Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie napiszę już żadnego listu

Krzysztof Kucharski
Właściwie ja już do wszystkich najważniejszych pisywałem listy na tych łamach. Do Pana Boga, do prezydenta RP, do mojego ulubionego ministra Zdrojewskiego, no i do zmieniających się najczęściej lokalnych wojewodów i marszałków. To nie jest najskuteczniejsza forma dziennikarska. W takim sensie, że list na łamach gazety dziś już nic nie znaczy. Zwłaszcza w moim przypadku, bo wszyscy traktują mnie jak starego i zużytego błazna.

Takiego lokalnego, marnego, czwartoligowego Stańczyka. Nikt mi nigdy nie odpowiedział na żaden list. No bo komu odpowiadać?! No, przepraszam… Znaj proporcją, mocium panie (Fredro). Ja znam. Słowo kultura jest dla nas wszystkich często słowem obcym. Wyszło niby od Łużyczan, no ale to też Słowianie…

Wbrew pozorom nie mam tym wszystkim, chwała na wysokościach, urzędnikom pracującym w państwowej służbie za złe. Dziś nikt nie szanuje dziennikarza, bo też takie jest w pewnych obszarach dziennikarstwo. Czasami nie ma go - konkretnego żurnalisty - za co szanować. A jeśli bywa, że prezydenci demokratycznych państw mają lekceważący stosunek do mediów, to reszta prezydentów mniejszych i jeszcze mniejszych z owego prawa kaduka zaczęła chętnie korzystać. Rację ma władza. Nasze pytania, dlaczego tak decyduje, są dowodem infantylizmu. Każdy prezydent na każdym szczeblu wie, że wie lepiej. To jest proste rozumowanie jak cep. Na tym dziś polega demokracja i cynizm! To jest triumf samowiedzy!

Mam na swoim e-mailu prywatnym dwa listy. Oba zostały opublikowane na łamach naszej gazety. Oba były adresowane do prezydenta Wrocławia. Jeden napisali aktorzy Wrocławskiego Teatru Lalek, z którymi nawet nie ma sensu się liczyć, wiadomo, drugorzędni artyści, we wrocławskich władzach nikt nie szanuje lalkarzy, taki trend; a drugi list wysłała znajoma sprzed lat pana prezydenta Wrocławia - Anna Sanecka.

To są listy, które wiszą w ciszy. Zadają to kłopotliwe pytanie: dlaczego tak? Chodzi o los dwóch ważnych teatrów. Wrocławskiego Teatru Lalek i Wrocławskiego Teatru Współczesnego. Tak się zastanawiam, kto decyduje o losach tych scen. Prezydent bardzo, bardzo, bardzo rzadko chodzi na premiery. Wiem, bo go nie spotykam. Nie może więc sam ocenić artystycznej formy tych scen. Musi się posłużyć podpowiedzią. Znam, oczywiście, wszystkich podpowiadaczy, bo ich spotykam na premierach. W tym mieście wszyscy się znamy. Od lat. Nie mogę żadnego wskazać, bo nie wiem na razie, który ma taką niszczącą siłę. Nie chcę nikogo pomawiać.

Być może, któryś z jeszcze niepomówionych ma swoich kandydatów. W wypadku Lalek, po tym, co zrobił Roberto S., może to być ktokolwiek i zawsze będzie lepszy, a więc nawet szwagier kuzynki podpowiadacza, bo jest bezkrólewie. No i wiadomo, o co chodzi. O szyld. Na tym szyldzie nie mogą być jakieś kukiełki, a godna tego grodu nazwa, historycznie uzasadniona - Teatr Miejski. W końcu Teatr Miejski mieścił się niecałe sto metrów dalej, czyli w siedzibie dzisiejszej Opery Wrocławskiej.

Teatr Współczesny to większy problem. To musiałaby być osoba z taką samą charyzmą, jak Krystyna Meissner. Niewiele jest takich osób w naszym pięknym kraju. Mogę dać słowo honoru, ale co znaczy słowo błazna?

Nie wiem, czego nasz miłościwie panujący, także za moim przyzwoleniem, bo na niego z całym przekonaniem głosowałem, więc nasz (!) prezydent oczekuje od dyrektorów obu scen. W Lalkach, wiadomo, ma być Miejski, nie wiadomo dlaczego. We Współczesnym nie ma być Meissner, nie wiadomo dlaczego. Więc, dlaczego, Panie Prezydencie! Może Pan nie odpowiadać, jeśli to kłopot…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska