Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na wigilię może być ryba z Antlantyku i kapusta z niemieckiej konserwy albo lot do gniazda

Grzegorz Chmielowski
Co przygotować na polską wigilię, gdy żyje się, choćby chwilowo, na przykład na hiszpańskiej wyspie na Atlantyku? Przedtakim wyzwaniem stanąłem dokładnie rok temu, gdy Boże Narodzenie przyszło mi spędzać u rodziny, w miejscu pięknym, ale dalekim od naszej kuchni i tradycji świątecznych. Jak przystało na faceta z moim PESEL-em, nie wyobrażam sobie na przykład wigilii bez karpia. Może być z podchojnowskich Niedźwiedzic, podlubińskiej Raszówki czy ze Stawów Milickich.

Proszę bardzo, wybrzydzać nie będę. Tymczasem w miejscowych sklepach i na bazarach ryb całe tony, tyle że żadna jakoś mi na karpia nie wyglądała. No więc trzeba było znaleźć w tym atlantyckim towarzystwie coś, co przynajmniej wyglądało na naszą rybę narodową. I tak trafiłem na doradę, która, w jakimś sensie, swoje zadanie spełniła. Sprawa druga, równie ważna, to kiszona kapusta. Na wigilię powinna się znaleźć w pierogach, a wświęta w bigosie (za kapustą z grochem raczej nie przepadam). Parę kilometrów kręcenia kierownicą, ale finał udany. Okazało się, że Hiszpanie mają kapustę kiszoną, nawet z dodatkiem wina, tyle że w konserwach. Swoich i sprowadzanych z Niemiec.

Smak nieco inny od tej naszej, choćby tej z podlegnickich Lipiec. Ale jej kwaskowatość gaszona winem cieszyła podniebienie. Mak, rodzynki, migdały, cytrusy... Wiadomo. Za to przyniesiony do domu twaróg nie gwarantował sukcesu i z sernika trzeba było zrezygnować. Polskie wędliny, suszone grzyby, a nawet śledzik, przyleciały razem z nami, więc na tym odcinku święta były zabezpieczone. Zapobiegliwość ta okazała się częściowo chybiona, bo pod nosem działała polska masarnia z szynkami, polędwicami i kiełbasami. A zakład ten prowadzili wtedy Aleksander Dziedzina z bratem Mieczysławem z Brochocina pod Złotoryją. Wtedy, bo już sprzedali firmę komuś z Kazachstanu, kto te same wyroby sprzedaje Rosjanom. Połączenie polskich receptur z surowcem z tucznika pasionego roślinami z wulkanicznej gleby, zadowoliłoby nawet Magdę Gessler.

A jak w klimacie, gdzie rosną palmy i kaktusy, zdobyć choinkę? Najprościej pojechać do chińskiego marketu, których tam pełno, i kupić plastykową. Bo prawdziwej tak łatwo w sklepie się nie znajdzie. Gdy wszystko kupione, pora dokończyć sprzątanie. Łatwo powiedzieć, ale przy 26 st. bieganie z odkurzaczem i miotłą staje się męczące. Na szczęście z pobliskiej wieżyczki kuranty dopingują kolędami. Jeszcze trochę wysiłku i można zasiąść do wigilii. A wtedy robi się trochę dziwnie, bo akurat sąsiedzi idą na spacer. Świętują tylko 25 grudnia. A na całego rozhulają się dopiero na Trzech Króli, gdy przyjdzie ich mikołaj. W tej części wyspy msze w Boże Narodzenie odprawiał ks. Mirosław.

Na koniec zapraszał na składkowy poczęstunek do kościelnej świetlicy. Święta są krótkie, bo w drugi dzień Bożego Narodzenia trzeba iść do pracy, a i tak połowę czasu spędzamy na skype z rodzinami w Polsce. Nie wszyscy z nowej fali emigracyjnej szykują polskie wigilie, martwią się o karpia i kapustę. Niektórzy wybierają lokalne zwyczaje, chcą wsiąknąć w nową rzeczywistość, zwłaszcza gdy ich rodziny są mieszane. Alewielu choćby na kilka dni przylatuje do swojego gniazda. Nie tylko, by zjeść karpia i kapustę. Ale to już inna opowieść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska