Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma róży bez kolców, czyli złotówka kontra euro

Bożena Kończal
Bożena Kończal
Prof. Jan Rymarczyk
Prof. Jan Rymarczyk Bartosz Sadowski
Rozmowa z prof. Janem Rymarczykiem z Katedry Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.

Woli mieć Pan w portfelu złotówkę czy raczej euro?
Oczywiście euro.

Dlaczego?
Jest to pewniejsza waluta. Złoty ulega dużym wahaniom, ciągle jego wartość spada, dlatego inwestorzy uciekają od złotówki, co powoduje dalszą jej deprecjację. Bardziej stabilnymi walutami są euro, dolar, frank szwajcarski czy jen. To w nich inwestorzy finansowi lokują swoje kapitały uciekając od słabych walut, do których właśnie zalicza się złotówka. To oczywiste, że wolę mieć walutę, która mniej traci na wartości niż złoty. Obecnie za dolara trzeba zapłacić już prawie 4,60 złotego.

Jeszcze niedawno, bo w marcu portale ekonomiczne oznajmiały: PLN duszony trzecią falą koronawirusa. Polski złoty najtańszy od 12 lat. Jak ocenia Pan obecną kondycję złotówki?
Na kondycję złotego wpłynęła między innymi pandemia koronawirusa. W warunkach ogólnego osłabienia koniunktury inwestorzy generalnie uciekają od walut. Zresztą wszystkie waluty ulegają wtedy deprecjacji, ale słabe najszybciej tracą na wartości. W warunkach globalnego kryzysu inwestorzy przestają interesować się walutami i lokują w złoto oraz nieruchomości. Jeśli już muszą obracać walutami, bo jest to niezbędne do funkcjonowania rynków finansowych, to lokują w walutach mocnych. Pandemia to nie jedyna przyczyna słabej kondycji złotego. Wpływ mają też bardzo szybka inflacja, wysoki deficyt budżetowy, wysoki i rosnący poziom zadłużenia oraz polityka ministerstwa finansów, które nie interweniuje na rynku, bowiem postrzega słabość złotego jako czynnik stymulujący eksport. Im słabszy jest złoty, tym towary eksportowane, wyrażone w walutach obcych, są tańsze. Generalnie spadek wartości pieniądze wpływa stymulująco na eksport. Ministerstwo, poprzez tak zwane operacje otwartego rynku, mogłoby interweniować choćby uruchamiając sprzedaż walut obcych. Zwiększenie podaży walut obcych spowodowałoby spadek cen, a to oznaczałoby wzmocnienie złotego.

Czy utrzymanie się złotówki zwiększa odporność naszej gospodarki na zewnętrzne zawirowania finansowe i gospodarcze?
Zgadzam się z tym twierdzeniem, ale tylko częściowo. W warunkach kryzysowych spadek wartości złotego stymuluje eksport, a to oznacza stymulacje koniunktury gospodarczej. Ten wpływ jest rzeczywiście pozytywny. Kurs waluty dostosowuje się elastycznie do sytuacji gospodarczej. Inwestorzy bezpośredni czy importerzy uciekają od słabej waluty i rozliczają swoje transakcje oraz lokują oszczędności w walutach obcych, co w dalszym ciągu powoduje spadek wartości złotówki. W efekcie import, wyrażony w walutach, przeliczony na złotówki jest coraz droższy. Nie ma róży bez kolców. Słaby kurs złotego wspiera eksport, a jednocześnie powoduje, że import jest droższy, a poważna część naszej gospodarki wymaga importowanych surowców, części, różnych materiałów. Gdy mamy rozliczenia w euro, to system jest bardziej czytelny. Silna waluta stymuluje handel, handel stymuluje inwestycje, co powoduje, że system cen, kosztów jest bardziej czytelny dla inwestorów.

Prezes NBP Adam Glapiński powiedział niedawno w wywiadzie dla „Gazety Bankowej”, że złotego trzeba utrzymać „na zawsze”. To w ogóle możliwe - wstępując do UE zobowiązaliśmy się przyjąć wspólną walutę, co prawda - bez podawania terminy, kiedy ma to nastąpić, ale jednak.
Nie zgadzam się z tą wypowiedzią. Oczywiście wszystko ma swoje złe i dobre strony. Oceniam, że w przypadku wprowadzenia euro, więcej jest więcej pozytywów po stronie ekonomicznej i politycznej niż w sytuacji trzymania się z narodowego sentymentu złotówki. Po pierwsze należąc do Eurolandu, czyli krajów, które mają wspólną walutę, mielibyśmy znacznie większy wpływ na decyzje Unii Europejskiej. Po drugie bylibyśmy poważniej traktowani przez polityków i światowe sfery gospodarcze. Dlatego w mojej ocenie jeszcze nie teraz, ale po zakończeniu pandemii, opanowaniu wielkich zawirowań światowej gospodarki powinniśmy wstąpić do strefy euro. Czy tak będzie nie sądzę, bo nie pokrywa się to z celami obecnej władzy, która przekonuje że Unia Europejska chce nas pozbawić naszych tradycji, kultury i złotówki. Ale to nie ma nic wspólnego z realiami gospodarczymi.

Jakie warunki jako kraj musimy spełnić, aby wejść do strefy euro? Ile czasu nam to zajmie?
Chodzi o spełnienie warunków zapisanych w traktacie z Maastricht. Powinniśmy mieć odpowiednią stopę inflacji, niską stopę procentową - ten warunek akurat spełniamy, bo stopy są prawie zerowe, powinniśmy nie przekraczać 3 proc. deficytu budżetowego, zadłużenie nie powinno przekraczać 50 procent wartości budżetu. Poza tym dwa lata powinniśmy być w okresie przejściowym, to czas, aby ustabilizować swoją walutę w określonym przedziale. Niestety warunki dotyczące zadłużenia, deficytu i inflacji wykluczają nas, nawet gdybyśmy teraz bardzo chcieli wprowadzić euro.

Czego Pan się najbardziej obawia?
Wprowadzenie euro to obecnie decyzja polityczna, nie sądzę, aby szybko została podjęta. Obawiam się więc marginalizacji naszego kraju w UE, bo jak Pani pamięta, niedawno był już projekt stworzenia odrębnego budżetu dla Eurolandu i pozostałych państw. Nikt niczego nie może nam nakazać, ale w systemach bankowych, pomocowych mogą być preferowane kraje z walutą euro. Podsumowując sytuację - nie ma więc kija, ale jest marchewka. Poza tym obawiam się początkowego szoku. Wprawdzie w niektórych państwach po wprowadzeniu euro podniesiono ceny, ale to było przejściowe i jest to do opanowania różnymi ustawami i kontrolą cen. Myślę, że wkrótce po wprowadzeniu euro obywatele odczuliby korzyści nie tylko w sensie gospodarczymi, bo przyspieszyłoby to wzrost gospodarczy poprzez ułatwienie handlu i inwestycji, ale również w łatwości wyjazdów zagranicznych, dokonywania zakupów poza Polską. Porównywanie cen nie jest takie łatwe, bo trzeba doliczyć koszty wymiany walut. Ktoś policzyć, że gdyby przekroczyć kilkanaście granic to z posiadanych 100 euro zostałoby jedno euro.

Co dla przeciętnego Kowalskiego oznacza zamiana w portfelu złotówki na euro?
Bezpośrednio - to obniżenie kosztów wyjazdów zagranicznych, obniżenie cen zakupu towarów za granicą, bo odpada koszt wymiany walut. Pośrednio to te wynikające z przyspieszenia wzrostu gospodarczego poprzez stymulację handlu i inwestycji.

A co z oszczędnościami czy powinniśmy się o obawiać o ich bezpieczeństwo?
Nie, wręcz przeciwnie. Po zamianie na euro oszczędności będą bardziej pewne, bo jak wcześniej powiedziałem - słaba waluta ulega znacznie większej deprecjacji. Wystarczy, że porównamy o ile - od początku pandemii - spadła wartość dolara, a o ile złotego. To, że nie mamy euro i oszczędzamy w złotówkach oznacza mocne uderzenie po naszej kieszeni. Gdybyśmy mieli euro to nasze straty byłyby mniejsze, jego oszczędności posiadałyby realnie większą wartość w sensie możliwości nabywania dóbr rynkowych.

A co w funkcjonowaniu polskich firm zmieni przyjęcie euro? Przestaną być konkurencyjne na europejskim rynku, a może przeciwnie staną się bardziej transparentne, co może być korzystne dla naszej gospodarki?
Z całą pewnością firmy na tym skorzystają, bo nie będą musiały wymieniać walut. Cały eksport - import prowadzony w jednej walucie jest bardziej czytelny. Poza tym nie muszą stosować zabezpieczeń kursowych, które są bardzo drogie. Firmy, które prowadzą na dużą skalę handel zagraniczny i na przykład dziś wyślą towary, a płatność będzie za pół roku, to z całą pewnością mocno na tym stracą, bo złoty będzie ulegał deprecjacji. Chcąc zabezpieczyć się przed tym spadkiem firmy muszą stosować finansowe zabezpieczenia wykupywane w banku typu forward i opcje czyli zawierać umowy, że zostanie im dostarczona waluta według obecnego kursu. Ale bank pobiera za to określony procent. Po wprowadzeniu euro znika więc konieczność zabezpieczenia transakcji terminowych, co oznacza duże oszczędności dla firm. Staną się one pewniejszymi partnerami w handlu i w inwestycjach. Nie będą ponosiły też kosztów wymiany walut. Ale oczywiście nie wszystkie transakcje odbywają się w euro.

Czy wprowadzenie euro uszczupli dochody niektórych instytucji finansowych?
Kantorów i banków, które zajmują się wymianą walut, na pewno. Spadną też zyski banków, z tytułu zabezpieczania transakcji terminowych, ale za to wzrosną przychody związane z obrotem handlowym, z liczbą obsługiwanych transakcji finansowych.

Niedawno jeden z portali finansowych zrobił badania, z których wynika, że zwolennikami wprowadzenia euro są osoby 60 plus, a przeciwnikami osoby młode 30-39 roku lat. Jak Pan to skomentuje?
To paradoks. Coś nie tak z tymi wynikami, bo generalnie młodzi ludzie są bardziej podatni na zmiany. Większość młodych jest za pozostaniem w Unii, więc i pozytywnie ocenia wprowadzenie euro. Starsi ludzie są bardziej zachowawczy i bardziej sceptyczni, a tu - dziwne- wychodzi odwrotnie.

Może ta cała dyskusja o euro zejdzie niebawem na drugi plan, bo ważniejsze stanie się nie to w jakiej walucie płacimy, a jak to robimy. Są ludzie, który decydują się na wprowadzenie mikroskopijnego chipa pod skórę, który może zastąpić kartę płatniczą. Wrocławski startup propaguje technologię płacenie okiem. Czy w Pana ocenie to takie zabawki branży fintech czy to nasza realna przyszłość?
Sądzę, że to jest nasza przyszłość. W supermarketach na świecie stopniowo wprowadzane są systemy, w których produkty korzystając ze sztucznej inteligencji nawiązują dialog z klientem. Na przykład czekolada mówi: mam taką to a taką zawartości cukru, polecam się panu, jeśli jest cukrzykiem. Potem klient przechodzi obok kasy nie płacąc żadną kartą, blikiem czy telefonem. Kasa tylko rejestruje zapisaną twarz i inne cechy biometryczne klienta i za kupione produkty wysyła obciążenie na jego rachunek. To na razie jest w skali eksperymentalnej, ale wiem, że takich sklepów przybywa. Powinniśmy mieć świadomość, że sztuczna inteligencja będzie wkraczała we wszystkie sfery naszego życia nie tylko w marketing i sprzedaż.

A co z chipem? Chciałby Pan mieć coś takiego wszczepione np. w dłoni i tym płacić, otwierać drzwi, uruchamiać samochód itd.?
Tak. Jeśli tylko nie będzie to szkodliwe dla zdrowia, a sadzę, że nie będzie, to dlaczego nie miałbym korzystać z takiego ułatwienia. Wielu ludzi będzie się tego obawiało, tak jak jest to teraz ze szczepionką przeciw Covidowi. Nagle pojawią się grupy twierdzące, że wszczepienie chipa powoduje raka albo inne choroby. Będą protesty. Ale tu problemem jest co innego - zachowanie i poszanowanie prywatności człowieka. Na pewno Pani słyszała o systemie istniejącym w Chinach, gdzie na 1,5 miliarda ludzi zainstalowanych jest 750 mln kamer, które skanują twarze i punktują. Jeśli ktoś przekroczy jezdnię na czerwonym świetle to ma minus 5 punktów, jeśli zaopiekuje się obcymi dziećmi - to ma 5 punktów dodatnich i tak dalej. Wymyślono specjalny system nagród i kar. Jeśli ktoś ma na koncie dużą liczbę punktów karnych, to czekają go różne sankcje - na przykład nie może zajmować pewnych stanowisk publicznych, nie może dostać kredytu, a nawet podróżować. Ponoć w ten sposób zlikwidowano przestępczość w Chinach, ale niestety przy okazji zlikwidowano swobody obywatelskie i wolność osobistą. Te systemy stosowane w handlu i marketingu też naruszają te wartości, bo przecież taki system musi gromadzić dokładne informacje o kliencie czerpane z różnych źródeł, dane o jego wieku, wykształceniu, preferencjach, dokonywanych dotychczas zakupach, sytuacji materialnej i rodzinnej i tak dalej, czyli ktoś nas całkowicie zeskanuje.

Czy wyobraża Pan sobie świat, w którym pieniądze nie są potrzebne?
Tak, wyobrażam sobie. Przewidywania mówią, że w ciągu 20 lat sztuczna inteligencja będzie zjawiskiem powszechnym, że automaty będą produkowały, automaty będą sprzedawały, automaty będą nas obsługiwały a nawet podejmowały za nas decyzje. Niektórzy mówią nawet, że w dalszej perspektywie sztuczna inteligencja wyeliminuje nas jako gatunek, ponieważ będzie posiadała w swojej sieci kilka miliardów neuronów więcej aniżeli ludzki mózg. Inteligentniejsze osobniki zawsze eliminują mniej inteligentne. My eliminujemy zwierzęta. Nas... Tak działają darwinowskie prawa natury.

Rozmawiała: Bożena Kończal

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska