Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obrazki ze strefy śmierci [ZDJĘCIA ARCHIWALNE] 27 lat temu runął mur berliński

Ryszard Parka
Postdamerplatz
Postdamerplatz Julia Parka
Największy kawałek muru zachował się nad Szprewą, w pobliżu stacji Schlesisches Tor (Śląska Brama). Pokryty kolorowymi graffiti Oddziela ulicę od rzeki. Taki symbol w środku Berlina. A gdzie reszta? Kawałki na Postdamer Platz, trochę przy Checkpoint Charlie, kilkanaście, a może kilkadziesiąt ton w domach turystów na całym świecie. Kilka dużych kawałków przeszło przez poważne domy aukcyjne, kilka trafiło do muzeów... 27 lat temu kawałek kolorowego muru z Zachodniego Berlina, ostemplowany charakterystycznym znaczkiem ze skrzyżowanym młotkiem i dłutem, był najpopularniejszą berlińską pamiątką.

Mur sprzedaje się nadal. Ale nie jest już tak popularny jak kiedyś. Sami Niemcy czasem twierdzą, że gdyby zebrać razem sprzedane fragmenty, dałoby się wybudować jeszcze jeden, a te kawałki dostępne dziś w sklepach z pamiątkami, to chińskie kopie. Czy to prawda? Ponoć Niemcy nie mają poczucia humoru.

Granica

Granica między Wschodem a Zachodem to była obsesja "ludowych" władz NRD. Formalnie wewnętrzna niemiecka granica (innergrenze) istniała już od lipca 1945 roku i przebiegała między strefami okupacyjnymi aliantów zachodnich i strefą sowiecką. Ale dopiero po utworzeniu Niemieckiej Republiki Demokratycznej w 1949 roku rozpoczęto jej umacnianie. I przez 40 lat stworzono najszczelniejszą granicę świata. Szczelniejszą chyba od granicy Korei Północnej.

Mur berliński przy Bramie Brandenburskiej

Po 40 latach istnienia "ludowych" Niemiec granica, oznakowana pierwotnie granitowymi słupkami, rozrosła się do całego systemu, złożonego nie tylko z patrolowanej linii granicznej, ale i półkilometrowego pasa umocnień, uzbrojonego polami minowymi, naszpikowanego detektorami ruchu, dźwięku i sejsmografami, patrolowanego przez wojsko i straż graniczną, pilnowanego przez psy - na stałe uwiązane do wspartego na półmetrowych słupkach drutu, ogrodzonego siatkami i drutem kolczastym pod napięciem, zawalonego ściętymi pniami drzew w lasach, zastawionego betonowymi rogatkami tam, gdzie do granicy dochodziła jakakolwiek droga, w końcu najeżona automatycznymi karabinami maszynowymi, które włączały sygnały z detektorów. Budki i wieże strażnicze były tylko kosmetycznym dodatkiem, bo żeby dotrzeć do umocnień, trzeba było pokonać pieciokilometrową strefę bezpieczeństwa, w której mogli przebywać ludzie, posiadający specjalne przepustki. Oczywiście cała "zona" wymagała nie tylko nadzoru strażników, ale i... prądu. I była najbardziej energochłonnym przedsięwzięciem NRD.

W Berlinie tak szerokiego pasa przygranicznego stworzyć się nie dało. Przynajmniej nie w środku miasta. Granice między strefami okupacyjnymi przebiegały środkiem ulic i placów, czasem wręcz wzdłuż murów budynków. A granicy strzec trzeba było. Mogliby przez nią przemykać poszukiwani funkcjonariusze hitlerowskich Niemiec, mogła przez nią trafiać na wschód wroga propaganda, albo obca ideologicznie muzyka. Z drugiej strony z NRD mogły wyjeżdżać na zachód luksusowe towary, albo nawet zwykli ludzie. A na utratę obywateli biedne, przetrzebione wojną i późniejszymi wywózkami socjalistyczne państwo niemieckie nie mogło sobie pozwolić.

Mur

Zanim mur został murem, przez kilka tygodni był ogrodzeniem, pilnowanym przez tzw. skoszarowaną policję ludową i robotnicze bataliony samoobrony. To pierwsze, to regularne wojsko, które jeszcze nie nazywało się narodową armią ludową, to drugie - rodzaj polskiego ORMO. Nie ma też jednej daty, od której zaczął się mur. Jednak najważniejsze dni - to 12 i 13 sierpnia 1961, kiedy siły NRD zamknęły drogi do Berlina Zachodniego, przerwały tory kolejki naziemnej i zamknęły dworce, przez które przejeżdżało metro z Zachodniego Berlina. Pośpiech przy zamurowywaniu Berlina był taki, że po zachodniej stronie musiały zostać pociągi S-bahn Wschodniego Berlina. Bo nie mogły wrócić po rozmontowanych torach.

Budowa muru przy Bramie Brandenburskiej

To był jeden z największych problemów logistycznych: nie dało się podzielić Berlina bez przerywania istniejących szlaków komunikacyjnych. Naziemna S-bahn i podziemna U-bahn przejeżdżały miejscami przez "wrogie terytorium". Zamykano więc poszczególne stacje, a na trasie przejazdu wprowadzano specjalne środki bezpieczeństwa. Jedynie na stacji Friedrichstrasse zorganizowano piesze przejście graniczne. To przejście pamięta Igor - dziś pracownik jednej z dużych berlińskich firm informatycznych. Przechodził tamtędy jako kilkunastolatek, kiedy z rodzicami wybrali się do znajomych.

- Było trochę jak w wojennych filmach. Jak się człowiek wychował na Telewizji Polskiej, Klossie i czterech pancernych, miał dosyć jednoznaczne skojarzenia - wspomina. Granicę Berlina przekraczał już po 1989 roku, ale wtedy jeszcze Polacy musieli okazywać paszporty.

Murowanie Zachodniego Berlina miało też wymiar dosłowny. Jak w drugowojennych gettach, Niemcy murowali wejścia do domów przy granicy stref, bramy, a potem też okna na wyższych piętrach. W pewnym sensie dla bezpieczeństwa wschodnich Niemców. Bo ci, którzy woleli mieszkać po niesłusznej ideologicznie stronie, usiłowali przedostawać się tam przez okna. Właśnie upadek z okna podczas ucieczki był przyczyną śmierci pierwszej ofiary muru.

Potem większość budynków wyburzono. Po wschodniej stronie muru stworzono mniejszą wersję "zony", a w tzw. strefie śmierci zamieszkały króliki, o których lata później nakręci film absolwent katowickiej reżyserii - Bartek Konopka.

Strefa Śmierci - zamknięta dwoma murami strefa graniczna Berlina Wschodniego
Co nie znaczy, że całkowicie wstrzymano przepływ ludności między strefami podzielonego miasta. Nadal istniała spora grupa ludzi po jednej i drugiej stronie, która mogła jeździć w odwiedziny do sąsiadów na podstawie specjalnych przepustek. Przy czym Niemcy z Berlina Zachodniego mogli po prostu odwiedzać swoje rodziny, natomiast ci z Berlina Wschodniego musieli mieć szczególny powód (np. pogrzeb najbliższego członka rodziny) i być w odpowiednim wieku, najlepiej w związku małżeńskim i z dziećmi, żeby im do głowy nie przyszło pozostać po drugiej stronie.

Przejścia

Było ich w sumie 25. To najbardziej znane i istniejące do dziś, to niewielka biała budka pokryta sidingiem. Obok napis ostrzegawczy w czterech językach. Nie, nie o granicy. Tablica ma ostrzegać o opuszczeniu strefy alianckiej. Checkpoint Charlie - jedno z przejść pomiędzy Berlinem Zachodnim a resztą świata, znane - choć w czasach zimnej wojny wykorzystywane głównie przez dyplomatów i obcokrajowców. Bo zamurowanie Berlina nie oznaczało jego całkowitego odcięcia od świata. Do miasta trzeba było dostarczać węgiel, mąkę na chleb, paliwo, stacjonowały tu jednostki amerykańskie, a mieszkańcy zachodniej strefy mogli względnie swobodnie, w odróżnieniu od sąsiadów zza muru, podróżować po świecie.

Checkpoint Charlie

Checkpoint Charlie to legenda. To tu Rosjanie mieli wymieniać schwytanych szpiegów na swoich ludzi. Tu doszło do największego w najnowszej historii Berlina militarnego napięcia między Wschodem a Zachodem, kiedy naprzeciwko siebie stało przez dwa dni po 10 czołgów, czekając tylko na sygnał do ataku. Na szczęście świat nie był gotów na kolejną wojnę w Europie.

Inne przejście graniczne, na Sonnenallee - Alei Słonecznej zostało bohaterem filmu "Sonnenallee", filmu, który spotkał się z krytyką w samych Niemczech, bowiem zdaniem Niemców zbyt nostalgicznie ukazywał lata 70. w NRD. To po premierze "Sonnenallee" powstało określenie "Ostalgia" od Ost - wschód i nostalgia. Zresztą do dziś wielu Niemców uważa, że pomijając pewne niedogodności, NRD nie było takie złe. To zwłaszcza ci, którzy pamiętają czasy honeckerowskiej prosperity, a wiec ci sami, dla których mur istniał "od zawsze" i był "antyfaszystowskim wałem obronnym".

Jednak to nie Checkpoint Charlie, ani nie Sonnenallee stały się najbardziej znanymi przejściami w listopadzie 1989 roku, ale istniejący do dziś most Bösebrücke w dzielnicy Wedding. To było pierwsze przejście, na którym upadł berliński mur. Kiedy wieczorem 9 listopada 1989 roku wschodniniemiecki rząd ogłosił (ponoć z powodu niedomówień), że mieszkańcy NRD mogą wyjeżdżać z kraju bez zbędnych formalności, tłum berlińczyków rzucił się na most. Co prawda ani celnicy, ani wojska ochrony pogranicza nie dostały jeszcze żadnych wytycznych i próbowano prowadzić normalną kontrolę paszportową, ale wkrótce pod naporem tłumu zrezygnowano nawet ze stawiania pieczątek z nazwą przejścia. Tłum przeszedł przez most i... zasiadł w lokalnych barach, bo właściciele spontanicznie zaczęli lać darmowe piwo. Wielu berlińczyków przeszło przez betonową granicę dopiero następnego dnia po południu. Bo noc otwarcia muru zwyczajnie przespali, a rano trzeba było iść do pracy.
KIM BYŁ GUNTER SCHABOWSKI - CZŁOWIEK, KTÓRY PRZEZ POMYŁKĘ OBALIŁ MUR BERLIŃSKI

Obalanie muru zaczęło się w nocy z czwartku na piątek. Ale dopiero w weekend po obu stronach betonowych zapór wybuchł prawdziwy festiwal wolności.

Okruchy

Burzenie muru było równie skomplikowane jak jego stawianie. Znów trzeba było batalionów wojska i solidnego parku maszynowego. Jednak tym razem większość pracy wykonała Bundeswehra. Wychodzi na to, że Niemcy murem podzielili się po połowie. A Berlin dosłownie odetchnął. Dosłownie - bo nagle w samym jego środku, w samym centrum europejskiej stolicy, pojawiły się nowe tereny budowlane. I tak na początku lat 90. Berlin stał się największym europejskim placem budowy. W innym kawałku strefy za pieniądze Japończyków posadzono tysiące wiśniowych drzewek. Przed Reichstagiem zorganizowano plac dla berlińskich festynów i rodzinnych pikników, wokół Bramy Brandenburskiej, gdzie mur stał wyjątkowo długo, najzwyczajniej zrobiono porządek.

JAK UPADAŁ MUR BERLIŃSKI: OD NIEMIECKICH UCIECZEK PRZEZ AMBASADY, DO OTWARCIA GRANIC

A mur znikał: w kieszeniach turystów, rozbijany setkami młotków przedsiębiorczych Berlińczykow, w prywatnych galeriach, jeżeli jego fragment, ozdobiony od zachodniej strony graffiti uznano za sztukę, w muzeach, nawet w Ogrodach Watykańskich. Najwiekszy fragment poza Berlinem stanął na Dolnym Śląsku. Przywiózł go lekarz, który pracował w niemieckiej stolicy.

Dziś w Berlinie zostało go 6 fragmentów. Nie licząc pojedynczych płyt, ustawionych na Postdamerplatz, w cieniu przypominającego górę Fuji biurowca i resztek pierwszego muru, który zamykał dostęp do strefy granicznej od strony Berlina Wschodniego. Nie wszędzie go rozebrano. No i brukowa linia na chodnikach i ulicach, wyznaczająca przebieg dawnej granicy Zachodniego Berlina. I jeszcze tablice informacyjne w miejscach dawnych przejść granicznych. I muzeum Muru Berlińskiego: smutny dowód nieludzkiego systemu i jednocześnie pomnik ludzkiej pomysłowości, jakiej było trzeba, żeby skutecznie przemycić "na Zachód" innego człowieka. A takich udanych ucieczek do Berlina Zachodniego było ponad 5 tys. Tych, którym się nie udało można znaleźć w statystykach procesowych. Za próbę ucieczki odpowiadało przed sądami "ludowymi" około 75000 osób. Lista ofiar śmiertelnych muru jest do dziś nieustalona. Może sięgać 262 osób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Obrazki ze strefy śmierci [ZDJĘCIA ARCHIWALNE] 27 lat temu runął mur berliński - Dziennik Zachodni

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska