Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Świebodzkim handlują już 18 lat. A urzędnicy są bezradni (ZDJĘCIA)

Bartosz Józefiak
W niedzielę o godzinie 7 rano na Świebodzkim prawie nie ma miejsc do handlowania. Dziesiątki stoisk na torach, a na nich bogactwo towarów. Dostać można wszystko: sprzęt RTV, antyki, zabawki, ubrania, jedzenie, książki, części metalowe, wózki inwalidzkie. Takiego asortymentu nie ma żaden supermarket w Polsce. Rzeczami kupionymi na Świebodzkim dałoby się bez trudu umeblować mieszkanie. Byłby to jednak dom żywcem wyjęty z PRL-u. Spotkamy tam prawdziwe relikty przeszłości: stare telefony, maszyny do pisania, kasety VHS i magnetofonowe, telewizor i radio z lat 50.

Najwcześniej targ przeszukują właściciele antykwariatów i sprzedawcy staroci. Odkupują rzeczy często od tych handlarzy, którzy chcą sprzedać cokolwiek, by zarobić na alkohol i zmyć się stąd czym prędzej. - I tak jest lepiej niż parę lat temu, kiedy roiło się od pijaków - opowiada pan Mieczysław.

Działają tu dwie kategorie sprzedawców. Zawodowcy to ci, którzy kupują tanio towar, m.in. w hurtowniach, i potem odsprzedają ze swoją marżą. Ich koce są wypełnione towarami. Druga grupa to ludzie, którzy sprzedają po prostu to, co przynieśli ze swoich mieszkań: lampki, ubrania wnuków, z których wyrosły, telefony stacjonarne. Te stoiska są zdecydowanie skromniejsze.
Są też kolekcjonerzy, jak pan Bogdan, który handluje starymi monetami i banknotami. A także starociami wszelkiej maści. Znajdziemy u niego nawet pałki i hełmy MO.

- W domu już mi się to nie mieści, więc dzielę się z innymi - mówi pan Bogdan.

Na targu nie ma żadnych działów ani wydzielonych stref. Książki leżą obok maskotek dla dzieci, obrazki Przenajświętszej Maryi obok żołnierzyków, części metalowe obok ubrań. Każdy rozkłada na kocu wszy-stko, co da się sprzedać. Są też sprzedawcy mobilni. Ci, spacerując między stoiskami, sprzedają spod pazuchy np. worek tytoniu za 40 zł.

Ceny? Wahają się od złotówki do kilkuset złotych. Nic tu nie ma swojej stałej ceny.

- Chodzi w końcu o to, by się targować. Taki jest sens tego rynku - tłumaczy pani Joanna Jędrych, na stoisku której znajdziemy m.in. lampę naftową i mosiężny świecznik. - Najczęściej ludzie szukają elementów hydrauliki. Ale da się sprzedać wszystko. Kiedyś koledzy sprzedali nawet dmuchaną lalę z seks-shopu.

Skąd biorą towar? Niektórzy odkupują od innych i sprzedają drożej. Większość handluje tym, co wyniosą z własnych domów. Książki i części metalowe najlepiej wziąć ze skupu makulatury i skupu złomu. Wiele rzeczy wpada w ręce sprzedawców, kiedy ludzie robią porządki w domach. Dobry sprzedawca wszystko może "popchnąć" dalej. - Nie uwierzyłby pan, co ludzie wyrzucają - mówi pan Zdzisław, który handluje częściami metalowymi.

Zdarza się towar z kradzeży. Mieczysław Pisara opowiada, jak miesiąc temu kupujący znajdowali rzeczy ze swoich działek, które skradziono kilka dni wcześniej. Pan Mieczysław szacuje, że około 15 proc. towaru na bazarze pochodzi z kradzieży.

Dlatego targ przeczesują policjanci. Część w mundurach, a część po cywilu. Tyle tylko, że tajniaków wszyscy znają, toteż element zaskoczenia jest żaden.

Wielu handluje, bo nie ma z czego żyć, a kilkadziesiąt złotych poratuje domowy budżet. Ale wielu bardziej zajmuje się rozmową z kolegami niż swoim stoiskiem. Przyznają, że lepiej w niedzielny ranek spotkać się z kumplami niż siedzieć w domu z żoną.
Większość sprzedawców zna się od lat, nie ma między nimi konkurencji. - Każdy stara się handlować czymś niezwykłym, czego nie ma nikt inny - mówi Zbigniew Skiba, sprzedający elektronikę.

Przez targ na Świebodzkim przewijają się setki kupujących. - Właśnie znalazłem płytę winylową grupy Procol Harum. Ostatni raz widziałem ją w młodości - opowiada Andrzej Chorążeczewski, kolekcjoner płyt. - Odwiedzam ten targ dwa razy w miesiącu. Hobbysta może znaleźć tu ciekawe egzemplarze - zapewnia pan Andrzej.

- Poszukuję monet kolekcjonerskich, ale ciężko jest znaleźć coś ciekawego - mówi inny kupujący Władek Grozik. - Wiele z tych rzeczy nie nadaje się do kupna.

Wielu mówi, że na Świebodzkim znajdziemy tylko rzeczy tandetne, wręcz śmieci. Jeśli tak, jak to możliwe, że od lat w każdą niedzielę targowisko zapełnia się ludźmi?

Co dalej z tym miejscem?
Już kilka lat minęło od czasu, gdy urzędnicy obiecali reaktywację dworca i jednocześnie likwidację targowiska. Kolejarze, do których teren należy, kilka razy podawali "ostateczny" termin zamknięcia targu. Za każdym razem nie dotrzymywali słowa. Teraz na dobrą sprawę nie wiadomo, kiedy bazar zostanie wreszcie zlikwidowany. Prawdopodobnie nie wcześniej niż wtedy, gdy kolej wystawi dworzec na sprzedaż. Ale żeby to zrobić, PKP musi poczekać na miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. To dokument, który dokładnie określa, co można w danym miejscu budować, a czego nie. Rzecz w tym, że nad planem pracują urzędnicy z wrocławskiego magistratu. I nie wiadomo, kiedy swoją pracę skończą. - To bardzo trudny i ważny dla Wrocławia teren. Dlatego tworzenie planu tyle trwa - broni pracowników urzędu miejskiego Paweł Czuma, rzecznik prasowy ratusza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska