Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od 14 lat odsiadują wyrok za zabicie antykwariusza. Ale czy to na pewno oni zabili?

Małgorzata Moczulska
Henryk Ś. był znanym w Wałbrzychu przedsiębiorcą. Zamordowano go w 2000 roku
Henryk Ś. był znanym w Wałbrzychu przedsiębiorcą. Zamordowano go w 2000 roku fot. Dariusz Gdesz
Zabójstwo wałbrzyskiego antykwariusza sprzed 14 laty to sprawa, w której wciąż wiele znaków zapytania. Wciąż nie ma pewności, co naprawdę stało się w marcu 2000 roku w centrum miasta i kto tak naprawdę strzelał do mężczyzny. Skazani w poszlakowym procesie w przyszłym roku wyjadą na wolność. Wciąż mówią, że są niewinni

Do zabójstwa Henryka Ś., wałbrzyskiego antykwariusza, doszło 16 marca 2000 roku. Sprawcy weszli do jego sklepu w centrum miasta około godziny 15.30 i oddali kilka strzałów. Pięć z przedziwnej broni przypominającej wstrzeliwarkę do gwoździ, która strzelała kawałkami grubego drutu, i jeden z pistoletu kaliber 9 mm. Do dziś nie wiadomo, co zginęło ze sklepu, poza zeszytem, w którym Henryk Ś. zapisywał każdą transakcję. Nie skradziono natomiast żadnych wartościowych rzeczy. Sprawcy nie zabrali nawet złotego roleksa, który ofiara w chwili zdarzenia miała na ręku, i sporej gotówki, którą miała w kieszeni.

Policja przez wiele miesięcy bezradnie szukała sprawców. Nie miała nic. Nie ustaliła, do kogo należą odciski palców zabezpieczone w sklepie, nie znalazła broni, z której strzelano. Nie potwierdziła też wątku, że zabity był paserem (świadczyć miał o tym m.in. fakt, że ze sklepu zginął zeszyt z nazwiskami osób, z którymi robił interesy).

Stojące w martwym punkcie śledztwo nabrało tempa półtora roku później, kiedy hipotetyczną rekonstrukcję zdarzeń (sugerującą zabójstwo na tle rabunkowym) przedstawiono w bijącym wtedy popularność telewizyjnym programie TVP 997.
Nazajutrz na policję zgłosiła się mieszkanka Wałbrzycha, która zeznała, że jej syn feralnego dnia widział trzech mężczyzn wchodzących i po kilku minutach wybiegających ze sklepu antykwariusza. Funkcjonariusze od razu podchwycili ten trop. Przesłuchano syna kobiety. Ten zeznał, że nie tylko widział sprawców, ale w jednym z trójki mężczyzn rozpoznał Radosława K. Mówił, że zna go z widzenia i nie ma wątpliwości, że był wśród osób, które 16 marca wybiegały z antykwariatu.
Mężczyzna został przez śledczych objęty statusem świadka anonimowego. To na jego zeznaniach budowano potem całą linię oskarżenia. Kiedy po kilku miesiącach policja ustaliła, że drugim sprawcą mógł być kolega Radosława K. – Patryk R., świadek anonimowy rozpoznał go na zdjęciu, choć co ważne, nie był tego pewny na sto procent.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

W efekcie aresztowano dwóch młodych mężczyzn: 17-letniego wtedy Radosława i o rok starszego Patryka. Obaj mieszkali nieopodal antykwariusza i znali go. Jako dzieci często zaglądali do sklepu oglądać stare monety. Mimo wielu miesięcy śledztwa policjanci poza zeznaniami świadków anonimowych nie znaleźli innych dowodów na winę Radosława i Patryka. Śledczy nie wzięli też pod uwagę, że ani ślady butów odciśnięte na plamie krwi w antykwariacie, ani ślady DNA zabezpieczone na miejscu zbrodni nie należą do młodych wałbrzyszan. Była też opinia biegłego sądowego mówiąca o tym, że nastoletni chłopcy niemający kontaktów ze światem przestępczym nie mieli możliwości zdobycia pistoletu. Tym bardziej nie mieli umiejętności, aby wstrzeliwarkę do gwoździ przerobić na niebezpieczną broń, której pociski znaleziono w ciele zabitego.
Mimo to Radosława i Patryka oskarżono o brutalne zabójstwo Henryka Ś. W 2003 roku Sąd Okręgowy w Świdnicy po poszlakowym procesie skazał ich na 25 lat więzienia. Wyrok podtrzymał potem wrocławski Sąd Apelacyjny. Ale rodzice i obrońcy skazanych nie składali broni. Twierdzili, że świadek anonimowy jest niewiarygodny.

W 2003 r. Sąd Najwyższy po raz pierwszy uchylił wyrok z powodów formalnych (sędziowie nie zapoznali się bowiem z zeznaniami świadków, a te zostały im tylko zaprezentowane przez sędziego sprawozdawcę).
Cztery lata później Sąd Apelacyjny we Wrocławiu, do którego wróciła sprawa, utrzymał jednak wyrok skazujący. Obrona złożyła kolejną kasację, ponownie kwestionując m.in. zeznania świadka anonimowego. I Sąd Najwyższy znów nakazał roz-patrzenie sprawy raz jeszcze.

Sprawa ponownie wróciła na wokandę. W międzyczasie pojawiły się nowe okoliczności. Policjant, który od 2002 roku prowadził śledztwo, mające doprowadzić śledczych na trop trzeciego sprawcy zabójstwa (świadek wskazał, że do antykwariatu wchodziły trzy osoby), zaczął trafiać na coraz więcej śladów, wskazujących na inny przebieg morderstwa od tego, który ustaliły prokuratura i sąd.
– Długo nie mogłem spać przez tę sprawę – mówił nam kilka lat temu. – Jestem pewny, że ci chłopcy nie są winni zbrodni. To były porachunki mafijne. Żołnierze gangstera o pseudonimie „Dąbek” dostali zlecenie na antykwariusza. Chodziło o jakieś nierozliczone transakcje – twierdził.

Swoimi wątpliwościami już podczas śledztwa podzielił się z szefostwem, ale nie wzięto ich pod uwagę. Po skazaniu wał-brzyszan na temat błędów w prowadzonym wtedy w komendzie wojewódzkiej śledztwie sporządził 46-stronicowy raport. Obejmował on szczegółową analizę wszystkich wątków i hipotez. W raporcie znajdują się m.in. stwierdzenia, że świadek anonimowy nie mógł widzieć wybiegających z antykwariatu mężczyzn, gdyż stali do niego tyłem, że przed antykwariatem stał zaparkowany samochód Henryka Ś., który znacznie utrudniał obserwację, a świadek nigdy o tym nie wspomniał, oraz że mimo dużego natężenia ruchu w chwili zabójstwa nikt, nawet kobieta w kiosku obok, nie widziała tego, co on opisuje.
Raport został utajniony, ale po licznych odwołaniach pani Marianny, matki jednego ze skazanych, Prokuratura Krajowa zwróciła się do Sądu Najwyższego o przesłuchanie funkcjonariusza. To pozwoliło na wznowienie procesu, a w 2011 roku Sąd Apelacyjny zmniejszył oskarżonym wyrok z 25 na 15 lat pozbawienia wolności.

Sędzia Witold Franckiewicz z Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu tłumaczył, że sąd dopuścił, iż skazani nie musieli strzelać, bo według zeznań anonimowego świadka w dniu, kiedy doszło do zabójstwa, z antykwariatu wychodziło trzech mężczyzn. – Tym samym sąd przyjął, że to właśnie ta trzecia, do dziś nieustalona osoba mogła strzelać. Ale nawet jeśli tak było, to skazani wiedzieli, że ma broń – wyjaśniał.

Patryk i Radosław w przyszłym roku wyjdą z więzienia. Spędzili w nim już 14 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska