Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wiem, o co modlono się w kasie rolniczego ubezpieczenia. I nie szkodzi

Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk Paweł Relikowski
Po interwencji szefa KRUS w Lublinie zaprzestano modlitw w placówce terenowej w Radzyniu Podlaskim. Modlitwy na dobry początek dnia, czyli jeszcze przed włączeniem komputerów naliczających rolnikom emerytury, zaproponował nowy kierownik. Jak widać przełożony nie docenił tej „dobrej zmiany”, a może po konsultacjach w lubelskiej kurii uznał pracownicze modlitwy za przejaw nadgorliwości.

Niewykluczone, że wylano dziecko z kąpielą, bo chyba ma znaczenie, za co modlili się urzędnicy KRUS. Czy na przykład codziennie klepali zdrowaśki w intencji zachowania dobrego zdrowia przez kierownika z Radzynia Podlaskiego, czy może zakreślili swe działania w szerszej perspektywie, modlili się za polityków sterujących państwem, województwem, powiatem i gminą, czyli generalnie o pomyślność kraju ojczystego. Gdyby chodziło tylko o prywatną pomyślność kierownika, to wiadomo - najgłośniejsze byłyby lizusy. Jeśli szłoby o dobro kraju, to najlepiej oczywiście słychać byłoby prawdziwych patriotów.

Właściwie można by zapytać, dlaczego mają nam przeszkadzać modlitwy w zakładzie pracy, skoro w szkołach są od dawna codziennością na lekcjach religii. To niby dzieciom wolno, a dorosłym już nie wypada? Nie od dziś wiadomo, że modlitwa człowieka wycisza i nastraja pozytywnie, więc gdyby tak każdy urzędnik pomodlił się razem ze stojącymi w kolejce petentami, to znacznie poprawiłaby się społeczna atmosfera. Nietrafiony jest argument, że nie wszyscy są katolikami, bo przecież na specjalne życzenie można by zapraszać do fabryki czy biura rabina albo imama, co nadałoby przedsięwzięciu wymiar ekumeniczny. W końcu nawet ateistom nie zaszkodziłby poranny moment refleksji nad pięknem świata i zbawiennym mechanizmem ewolucji, który doprowadził do powstania homo sapiens.

Zamiast omawiać co rano najnowsze plotki dotyczące życiowych perypetii koleżanek i kolegów, zamiast relacjonować emocjonujący przebieg wczorajszego odcinka serialu lub reality show - kilka minut w pracowniczej szatni poświęcone na zadumę. Być może zabrzmi to utopijne w uszach niedowiarków, lecz przecież znana jest metoda poprawiająca nastrój przez czysto mechaniczny śmiech, zaś psychologowie doceniają walory monotonnych, zrutynizowanych czynności dla stabilizacji psychiki współczesnego człowieka - rozedrganego, pogubionego, znerwicowanego.

Jakiś czas temu miałem okazję wysłuchać wykładu naukowca, który powoływał się na różne zagraniczne badania potwierdzające, że modlitwa ma wpływ na stan zdrowia pacjenta - pod warunkiem, że modli się sam pacjent i że jest on człowiekiem głęboko wierzącym. Natomiast modlenie się za kogoś albo przez osoby niewierzące lub ze słabiutką wiarą nie daje żadnego efektu. Chodzi zatem o szeroko rozumiane zjawisko placebo. O taką niezwykłą sytuację, gdy nastawienie chorego ma wpływ na chemiczne procesy w jego ciele. Rzecz jasna, nikomu nie odrośnie po modlitwie odcięta ręka ani noga. Mowa najczęściej o takich chorobach, które kiedyś nazywano cierpieniami duszy, a dziś wiadomo, że źródło mają w układach neuronowych. Od półtora wieku do Lourdes co roku przybywają wielkie tłumy ciepiących, zaś oficjalna, kościelna lista cudownie uzdrowionych liczy 67 osób. I ja w to wierzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska