Z leśnej drogi skręca się w wąską dróżkę obłożoną po obu stronach betonowymi obrzeżami. Kilkadziesiąt metrów dalej widać niewielki krzyż i dwie nagrobne płyty.
- Zmarłych więźniów chowano o tam, za skarpą, tam, gdzie teraz jest las - mówi Jerzy Urbanik z Jelcza-Laskowic. - Spoczywają tam szczątki prawdopodobnie ośmiu tysięcy osób. Zbieramy się tu zawsze 23 stycznia, bo wtedy przypada rocznica wyzwolenia obozu.
"23 stycznia o godz. 11.00 dwunastu rosyjskich zwiadowców konnych ubranych w białe peleryny wjechało na teren obozu. Dwóch kapo, którzy ukryli się ze strachu wśród więźniów, oddano pod sąd i natychmiast rozstrzelano".
Jerzy Urbaniak z pasją i dokładnością naukowca (choć nim nie jest) gromadzi wszelkie informacje o hitlerowskich obozach z otoczenia fabryki Friedrich Krupp-Berthawerke w Jeltsch (Jelczu). Wymienia cztery obozy: Fünfteichen (Miłoszyce), 2 w Markstädt (Laskowice Oławskie) i Rattwitz (Ratowice).
KL Fünfteichen (po niemiecku - pięć stawów) był jednym z największych podobozów Gross Rosen. Istniał od 15 października 1943 do 21 stycznia 1945 r., kiedy wszystkich więźniów mogących poruszać się o własnych siłach ewakuowano z powrotem do macierzystego obozu Gross Rosen. Wielu z nich zginęło w trakcie przemarszu, nazywanego czasem "marszem śmierci" lub "marszem szkieletów".
Więźniowie w Fünfteichen pracowali w zakładach zbrojeniowych "Friedrich Krupp-Berthawerke" oraz innych przedsiębiorstwach, które wykonywały prace przy rozbudowie tych zakładów.
Na pamiątkowej tablicy niestety nie jest napisane, ile osób zginęło w obozie Fünfteichen. Jest tylko informacja, że zostali zamordowani w styczniu 1945 roku, co jest mylące, bo więźniowie ginęli w latach 1943-1945.
Jerzy Urbaniak dowodzi, że takie szczegółowe informacje są w różnych opracowaniach. Przyznaje jednak, że przydałaby się tablica z bardziej szczegółowymi i wiarygodnymi danymi. Wracamy alejką prowadzącą do pamiątkowej tablicy. Nie jest nawet wybrukowana.
Przy skrzyżowaniu z leśną drogą widać kupy wyrzuconego gruzu i kamieni. Trudno oprzeć się wrażeniu, że miejsce jest zaniedbane. Pierwszy raz skromny nagrobek postawiono tutaj w połowie lat 70. W 2005 roku dokonano rekonstrukcji nagrobka, ufundowano tablicę i trochę uporządkowano teren. Było to jednak po tym, jak otwarto pobliski cmentarz w Nadolicach Wielkich, gdzie spoczywają szczątki kilkunastu tysięcy niemieckich żołnierzy.
Nie ma żadnego porównania jeśli chodzi o zadbanie, uporządkowanie tych dwóch miejsc. Nadolice są pod tym względem wzorem.
- Pamiątkowa mogiła była kilka lat temu modernizowana - mówi Andrzej Gwóźdź, sekretarz Urzędu Miasta i Gminy w Jelczu-Laskowicach. - Co do alejki, to można dyskutować, czy ją brukować, czy zachować jej naturalny charakter. Cmentarz w Nadolicach wygląda inaczej, bo Niemcy przeznaczają na jego renowację duże fundusze. Co do wyrzuconego gruzu, to mamy z tym kłopot. Ludzie robią sobie w lesie dzikie wysypisko. Usuwamy to, a potem znowu ktoś wyrzuca odpady.
- Obóz Gross Rosen miał ponad 100 filii - mówi Aneta Małek, kierownik działu gromadzenia z Muzeum Gross Rosen w Rogoźnicy. - Nie mamy takich funduszy, aby odpowiednio przygotować wszystkie te miejsca pamięci. To pozostaje w gestii samorządów. Jednak na wniosek lokalnych władz udostępniamy nasze eksponaty, możemy pomóc w przygotowaniu wystaw, służymy merytoryczną pomocą w przygotowywaniu informacji na temat dawnych obozów.
Wchodzimy na leśną drogę. Las się kończy i na polu, w oddali, widać zabudowania.
"Podobóz męski w Fünf-teichen ulokowano na przestrzeni około 42 ha, tuż przy linii kolejowej prowadzącej do Wrocławia Głównego. Wzdłuż torów, od strony Jelcza, stało rzędem 6 bunkrów wartowniczych. Dodatkowo, w regularnych odstępach wokół ogrodzenia stały na przemian drewniane wieże strażnicze i betonowe bunkry wartownicze, gdzie esesmani chowali się w czasie nalotów. Cały obóz otoczono dwoma rzędami płotów z siatki drucianej".
- To są dawne, murowane obozowe baraki - mówi Jerzy Urbaniak. - Cztery z nich zagospodarowała fabryka, dalej są jeszcze dwa, a siódmy barak został wysadzony pod koniec lat 50.
Jedziemy szukać dalszych pozostałości obozów. W szczerym polu natrafiamy na solidne mury obozowej kuchni. To resztki żeńskiego obozu pracy dla Żydów w miejscowości Markstädt - tak przed wojną nazywały się Laskowice Oławskie. W pobliżu widać wieżę z cegły, w której, według Jerzego Urbaniaka, z pewnością znajdował się obozowy transformator. Wszystko leży na prywatnym terenie, do obozowej kuchni przylega ogrodzenie, a za nim ujadają psy.
- To najlepiej zachowane pozostałości ze wszystkich obozów - mówi nasz przewodnik. - Może warto by tu zrobić muzeum obozów? - zastanawia się głośno.
Drugi męski obóz pracy przymusowej dla Żydów w Markstädt ( zwany czasem dla odróżnienia "Laskowitz") znajdował się na polu za parkiem pałacowym w stronę Dębiny. Dzisiaj po nim nie ma już żadnych śladów.
"Wyżywienie w Markstädt, podobnie jak w innych hitlerowskich obozach, było złe i składało się z głodowych porcji(...). Obiad składał się z wodnistej zupy z pokrzyw albo brukwi, a gotowanie odbywało się w warunkach urągających wszelkim zasadom higieny: w zupie zawsze było dużo piasku i często pływały myszy".
Jerzy Urbaniak jest znany w mieście ze swojej pasji. Dumny jest też z pewnego odkrycia.
- W dawnym obozie KL Fünfteichen w latach 1945-1948 Rosjanie najprawdopodobniej urządzili obóz jeniecki.
Muzeum upamiętniające istnienie obozów ma powstać w podziemiach Urzędu Miasta i Gminy Jelcz-Laskowice. Powinno być gotowe w tym roku. Na powierzchni około 120 mkw. mają być zgromadzone pamiątki dotyczące niemieckich obozów.
Cytaty pochodzą ze strony internetowej Urzędu Miasta i Gminy w Jelczu-Laskowicach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?