Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O co chodzi w JOW-ach? Co by było gdyby w Polsce obowiązywały jednomandatowe okręgi wyborcze?

Dariusz Grzędziński AIP
Krzysztof Kapica
Postulat wprowadzenia JOW-ów, czyli jednomandatowych okręgów wyborczych to główne hasło programowe Pawła Kukiza. Pomysł zmiany ordynacji wyborczej i rozbicia partyjnych układów mocno podziałał na wyobraźnię wyborców, którzy zapewnili Kukizowi ponad 20 proc. poparcia w wyborach. W walce o wyborców rozpisanie referendum na temat wprowadzenia JOW zapowiedział już Bronisław Komorowski. Jednak wprowadzenie JOW nie musi wcale oznaczać likwidacji dominacji silnych partii politycznych- twierdzą eksperci.

Gdyby doszło do zmiany ordynacji wyborczej w wyborach do Sejmu i wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, Polska zostałaby podzielona na 460 okręgów wyborczych, czyli tyle ilu jest posłów. W każdym z okręgów wystartować mogłaby dowolna ilość kandydatów, ale posłem zostałby tylko jeden- ten, który otrzymałby największą liczbę głosów.

TVN24/x-news

Kukiz i inni zwolennicy tego rozwiązania podkreślają, że największą zaletą byłoby „odpartyjnienie” takich wyborów. Chociaż nadal głównie partie wystawiałyby swoich kandydatów to miałyby ograniczoną kontrolę nad ich szansami wyborczymi. Decydująca byłaby bowiem liczba uzyskanych głosów a nie miejsce na liście wyborczej. Zwłaszcza, że listy wyborcze straciłyby rację bytu bo wtedy kandydaci tej samej partii konkurowaliby nie tylko z kandydatami innych ugrupowań lecz również między sobą.

System ten stosuje się m.in. w krajach anglosaskich po obu stronach Atlantyku – w Wielkiej Brytanii i USA, oraz we Francji czy największej demokracji świata – w Indiach.

Praktyka JOW-ów nie jest jednak wolna od pułapek. W mniejszych okręgach rzeczywiście można postawić na znanego i najbardziej zaufanego kandydata. Te nieco większe rządzą się swoimi prawami i dominację rządzących trudno jest tam przełamać często mniejszej i podzielonej na wiele komitetów opozycji. Istnieje ryzyko, że głosy oddane na krytyków władzy ulegną rozmyciu i w efekcie doprowadzi to do wzmocnienia tych, którzy już są najwięksi. Efekt to zabetonowanie sceny politycznej i utrwalenie partyjnego duopolu. Demokraci i republikanie w USA, czy torysi i laburzyści w Wielkiej Brytanii to przyszłość, którą może przynieść trwający już od dekady podział na PO i PiS.

- Hasło JOW ma siłę i jest nośne wyłącznie w zestawieniu z nazwiskiem "Paweł Kukiz". 20- procentowy wynik wyborczy Kukiz zawdzięcza w dużej mierze właśnie tej propozycji. Kandydat buntu, jak sam stwierdził, uczynił z JOW-ów opakowanie dla prezentowanej przez siebie idei zmiany ustroju. Idea ta, oderwana od swego głównego wyraziciela zupełnie traci impet i wiarygodność. Ani Bronisław Komorowski, ani Andrzej Duda nie zdołają przejąć elektoratu chcącego wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. Temat powróci na dobre dopiero przy okazji jesiennych wyborów parlamentarnych - twierdzi dr Ewa Marciniak z Uniwersytetu Warszawskiego.
Obecnie, zgodnie z art. 96 ust.2 Konstytucji RP, w wyborach do Sejmu RP obowiązuje system proporcjonalny. Oceniany jest jako niepozbawiony wad i często mało zrozumiały dla przeciętnego wyborcy. Każdy głos oddany na kandydata jest jednocześnie głosem na listę ugrupowania, z którego kandyduje. Im więcej głosów zbiorą łącznie wszyscy kandydaci z listy, tym większa ich liczba ma szanse na mandat poselski.

W każdym z okręgów wyborczych mandat posłów uzyskują kandydaci z najwyższych miejsc list wyborczych, proporcjonalnie do liczby oddanych na te listy głosów. Metodę wyliczania proporcji nazywa się metodą d'Hondta. W tym systemie wyborczym miejsca w Sejmie rozdzielane są zatem nie zawsze zgodnie z wolą i wiedzą tych, którzy zdecydowali się pójść do lokali wyborczych. Istnieje ryzyko, że stawiając krzyżyk przy kandydacie „X”, można nieświadomie wzmocnić również kandydata „Y”. Nawet jeśli nie miało się zamiaru udzielać mu poparcia. Stąd krytyka tej metody.

Ma ona jednak również zalety, m.in zapobiega nadmiernemu rozdrobnieniu parlamentu. Jeśli w skład Sejmu wejdą posłowie z kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu komitetów wyborczych, to zbudowanie stabilnej większości parlamentarnej i koalicji rządowej jest niezmiernie trudne. A to oznacza osłabienie władzy wykonawczej czyli rządu, który może stracić parlamentarne zaplecze z dnia na dzień. Taka sytuacja doskonale jest znana Włochom, którzy zmiany rządów i premierów przeżywają bardzo często. Niestabilna większość może skutkować także niemożliwością stworzenia trwałego rządu a to oznacza kolejne wybory.
Druga tura wyborów prezydenckich już za niespełna dwa tygodnie. Na stole leży 20% głosów oddanych na Pawła Kukiza, na które ostrzą sobie zęby zarówno Bronisław Komorowski i Andrzej Duda. Urzędujący prezydent już ogłosił się zwolennikiem JOW-ów i zapowiedział przeprowadzenie referendum w sprawie ich wprowadzenia. Kandydat PiS zachowuje wstrzemięźliwość, ale im bliżej 24 maja, tym większa może okazać się jego skłonność do wprowadzenia zmian w ordynacji.

Niedługo może się zatem okazać, że Polaków czeka zmiana ordynacji wyborczej i wynikające z tego skutki. Zarówno dobre jak i złe.

Kandydaci w wyborach samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: O co chodzi w JOW-ach? Co by było gdyby w Polsce obowiązywały jednomandatowe okręgi wyborcze? - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska