Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na czym polega magia włoskiej muzyki? Rozmowa z Markiem Sierockim

Robert Migdał
Marek Sierocki, dziennikarz muzyczny. Możemy go oglądać m.in. w Teleekspressie
Marek Sierocki, dziennikarz muzyczny. Możemy go oglądać m.in. w Teleekspressie fot. Bartek Syta/Polskapresse
Marek Sierocki o artystach wie wszystko. Jest chodzącą encyklopedią muzyki. 14 lutego poprowadzi walentynkowy koncert we wrocławskiej Hali Ludowej, na którym gwiazdami będą Drupi i Al Bano. Nam opowiada o magii włoskiej muzyki.

Na czym polega fenomen włoskiej piosenki? W Polsce słuchamy przebojów rodem ze słonecznej Italii już od dziesięcioleci, a moda ta wcale nie przemija.
Bo są bardzo melodyjne i łatwo wpadają w ucho, szczególnie utwory z lat 70. i 80., kiedy włoska muzyka cieszyła się ogromnym powodzeniem. I to nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie: utwory te trafiały na szczyty list przebojów w Niemczech, Hiszpanii czy we Francji.

Polacy zawsze lubili, i lubią nadal, piosenki melodyjne.
I bardzo optymistyczne. A we włoskich przebojach słychać słoneczną Italię. Poza tym w drugiej połowie lat 70. i w pierwszej połowie lat 80. ta muzyka była często grana w radiu, a przypomnę, że wtedy były tylko trzy programy radia państwowego i muzyka, która była grana w tych rozgłośniach, narzucała modę, kształtowała gusta. Dominowała, bo nie miała żadnej konkurencji.

A w telewizji publicznej był transmitowany festiwal piosenki włoskiej z San Remo...
Najstarszy festiwal w Europie. Niewiele było wtedy muzyki w telewizji, a jednak San Remo było pokazywane co roku. Więc byliśmy na bieżąco z trendami włoskiej piosenki, mogliśmy na bieżąco oglądać tamtejsze gwiazdy.

Kiedyś wszystko, co włoskie, było modne i wszechobecne: na ulicach polskich miast królowałymałe fiaty, zajadaliśmy się włoskimi lodami, kręconymi z automatu, w domu robiło się spagetti...
Ba. Nasza przyjaźń polsko-włoska sięga czasów królowej Bony, która przywiozła włoszczyznę do Polski. Takie przykłady możemy mnożyć. Ot, choćby nasz hymn ze słynnym "marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski...".

Stacji radiowych i TV jest dziś mnóstwo, zachodnia muzyka wlewa się do nas szeroką fala, a jednak ta miłość Polaków do włoskiej muzyki nadal trwa.
Wynika ona w dużej mierze z wielkiego sentymentu. Poza tym kiedyś nie było w Polsce płyt z włoską muzyką, a kiedy już były, to traktowano je jako rarytas. Mieli je nieliczni, na przykład didżeje, a dzisiaj już ukazują się jako składanki, jako reedycje albumów tamtejszych wykonawców - są na wyciągnięcie ręki. Dlatego dzisiaj ludzie kupują te płyty, bo chcą mieć piosenki swojej młodości w domu, dlatego też chodzą na koncerty gwiazd, które znali ze swojej młodości. Szczególnie są to ludzie między 40. a 60. rokiem życia - oni z sentymentem wspominają dawne lata, czasy, kiedy słuchali przeboju "Felicita" Al Bano i Rominy Power, "l'italiano" Toto Cutugno czy "Acapulco" Ricchi e Poveri.

Włoscy artyści są niesamowicie popularni też poza Polską. Warto by chociażby wspomnieć takich artystów, jak Eros Ramazzotti, Andrea Bocelli czy Zucchero.
Oj tak, Zucchero odniósł olbrzymi sukces. Jego piosenka "Baila Morena" stała się przebojem na całym świecie. Album, z którego pochodzi, rozszedł się w prawie ośmiomilionowym nakładzie! A piosenkę grały i grają rozgłośnie w wielu krajach, bo Zucchero zaśpiewał ją nie tylko po włosku, ale i po hiszpańsku i w wersji włosko-angielskiej. Dotarł na wszystkie rynki muzyczne.

Melodyjna włoska piosenka to coś, za czym wielu Polaków tęskni w dzisiejszych czasach.
W latach 90. muzyka poszła w całkiem innym kierunku: ważniejszy od melodyjności stał się rytm i produkcja muzyczna, które zaczęły stanowić o jakości muzyki. Akcent został więc przeniesiony na coś zupełnie innego i ma pan rację, Polacy w czasach rytmu zaczęli tęsknić za melodyjnymi piosenkami i bardzo chcą słuchać beztroskich, włoskich utworów.

A kiedy Pan po raz pierwszy usłyszał Drupiego i Al Bano - dwie wielkie gwiazdy, które zaśpiewają 14 lutego na koncercie waletynkowym we wrocławskiej Hali Ludowej?
Drupiego po raz pierwszy usłyszałem w piosence "Sereno e". Kiedy pojechałem z rodzicami na wczasy do Czechosłowacji, to kupiliśmy tam album z tą piosenką. Pamiętam, że płyta była pomarańczowa. A pierwszy raz na jego koncercie byłem w roku 1978 - w warszawskiej Sali Kongresowej. Wówczas kupiłem sobie singiel z piosenką "Bambino", którą śpiewała jedna z chórzystek Drupiego - Dorina Dato. Po latach, podczas rozmowy, zapytałem Drupiego: "Co się stało z tą twoją chórzystką? Taką ładną dziewczyną, która śpiewała »Bambino«?". A on mi na to: "Już nie jest moją chórzystką, od wielu lat jest moją... żoną!".

CZYTAJ WIĘCEJ NA 2. STRONIE

Ten, kto miał płyty zagranicznych artystów, był królem na podwórku.
No pewnie. Każdy chciał sobie pożyczyć czarny krążek, posłuchać, przegrać go na kasetę magnetofonową, a o płyty włoskich artystów było szczególnie trudno.

Kiedy Pan poznał Al Bano?
W 2000 roku, kiedy byłem dyrektorem festiwalu piosenki w Sopocie, i zrobiliśmy koncert "Viva Italia". Zapamiętałem go jako bardzo, bardzo sympatycznego człowieka. Czułem, że choć od lat śpiewa swoje piosenki, to ciągle mu to sprawia wielką radość.

Al Bano to taki rodzaj gwiazdy, jaki Polacy kochają - ma coś z filmowych Carringtonów z serialu "Dynastia" - bo i bogactwo, i sława, duże pieniądze. Jest też bliski zwykłemu człowiekowi, bo wywodzi się z nizin społecznych, zaznał biedy...
Dużą rolę w pomocy dla Al Bano odegrał Adriano Celentano (znakomity piosenkarz, uważany za włoskiego Elvisa Presleya - przyp. autora), którego fundacja - Clan Celentano - pomagała ubogim ludziom, którzy chcieli próbować swoich sił w śpiewaniu. To było w początkach kariery wokalnej Al Bano.

A później pasmo sukcesów, udane życie prywatne...
I ślub z aktorką Rominą Power, która zaczęła z nim śpiewać w duecie i razem zdobywali szczyty list przebojów słynnymi "Felicita" czy "Ci sara". Niestety, dosięgło ich nieszczęście - w USA zaginęła ich córka Ylenia, małżeństwo Rominy i Al Bano się rozpadło.

Ludzi interesują takie ciekawostki z życia gwiazd.
To dodatkowo wzmogło ich popularność, także w Polsce.

Lubi Pan włoskie piosenki?
Kiedy jadę do Włoch, to zawsze buszuję w tamtejszych sklepach muzycznych. Dwa lata temu trafiłem do jednej z większych hurtowni muzycznych w Mediolanie. W pewnym momencie wszyscy pracownicy tejże hurtowni zeszli się, żeby zobaczyć szalonego Polaka, który wybrał 64 płyty z piosenkami włoskich artystów lat 60., 70. i 80. Byli w szoku, że ja znam tę twórczość, tych piosenkarzy. To tak, jakby Włoch szukał w polskiej hurtowni płyt Czerwonych Gitar, Czesława Niemena czy Marka Grechuty.

Dostał Pan zniżkę?
Duuuży rabat dostałem (uśmiech), bo szef hurtowni był mile zaskoczony. Po powrocie do domu miałem olbrzymią frajdę słuchając tych kilkudziesieciu płyt - jedną po drugiej. Wiele piosenek odkryłem na nowo i zacząłem je puszczać w radiu.

Obaj panowie - i Drupi, i Al Bano - nie stoją w miejscu. Nadal koncertują, nadal nagrywają.
Ostatnia płyta Drupiego, wydana w ubiegłym roku, jest świetna: dwa krążki, jeden z nowymi piosenkami, a drugi - z największymi przebojami w nowych aranżacjach. Prezentuje na niej całkiem nowe brzmienie, całkiem inne od tego, co robił przed laty. Na koncertach, jak i na płycie, towarzyszą mu młodsi od niego muzycy o zacięciu bardziej rockowym, rockandrollowym.

Koncert we Wrocławiu zapowiada się więc bardzo ciekawie.
Z pewnością tak będzie. Usłyszymy same przeboje...

Drupi i Al Bano wystąpią we wrocławskiej Hali Ludowej już 14 lutego, na wielkim koncercie walentynkowym, który jest organizowany pod patronatem "Gazety Wrocławskiej". Bilety można już kupić m.in. w Hali Ludowej i na stronie www.ebilet.pl. Ceny: 85, 100, 120 i 150 złotych. Początek koncertu: godzina 19.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska