Właścicielka „Silo Club” w Zgorzelcu musi zapłacić 200 złotych grzywny za zakłócanie spokoju. Tak zdecydował sąd w Lubaniu.
– Czuję się pokrzywdzona tym wyrokiem i dlatego złożyłam od niego odwołanie – mówi Elżbieta Lech-Gotthard.
Wszystko zaczęło się w sierpniu 2013 roku. Wtedy mieszkaniec Görlitz, Ludwig S. złożył zawiadomienie w zgorzeleckiej komendzie policji. Według mężczyzny, głośna muzyka dobiegająca w lecie z tarasu lokalu, nie pozwala mu spać oraz negatywnie wpływa na jego zdrowie.
– Obawiam się o swoje zdrowie, bo prawie całe noce podczas grania muzyki nie śpię i nad ranem jestem zupełnie wyczerpany – zeznał przed polską policją Niemiec. W zeznaniach uczestniczył także Rainer M., któremu także miała przeszkadzać muzyka podczas dyskotek w „Silo”.
– Także 50 osób z ulicy Uferstrase i Hotherstrasse słyszy te głośne dźwięki – kontynuował zeznania Ludwig S. Wobec takich zeznań zgorzelecka policja przeprowadziła szereg czynności sprawdzających. Rozpytano między innymi mieszkańców pobliskich ulic - Daszyńskiego oraz Wrocławskiej, którzy stwierdzili, że owszem muzyka jest słyszalna, ale jest na tyle cicha, że nie stanowi żadnego problemu. Po zakończonym postępowania policja stwierdziła, że: „brak jest danych potwierdzających występowanie zakłócania spokoju lub też spoczynku nocnego przez Silo Club”. Funkcjonariusze nie wykluczyli tego, że muzyka mogła faktycznie przeszkadzać mieszkańcowi Niemiec i dlatego sprawę skierowali do sądu.
Wiadomo także, że w lokalu w związku z jego działalnością nie interweniowała straż miejska. Jedynym takim przypadkiem była interwencja policji. 18 sierpnia po zgłoszeniu otrzymanym od Niemców, policja przyjechała do „Silo Club” i poprosiła o ściszenie muzyki. Co ciekawe wtedy nie stwierdzono zakłóceń po polskiej stronie.
Można się zastanawiać, skąd biorą się rozbieżności w opiniach Polaków i Niemców dotyczących działalności „Silo Club”. Wyjaśnienia trzeba szukać w prawie. Według niemieckiego prawa, muzykę na zewnątrz lokali można odtwarzać tylko do godziny 22, natomiast w polskim prawie nie ma ograniczeń czasowych. Pozwolenie na tego typu imprezy wydawane są na odpowiednią liczbę dni. Nie ma w nich mowy o graniczeniach czasowych.
Elżbieta Gotthard - Lech traktuje całą sytuację jako atak na prowadzoną przez nią działalność gospodarczą. Dodaje także, że nie jest pierwszą ofiarą niemieckiego emeryta.
– Ten pan wykończył już młodzieżowy klub „Baszta” w Görlitz, a oprócz tego jest także udręką dla mojego niemieckiego znajomego, prowadzącego restaurację. Uważam, że próbuje wykorzystać niemieckie prawo w Polsce – dodaje.
Obecnie właścicielka czeka na termin pierwszej rozprawy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?