Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza innowacyjność stale w ogonie Europy

Wojciech Kowalski
Prof. Andrzej Wiszniewski
Prof. Andrzej Wiszniewski Andrzej Łuc
Z prof. Andrzejem Wiszniewskim, byłym ministrem nauki i przewodniczącym Komitetu Badań Naukowych, rozmawia Wojciech Kowalski.

Panie profesorze, jak jest z naszą innowacyjnością?

Jesteśmy w ogonie Europy. Najbardziej znamienna jest liczba patentów zarejestrowanych w europejskim, amerykańskim bądź japońskim urzędzie patentowym albo liczba tzw. potrójnych patentów. W statystyce międzynarodowej zaczyna się taki termin stosować dla wynalazków zgłoszonych jednocześnie do tych trzech urzędów patentowych. Jeśli jest naprawdę ważne osiągnięcie, z perspektywami, to trzeba je opatentować wszędzie.

Czy my w ogóle mamy takie patenty?

Mamy, około pół patentu na milion mieszkańców, czyli rocznie mamy w Polsce mniej więcej 20 patentów. To jest 60 razy mniej niż średnia Unii Europejskiej. Zwracam uwagę: nie 60 procent,
60 razy mniej!

I łudzimy się, że dogonimy Europę?

Może nie jest aż tak źle, bowiem bardzo wiele patentów powstaje w polskich instytucjach związanych z firmami zagranicznymi. Przykładowo, my tutaj w tym gmachu (Politechnika Wrocławska - przyp. red.) robimy sporo we współpracy z czołowymi światowymi firmami elektrotechnicznymi. W efekcie, w ciągu ostatnich pięciu lat było 10, może 12 patentów zgłoszonych w europejskim czy amerykańskim urzędzie patentowym. Autorstwo jest nasze, ale pod zagranicznym szyldem. W statystykach powiększa liczbę patentów niemieckich, brytyjskich, szwajcarskich. Może te dane są nieco zniekształcone na niekorzyść dla Polski. Ale inne wskaźniki też nie napawają optymizmem: udział produktów innowacyjnych w eksporcie to około 2 procent, w Unii - 18 procent. Istnieje też taki wskaźnik, jak zrównoważenie technologiczne - ile my wydajemy na nowe technologie, a ile sprzedajemy. Tu też jest przepaść.

Kto powinien być lokomotywą innowacyjności - uczelnie, administracja czy przedsiębiorcy?

To nie powinny być uczelnie. Jedną ze słabości polskiej nauki jest to, że jest ona uniwersytecka. A uniwersytety nigdzie na świecie, nawet w Stanach Zjednoczonych, nie są w czołówce innowacyjności. W Stanach tylko 14 proc. patentów pochodzi z uczelni.

Czyli kto ma uczynić naszą gospodarkę innowacyjną?
Prywatni przedsiębiorcy, prywatny kapitał. Na glebie publicznych pieniędzy słabo rosną innowacje, one rozwijają się tylko na gruncie prywatnych pieniędzy.

Na Dolnym Śląsku 95 procent przedsiębiorstw to w większości niedokapitalizowane mikro- i małe przedsiębiorstwa. Proste usługi i prosta produkcja. To one mają w innowacyjność inwestować?

Posłużę się demagogicznym przykładem: Microsoft - firma, która zaczynała w garażu. Podobnie Apple. Oczywiście, można powiedzieć, że twórcy to geniusze techniczni i biznesowi. Prawda. Ale ja wiem, że mała firma może być bardzo innowacyjna. Warto przytoczyć w tym miejscu genialną definicję, jaką podał szef Microsoft Europa: Innowacja to umiejętność rozwinięcia i wprowadzenia na rynek nowatorskich produktów, usług czy idei, które odniosą tam sukces. A więc sam pomysł nie jest innowacją. Nawet rewelacyjny pomysł. Innowacja to rozwinięcie pomysłu. Na rynku ma być sukces. Jeśli sukcesu na rynku nie ma - nie ma innowacji.

Ale innowacyjność to jest też ryzyko. Ilu mamy na tyle silnych przedsiębiorców, by podejmowali dodatkowe ryzyko? Nawet jeśli mają pomysł i intuicję czy wiedzę, że rynek to kupi, nie mają pieniędzy, które mogliby zaryzykować.

Święta racja. Człowiek, który pracuje na uczelni czy w instytucji badawczej, ryzykuje wyłącznie własny czas, przedsiębiorca ryzykuje swoje pieniądze. To ogromna różnica. I dlatego uważam, że rozwiązaniem przełomowym byłoby rozwiązanie fiskalne. Np. przedsiębiorca wydaje na działalność badawczą milion, a od dochodu mu się odlicza 2 miliony.

Już wyobrażam sobie ten krzyk podniesiony przez urzędników!

Ja go nawet słyszałem. Pod koniec lat 90. lansowaliśmy ten pomysł, nawet nie z tak dużym współczynnikiem. I oczywiście minister finansów nas wyśmiał: bo to zmniejszy podatki. Zmniejszy. Na razie zmniejszy. Ale w przyszłości może bardzo zwiększyć. Tak długo, jak większość naukowców zajmujących się działalnością badawczo-rozwojową, innowacyjnością, nie pracuje w prywatnych przedsiębiorstwach, tak długo nie będzie innowacyjności.

Czy alternatywą jest dofinansowanie ze środków publicznych?

Dawanie grantów, dotacji, subwencji, czyli to, co państwo robi i co ja robiłem, nie jest aż tak skuteczne. Przy systemie dotacji jest kilka niebezpieczeństw: np. nadużycia ze strony przedsiębiorców. Tworzy się też nadmiernie rozbudowany aparat urzędniczy.

Wydaje się też, że tylko niewielka część unijnych dotacji spowoduje jakościowe zmiany w funkcjonowaniu dofinansowywanych firm, a co za tym idzie w gospodarce regionu.

- No cóż, warto próbować walczyć o zmiany systemowe, ale też nie warto popadać w przygnębienie. Każda gospodarka ma swoiste fazy rozwoju. My jesteśmy w fazie imitatorów. To typ gospodarki, w którym nie tworzy się nowych technologii, produktów, ale skutecznie wykorzystuje stworzone przez innych technologie i procesy. Amerykanie, liderzy innowacyjności na świecie, jeszcze w połowie XIX wieku byli głównie imitatorami technologii brytyjskich.

emisja bez ograniczeń wiekowychnarkotyki
Wideo

Strefa Biznesu: Czterodniowy tydzień pracy w tej kadencji Sejmu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska