopiero wtedy widać, ile poświęcenia i miłości wkładają w opiekę nad dziećmi. Ale i my zyskaliśmy w ich oczach.

Wolontariusz Roku przyznaje, że ostatnio jedna z jaszkotlowych sióstr się śmiała, że kiedyś, kiedy jeszcze nie znała ludzi zza krat, myślała, w więzieniu są tylko ci źli, których trzeba pozamykać i najlepiej trzymać o chlebie i wodzie.
- A dzisiaj przyznała, że widzi, iż to tylko stereotypy, i że dzisiaj by tak już nie powiedziała - Dariusz Gil się rozpromienia.

Te dzieci dają człowiekowi siłę, by przetrwać. Pogodzić się samemu ze sobą. Dariusz Gil zamyśla się i mówi po chwili: - Skrzywdziłem wielu ludzi, którzy nie zasługiwali na to. Żonę, syna, ojca. Jestem tutaj za rozbój z użyciem broni. Na szczęście nikt nie zginął, ale był to poważny napad. Teraz muszę to nadrobić - dodaje z przekonaniem. Jaszkotle zmienia sposób patrzenia na świat. Bo jak się siedzi za murem, w celi, to łatwo litować się nad sobą, bo sąd był niesprawiedliwy, bo życie zmusiło do przestępstwa, bo wyrok jest za wysoki. Kiedy jednak popatrzy się na te dzieci, chore, niepełnosprawne, bezbronne, człowiek mówi sobie: "Ale ty jesteś niesprawiedliwy i głupi. Przecież ty narobiłeś zła, a tu są dzieci, które nic nie zrobiły, są wspaniałe i umierające".

- Najbardziej cieszę się, kiedy widzę, jak chłopaki naprawdę się zmieniają - cieszy się Gil. - Przez pół życia nic dobrego nie dostali, a tu nagle przychodzi siostra, rozmawia z nimi, pochwali, podziękuje. To niesamowite, kiedy obserwuje się, jak dobre słowo i sens tego, co się robi, człowieka, który był poniżej dna, podnosi.

Wolontariusz Roku, starannie dobierając słowa, mówi o swoich kolegach z więziennych cel, że po tych wizytach w Jaszkotlu widać, iż łapią dobrą energię. Widać, że łapią sens życia, że się naprawdę zmieniają.

- Szkoda, że nie wszystkim się udaje. Ale proszę koniecznie napisać, że Wolontariusz Roku jest nagrodą dla nas wszystkich, którzy się angażujemy w pracę na rzecz dzieci. To świetne chłopaki i ten tytuł bardziej się im należy niż mnie - dodaje Dariusz Gil.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska