Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ignoruj blondynki, czyli jak łatwo zrobić z siebie mało słodkiego idiotę

Maciej Sas
- Nie ma autentycznych blondynek. Ja jestem blondynką, ponieważ się nią czuję - mówiła Marilyn Monroe, najsłynniejsza z blondynek.                                 Farbowała włosy, bo była naturalną brunetką
- Nie ma autentycznych blondynek. Ja jestem blondynką, ponieważ się nią czuję - mówiła Marilyn Monroe, najsłynniejsza z blondynek. Farbowała włosy, bo była naturalną brunetką
Opowiadasz dowcipy o blondynkach? Uważaj, żeby się nie ośmieszyć - ostrzegają naukowcy z USA, dowodząc, że panie z jasnymi włosami są co najmniej tak samo, jeśli nie bardziej, inteligentne jak rudowłose i brunetki. Tak naprawdę jednak mówią o tym, co wie każdy, kto choć raz spróbował potraktować jasnowłosą kobietę stereotypowo - jak „głupiutką blondynkę”

Dowcipy o „głupiutkich blondynkach” nie mają sensu. Nie dlatego, że nieśmieszne - to kwestia gustu. Po prostu ich wydźwięk mocno mija się z prawdą. Takie wnioski można wysnuć z badań przeprowadzonych przez naukowców z Ohio State University. Z ich dociekań wynika, że pod względem inteligencji blondynki nie różnią się od brunetek, szatynek, rudych, łysych i wszystkich innych pań. A jeśli już, to na korzyść: ich przeciętny iloraz inteligencji jest podobno o trzy punkty wyższy niż u pozostałych.

Prawdę może więc ukazać taki kawał: Dlaczego dowcipy o blondynkach są krótkie? Żeby brunetki i rude mogły je zrozumieć…

Ale nie pora dowcipkować, gdy kolejny dogmat okazuje się fałszem. „Jak żyć?” - zapyta wielu, którzy swoje niepowodzenia w starciu z blondynkami tłumaczyli ich rzekomo „wrodzoną głupotą”. W tym tekście odpowiedzi nie znajdą. Spróbowałem jednak sprawdzić, czy prawdą jest to, co sugeruje Jay Zagorsky, autor pracy na ten temat, opublikowanej w czasopiśmie „Economics Bulle-tin”. Twierdzi on mianowicie, że dowcipy o blondynkach wielu mogą wydawać się niewinne, ale stereotyp „głupiej blondynki” może w praktyce utrudniać paniom o tym kolorze włosów zatrudnienie czy awans.

Naiwne jak dzieci? Nic z tego...

Czy powinniśmy bezkrytycznie ufać wnioskom amerykańskich uczonych, pytam profesora Bogusława Pawłowskiego, kierownika Katedry Biologii Człowieka Uniwersytetu Wrocławskiego. - Żeby to skomentować, musiałbym przeczytać ten artykuł w oryginale. Bo nie wiem, jakie tam były próby kontrolne, kogo z kim oni porównywali - tłumaczy znakomity wrocławski antropolog. - Pisze się o kolorze włosów, ale w Stanach Zjednoczonych z powodu poprawności politycznej nie napiszą, że ci, którzy mają jasne włosy, to Euroamerykanie. I to tylko niektórzy. Są tysiące badań, które pokazują, że przeciętnie, podkreślam jeszcze raz: przeciętnie różnica intelektu między przeciętnym Euroamery-kaninem a Afroamerykaninem istnieje. Jeśli więc wrzucili do jednej puli wszystkich, to siłą rzeczy musiało wyjść to, co wyszło.

Jak dodaje prof. Pawłowski, gdyby takie badania przeprowadzić tylko w Europie i tylko dla pewnej grupy etnicznej, np. dla samych Polaków czy Skandynawów, możliwe, że wyniki byłyby inne. - Mogłoby nie być w ogóle żadnych różnic - mówi.

A czy są jakiekolwiek przesłanki, które pozwoliłyby na podstawie koloru włosów oceniać intelekt człowieka? - Coś jest w tym, że jasne włosy częściej mają dzieci, co świadczy po prostu o młodszym wieku. Potem, z wiekiem, włosy zwykle ciemnieją. Ale z tego powodu naiwność jest często utożsamiana właśnie z jasnym kolorem włosów. Dlatego w przypadku blondynek to mogą być takie sygnały dziecięcości: przypisuje się im stereotypowo nie tylko niezwykłą uczuciowość, delikatność, naiwność, ale też inteligencję na poziomie dziecka - mówi antropolog.

Blondynka u mechanika

Same najbardziej zainteresowane podchodzą do sprawy z dystansem. Jak mówi Monika Jaworska, dziennikarka wrocławskiego Radia RAM, naturalna blondynka (która przyznaje, że jeszcze rozjaśnia swoje włosy), każda blondynka musi udowadniać, że nie jest mniej inteligentna niż rude czy brunetki. - Ludzie, widząc jasne włosy, spodziewają się zwykle niekompetencji. Dlatego blondynki muszą się ciągle starać o wiele bardziej niż inne - mówi.

Nagle przypomina sobie coś, co budzi w niej wojownika: - To postrzeganie jako głupszej, mniej kompetentnej od innych bywa irytujące, może przeszkadzać. Każde wejście do warsztatu samochodowego pokazuje to najlepiej: szlag mnie trafia, gdy mechanik traktuje mnie jak słodką idiotkę. Ale po chwili czeka go „zonk”, bo tak się składa, że bardzo dobrze znam się na samochodach - śmieje się, nie kryjąc satysfakcji.

Wątek samochodowy (co bardzo mnie zaintrygowało) przewija się zresztą często w roz-mowach z „białogłowami”. I to w bolesny sposób. - Mam wrażenie, że wielu kierowców, nie tylko mężczyzn, gdy widzi blondynkę za kierownicą, to z góry zakłada, że będą kłopoty. A nie daj Boże, jak taka wymusi pierwszeństwo, to wszystko jest zwalane na jej kolor włosów - irytuje się Daria (nie chce podać nazwiska).

Jednak nie każdej „blondi” takie traktowanie przeszkadza. Ewa Mazur, która jest handlowcem, przyznaje, że paradoksalnie to często pomaga jej w pracy. - Mam do czynienia z kierownikami budów, inżynierami, elektrykami, generalnie z mężczyznami. Dzięki temu, że jestem blondynką, wybaczają małe potknięcia czy pomyłki, choć wcale o to nie proszę - zastrzega. - Błąd, jaki popełniła blondynka, wybaczają znacznie łatwiej niż ten sam w wykonaniu brunetki czy mężczyzn.

Jak dodaje, w wielu przypadkach wyczuwalny jest podtekst seksualny, ale wprost nikt tego nie mówi. - Klienci zwykle zakładają, że blondynka, taka jak ja, wymaga specjalnego traktowania - uśmiecha się. Mówi, że blondynki (nie tylko ona) często celowo udają „słodką idiotkę”, by dopasować się do oczekiwań rozmówcy i... pokonać go jego bronią.

Zresztą starcie z blondynką, jak się okazuje, może być wyjątkowo bolesnym doświadczeniem. Szczególnie dla mężczyzn przekonanych, że swym samczym intelektem szybko omotają „głupiutką blondi”. - Większość ludzi, którzy stykają się z blondynką, szybko spostrzega, że stereotyp „słodkiej idiotki” jest daleki od prawdy. A jeśli ktoś tego nie zauważy, to po chwili może się o tym boleśnie przekonać na własnej skórze, gdy stanie mu na drodze blondynka nie taka, jak Marilyn Monroe, ale w typie Sharon Stone - przestrzega zawadiacko Monika Jaworska.

Kto doznał takiej porażki, wie, jak kiepsko ona smakuje. Spośród mężczyzn nie zaznał tego tylko ten, kto nie spotkał blondynki…

Choć biorąc pod uwagę to, że do dziś za ponadczasowy symbol seksu uznawana jest właśnie Marilyn Monroe, to również intelektualne starcie z nią nie byłoby łatwizną. Zresztą, co najciekawsze, wcale nie była natural-na blondynką - jeszcze jako Norma Jeane Mortenson zwierzała się pisarzowi i scenarzyście Trumanowi Capote: „Nie ma autentycznych blondynek. Ja jestem blondynką, ponieważ się nią czuję”.

To swoją drogą symptomatyczne: gdyby blondynki miały być takie głupiutkie, dlaczego większość pań farbuje włosy właśnie na ten kolor? Kiedy pytam znajomego fryzjera, pana Piotra, jak często panie z jasnymi włosami chcą zmienić kolor na ciemny, zastanawia się dłuższą chwilę: - Bardzo rzadko. Zwykle to brunetki zmieniają kolor na jasny - odpowiada. I dodaje, że jego zdaniem ponad 80 procent blondynek spotkanych na ulicy to „sztuczne blondynki”. Tych prawdziwych, jak pokazują różne badania, jest na świecie zaledwie 1-2 procent populacji.

Skąd oni się wzięli?

Skoro większość ludzi ma ciemne włosy, a także karnację i kolor tęczówek, skąd w takim razie wzięli się blondyni - z jasną skórą i niebieskimi oczami? Prof. Bogusław Pawłowski podkreśla, że za kolor skóry i włosów odpowiada wiele genów. Uznaje się, że generalnie ilość melaniny w organizmie jest silnie związana z szerokością geograficzną, czyli im bardziej na północ, tym jaśniejsza karnacja, włosy i oczy. - Hipoteza jest jasna, jeśli chodzi o dobór naturalny. To analizuje Peter Frost w swoich pracach: im dalej na północ, tym mniejsze nasłonecznienie, zatem i mniej promieniowania ultrafioletowego. Trzeba więc przepuszczać więcej tego promieniowania przez skórę, bo ultrafiolet stymuluje produkcję witaminy D3 i generalnie umożliwia odpowiednie wchłanianie wapnia - tłumaczy antopolog. - Dlatego nawet dzisiaj Afrykanie mieszkający w Wielkiej Brytanii czy w Skandynawii mają częściej objawy krzywicy, co bywa nazywane „chorobą angielską”, dlatego że mają gorszą wchłanialność wapnia - dodaje.

Jak z tego wynika, selekcja naturalna premiowała mniejszą ilość pigmentu w skórze, a za tym szła mniejsza ilość pigmentu we włosach i tęczówce oka w populacjach zamieszkujących tereny, na których w ciągu roku mniej jest dni słonecznych. To spowodowało, że skóra ludzi była jaśniejsza.

- Następne ciekawe pytanie jest takie: dlaczego w większości populacji kobiety mają średnio jaśniejszy kolor skóry niż mężczyźni? Jak się wydaje, jest to związane z faktem, że u kobiety bardzo duże jest zapotrzebowanie na wapń w czasie ciąży i laktacji. W związku z tym ona musi mieć lepsze wchłanianie wapnia - tłumaczy wrocławski naukowiec. - Ale z drugiej strony to swego rodzaju gra kompromisów. Skóra nie może być zbyt jasna, bo gdy zbyt intensywne jest promieniowanie ultrafioletowe, które wnika do warstw podskórnych, dochodzi do degeneracji kwasu foliowego, a on jest bardzo ważny w momencie kształtowania się układu nerwowego u płodu. Trzeba więc znaleźć złoty środek - podkreśla.

I dodaje, że w przeszłości kobiety właściwie cały czas były w ciąży albo karmiły - właściwie nie miały menstruacji. To był czynnik selekcyjny, który działał przez cały okres reprodukcyjny kobiety, a więc przez kilkadziesiąt lat. - Dzisiaj, gdy kobieta raz czy dwa jest w ciąży, to jest żaden czynnik selekcyjny, ale kiedyś było inaczej - mówi. Dlatego kobiety z jaśniejszą karnacją, włosami i oczami, żyjące na północy, miały zapewniony większy sukces reprodukcyjny, były bardziej płodne.

Kolekcja dowcipów

Czy cała ta wiedza sprawi, że będzie mniej dowcipów o „głupiutkich blondynkach”? Nie sądzę. Igor Kwiatkowski z Kabaretu Para-nienormalni, założonego w Jeleniej Górze, zasłynął postacią Mariolki, w którą wciela się od kilku lat. To jedna z postaci, która nie pozwala umrzeć stereotypowi „głupiutkiej blondi”. Kabareciarz mówi, że badania, o których mu opowiedziałem, to właściwie nowy początek! - W końcu Mariolka jest dosyć inteligentną kobietą o sporym doświadczeniu i wiedzy życiowej. Ale tak na serio należy pamiętać, że choć to ja wcielam się w postać Mariolki na scenie, to we czwórkę tworzymy team i skecze wymyślamy wspólnie - wyjaśnia. - Każda z postaci jest wynikiem prób i błędów. Mariolka powstała z obserwacji kobiet w barze, w którym wówczas pracowałam i gdzie byłem świadkiem rozmów typu: „Musisz się szanować, bo jak się nie będziesz szanować, to on cię też nie będzie szanować”. Co ciekawe, Mariolka początkowo była brunetką i miała nazywać się Laska. Nie byłem przekonany do tego pomysłu, ale podczas jednego z występów, gdy publiczność domagała się bisu, Robert przekonał mnie, żebym wyszedł jako Laska. I tak to się zaczęło.

Jego partner sceniczny, Robert Motyka, dodaje, że ze skeczy z udziałem Mariolki najgłośniej śmieją się… blondynki. - Być może mają najwięcej dystansu do siebie albo tyle już słyszały takich dowcipów, że w końcu czują ulgę, jak jedna nich (czytaj: Mariolka) bryluje na scenie. Lubimy myśleć, że choć to Mariolka to facet przebrany za blondynkę w sweterku, jest szczera i wali prosto z mostu. Reprezentuje najgorsze cechy kobiet, ale nie można odmówić jej trafności i poczucia humoru.

A co na to moje „jasnowłose” rozmówczynie? Nie mają nic przeciw takim kawałom. Ba, lubią je! - Śmieję się z nich i sama je opowiadam! Choćby mój ulubiony: „Co mówi blondynka na widok kontaktu w ścianie? »Biedna świnko, a kto cię tak zamurował?!«” - śmieje się Monika Jaworska.

Ewa Mazur też lubi takie dowcipy. - Nawet przez długi czas je zbierałam. Do dzisiaj zresztą klienci, widząc, że jestem blondynką, opowiadają mi blondynkowe dowcipy, z których wspólnie się śmiejemy - mówi.

Wobec tego pytanie, czy mężczyźni rzeczywiście wolą blondynki, wydaje sie być retoryczne? - Chociaż właśnie zapytałam o to dwóch, którzy są w pobliżu. Zaprzeczyli, więc zrobiłam focha! - uśmiecha się Monika Jaworska. A Daria dodaje przekornie: - Ja wyznaję zasadę, że lepiej być ładną niż mądrą. I że lepiej być blondynką niż rudą.

Teraz już na pewno wiem przynajmniej jedno: gdyby się okazało, że reinkarnacja jest faktem, stanowczo domagam się, by wysłano mnie na Ziemię w ciele ponętnej blondynki...

Marilyn Monroe (urodzona jako Norma Jeane Mortenson)
Najsłynniejsza spośród blondynek (zresztą farbowana, bo naprawdę była ciemnowłosa), amerykańska modelka i aktorka. Dla filmu odkrył ją producent filmowy Howard Hughes, szef studia filmowego RKO. Za moment narodzin mitu, że „mężczyźni wolą blondynki”, uważa się premierę filmu o takim właśnie tytule, wyreżyserowanego przez Howarda Hawksa w 1953 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska