Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

NIK: wiewiórki mieszkały chyba u marszałka Łosia

Anna Gabińska
Dionizy Cezary Pacamaj, dyrektor gabinetu marszałka Andrzeja Łosia, z wielkim zaangażowaniem wypełniał swe obowiązki. NIK uznał, że przesadził
Dionizy Cezary Pacamaj, dyrektor gabinetu marszałka Andrzeja Łosia, z wielkim zaangażowaniem wypełniał swe obowiązki. NIK uznał, że przesadził Tomasz Hołod
Ponad 150 tys. zł wydał urząd lekką ręką na frykasy. Takie zakupy to gruba przesada - kwituje następca.

Gwałtowny wzrost wydatków urzędu marszałkowskiego za rządów Andrzeja Łosia wykazała kontrola wrocławskiej delegatury Najwyższej Izby Kontroli.

W roku 2006 na utrzymanie gabinetu marszałka Pawła Wróblewskiego poszło 103 tys. zł, a rok później - na marszałka Łosia - ponad 260 tys. zł.
W ten sposób kontrolerzy potwierdzili informacje, które podaliśmy już w lutym tego roku. Pytany wówczas o komentarz Janusz Myrta, dyrektor wrocławskiego NIK, obiecał, że jego instytucja sprawdzi, czy w urzędzie marszałkowskim nie zalęgły się wiewiórki, które były zdolne pochłonąć 130 kg owoców świeżych i suszonych w ciągu roku. Bo tyle ich skonsumowano.

Napisaliśmy wtedy, że dyrektor gabinetu ówczesnego marszałka, Dionizy Cezary Pacamaj (obecny radny miejski z ramienia PO), nie szczędził wysiłków ani grosza publicznego, by marszałkowi Łosiowi stworzyć przyzwoite warunki pracy. NIK policzył, że na artykuły gospodarstwa domowego: nowe szklanki, filiżanki, mleczniki do kawy, musztardniczki i lustro kryształowe - poszło prawie 4,5 tys. zł. Na tę kwotę zabrakło zresztą dokumentacji, a przedmiotów na półtora tysiąca złotych nikt nawet nie pofatygował się umieścić w wykazie.

NIK poza tym stwierdził, że urząd marszałkowski zakupił w 2007 roku jedzenie za10 tys. zł - do częstowania gości, składających wizytę marszałkowi Łosiowi. Były w tym najrozmaitsze ciasteczka, ale też 130 kg świeżych i suszonych owoców. Do tego jeszcze cukierki i czekoladki na ponad półtora tysiąca zł, a także soki i woda mineralna na 2,5 tys. zł.

Zupełnie nietrafionym nabytkiem okazał się ekspres do kawy Lavazza Matinee. Dyrektor Pacamaj tłumaczył, że firma podarowała urzędowi ekspres. Żeby go jednak używać, trzeba było kupić oryginalne naboje z kawą za 5 tys. zł.

Kontrolerzy NIK-u zwracają uwagę, że przetargów na dodatkową żywność dla marszałka nie przeprowadzono. To tym bardziej niezrozumiałe, że wcześniej kupiono m.in. kawę i ciastka dla całego urzędu zgodnie z procedurami, czyli w przetargu nieograniczonym.

Radny Pacamaj nie pracuje już w urzędzie marszałkowskim. W niedzielę nie odbierał telefonu.
Ustaliliśmy, że jego zamówienia szły do dyrektora Zakładu Obsługi Urzędu Przemysława Pawłowicza.
- Będziemy wyjaśniali, na ile dyrektor Pawłowicz mógł kwestionować polecenia dyrektora Pacamaja - obiecuje Marek Łapiński, obecny marszałek województwa. Pismo z NIK-u dostał w ostatni piątek.
Dodaje, że czuje niesmak, oceniając poczynania szefa gabinetu swego poprzednika.
- Takie zakupy to gruba przesada - kwituje Łapiński.
- Ekspresu Lavazzy używamy jedynie dla gości. Chwalą sobie tę kawę, ale wolę zwykłą, parzoną po turecku w kubku - zdradził nam Łapiński.

Reprezentacja bez przesady

Prof. Leon Kieres, były przewodniczący sejmiku dolnośląskiego, senator RP stawia na zdrowy rozsądek. Mówi, że nie jest zwolennikiem zbytniej siermiężności ani zbytnich luksusów w organizowaniu gabinetu szefów urzędów.
- Wydatek 265 tys. zł na utrzymanie gabinetu to przesada - uważa prof. Kieres. - Każdy urzędnik na wysokim stanowisku powinien mieć fundusz reprezentacyjny. Zwykle są to ciastka i kawa. Suszone owoce można jeść w domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska