Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Napadają na banki, ale kradną niewiele

Małgorzata Moczulska
Na Dolnym Śląsku rabusie z bronią w ręku atakują małe placówki finansowe

W styczniu tego roku w regionie doszło już do pięciu napadów na banki. We wszystkich przypadkach były to małe placówki, a zamaskowany sprawca posługiwał się przedmiotem przypominającym broń. Policja oficjalnie nie łączy jednak tych wszystkich spraw.

Do ostatniego napadu doszło tydzień temu w Świdnicy. Tu przed południem do placówki Invest Banku w centrum miasta wszedł zamaskowany mężczyzna i zażądał wydania pieniędzy. Krzyczał i wymachiwał przedmiotem przypominającym pistolet. Przerażona kasjerka oddała mu kasetkę. W środku było 6,5 tys. zł.

Tydzień wcześniej do jednego z banków w złotoryjskim Rynku na godzinę przed zamknięciem tej placówki wszedł wysoki, zamaskowany mężczyzna z kominiarką zaciągniętą na twarz. Zażądał pieniędzy, strasząc kasjerkę pistoletem. Chwilę później wybiegł z gotówką i zniknął w tłumie przechodniów. Ukradł kilkanaście tysięcy złotych. Nikt ze złotoryjan nie zareagował, choć przy banku włączył się alarm.

Wcześniej do podobnych napadów doszło w Dzierżoniowie i w Bielawie. W Bielawie jednak napastnik nie zaatakował kasjerki, lecz broń przyłożył do głowy klientce, żądając od pracowników placówki wydania pieniędzy. Podobnie działał przestępca, który 14 stycznia napadł na bank w Nowej Rudzie. Tu posunął się dalej: strzelił w powietrze. Policja przypuszcza, że była to broń hukowa.

- Obawiam się, że takich zdarzeń może być coraz więcej, bo zawsze, kiedy sytuacja gospodarcza w kraju się pogarsza, od razu odnotowujemy więcej takich napadów - komentuje Jacek Gieorgica ze Związku Banków Polskich.

Na dowód tego przytacza statystykę, że w ostatnich trzech latach z roku na rok liczba rabunków rośnie. W 2008 roku było w Polsce zaledwie 50 napadów na bank, rok później już blisko 150, a w ubiegłym roku - 170.

Pocieszające jest to, że w ciągu ostatnich dwóch lat, mimo tak dużej liczby zdarzeń, żaden z pracowników ani klientów banków nie ucierpiał.

- Napady, z jakimi mieliśmy do czynienia, to nie sprawka zorganizowanych grup przestępczych czy niebezpiecznych, bezwzględnych bandytów - dodaje Katarzyna Czepil z Komendy Powiatowej Policji w Świdnicy. Potwierdzają to statystyki Komendy Głównej Policji w Warszawie, z których wynika, że najczęściej na banki napadają bezrobotni i ludzie zdesperowani.

Za każdym razem łupem złodziei padają niewielkie sumy - od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. - W bankach dzisiaj nie ma pieniędzy, transakcje odbywają się elektronicznie, bezgotówkowo - podkreśla Jacek Gieorgica. - Niestety, wciąż pokutują stereotypy, że w bankach są miliony. Nie ma ich. Myślę, że każdy złodziej jest zwyczajnie rozczarowany, kiedy w takim spektakularnym napadzie kradnie kilka tysięcy - dodaje.

Z danych Związku Banku Polskich wynika, że w 2009 roku w 146 napadach na banki skradziono trochę ponad 2 mln. zł, czyli średnio z jednej placówki ginęło niespełna 15 tys. zł.

I właśnie rozpowszechnienie informacji, że w bankach nie ma pieniędzy, ma być sposobem na zmniejszenie liczby napadów. Bankowcy twierdzą bowiem, że gdyby inwestowali w uzbrojoną ochronę, doszłoby do strzelanin i ginęliby ludzie.

Chcą jednak, zwłaszcza w małych placówkach bankowych, gdzie pracują czasem dwie, trzy osoby, montować zabezpieczenia techniczne, np. kamery. Bo choć nie chronią przed napadem, to pomagają w późniejszym wykryciu sprawcy.

Czytaj również:
* Złapali bandytów napadających na kobiety
* Ostrów Tumski: Celibat, napad i łapówki


Czy nasze pieniądze są bezpieczne w bankach? Jak oceniasz pracę policji? Podyskutuj na forum

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska