Franciszek Kułacz był świadkiem wielu historycznie ważnych wydarzeń, przetrwał zsyłkę na Syberię. Jego matka też pracowała jako fryzjerka. Jego zakład klimatem wciąż przypomina lata 60. Oprócz nożyczek i innych narzędzi fryzjerskich znajdziemy tam szachownice, bo pan Franciszek jest nie tylko dobrym fryzjerem, ale też dobrym szachistą.
- Wychowywałem się na Syberii. Miałem wtedy 13 czy 14 lat. Gdyby nie wojna, to nigdy bym nie wrócił do Polski i zapewne wymordowaliby mnie Ukraińcy. Tam była rzeź - wspomina Franciszek Kułacz. - Na fryzjera uczyłem się od 1945 roku. Tutaj zacząłem pracować razem z kolegą w 1954 roku. Na początku było tu nas czterech, teraz nie ma już tyle pracy co kiedyś. Nigdy nie sądziłem, że dożyję tylu lat.
Pan Franciszek pracował również w zakładzie fryzjerskim w Rynku - w miejscu, gdzie wcześniej mieścił się sklep rybny. Teraz dalej z powodzeniem strzyże swoich stałych klientów.
- U mnie klienci zawsze mówili, że będę dobrym fryzjerem. Ale wie pani, jak wyglądają początki. Kiedyś tak namydliłem komuś głowę, że woda za koszulę poszła - śmieje się pan Franciszek. - Ale szef mnie wyuczył i od razu pozwolił ćwiczyć się w sztuce fryzjerstwa.
Teraz pan Franciszek, po 70 latach pracy w zawodzie, opróżnia swój zakład na Tkackiej. Mimo że to ostatnie dni, to wciąż zaglądają do niego klienci. W zakładzie będzie pracował do końca stycznia i można go jeszcze spotkać w pracy.
ZOBACZ TEŻ:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?