Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od piętnastu lat w służbie "Gazecie Wrocławskiej". Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber
Wojciech Koerber Janusz Wójtowicz
No więc wczoraj minęło 15 lat, odkąd jestem w Waszej gazecie. Pardon, odkąd haruję w Waszej gazecie. Nawet ostatnio zwróciłem na ten fakt uwagę Szefa, sugerując przyszykowanie czegoś w rodzaju "piętnastki". Nie doszło jednak do zbliżenia stanowisk, że posłużę się językiem dyplomacji, obecnym także w świecie sportu.

Piętnaście lat, z sześcioro naczelnych, trzy siedziby. Kilka siwych włosów także. No, tempo życia takiej redakcji jest ogromne. Otóż dziennikarz gazety codziennej, działu sportu dla przykładu, w niedzielę nie idzie siku wtedy, gdy mu się chce. To byłby zbyt duży komfort. Otóż idzie wtedy, gdy nie może wymyślić tytułu. Wówczas to decyduje się dopiero na chwilę dla siebie. Na chwilkę do namysłu zarazem.

Może i nie wdepnąłbym w ten zawód, gdyby nie problem z kolanami, który pociągnął za sobą liczne kontuzje i kazał się rozstać z koszykówką. Murzynem bym nie został, za to miałem inne zalety. No ale wtedy sporo by mnie ominęło. A to dziennikarstwo przez 15 lat zmieniło się okrutnie. Pamiętam jeszcze ś.p. red. Tadeusza Dolińskiego, który zaglądał na Podwale w niedzielę, by wesprzeć w kompletowaniu wyników niższych lig piłkarskich.

A, trzeba wiedzieć, w tamtych czasach nie była to betka. "K..., sołtysa nie ma, ksiądz nie odpowiada, kurrrr...! - to, po rzuceniu słuchawką, oznaczało problem z dotarciem do jakiegoś rezultatu. A jednak, mimo problemów, odwiedzał nas red. Doliński niemal do ostatnich dni. Musiał mieć poczucie misji. To jego dziecko było, te tabelki. Wpisywał wyniki na maszynie (jedna wciąż w redakcji stała i czekała właśnie na niego), a sekretariat przerzucał na komputer. Taka sytuacja.

Miałem to szczęście, że zdążyłem dotknąć prawdziwych dziennikarzy z całym ich podejściem do zawodu. Że mogłem ich spotkać w redakcji, a nie w internecie, i zalety przyswoić, a wady odrzucić. Choć i dziś można napotkać praktyków, mianowicie kilka dni temu z wykładem na Uniwersytet Wrocławski przyjechała Natalia Siwiec. Z takim mianowicie przesłaniem, że światem rządzi d.... No i brawo! Krótko, na temat: jej sprzedaje się w końcu wyśmienicie, wypełniła po brzegi dużą salę renomowanej uczelni. Żaden profesor lepiej by tego nie rozebrał, a kluczyłby przez godzinę z okładem.

Co innego natomiast zwraca moją uwagę. Pęd ku światu celebrytów, bo to był wykład, jak się utrzymać na topie, jak być w centrum. No więc dziś byle gówniarz najpierw zakłada swoją stronę internetową (obowiązkowo - imię i nazwisko, kropka, pl), a później dopiero się zastanawia, co tam wsadzić. Proponuję odwrócić kolejność i najpierw nieco popracować. No, chyba że ma się atrybuty Natalki - wtedy każdy dzień zwłoki jest grzechem. Chociaż schematy, z upływem lat, zostają te same. Dowcip: Dwoje staruszków wstąpiło w związek małżeński. Podczas nocy poślubnej rozebrali się i weszli do łóżka. On przytulił się do niej i ujął w swą dłoń jej dłoń, po czym zasnęli. Nazajutrz on znów przytulił się do niej, ujął w swą dłoń jej dłoń, zasnęli. Kolejnej nocy on przytula się do niej, próbuje chwycić jej dłoń w swą dłoń, tymczasem ona: - Nie dzisiaj, kochanie, boli mnie głowa.

Lubię czasem przekleić jakiś żarcik, mniej się wtedy męczę. Idzie się jednak przyzwyczaić, gdy człowiek pisze nie jak wypada, lecz jak jest naprawdę. I naprawdę nie zazdroszczę wojskowym, że mogą iść na emeryturę po 15 latach służby, podczas gdy dziennikarz po 45 latach. Służby. Coś przecież trzeba w życiu robić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska