- Takiego koszmaru jak podczas tamtego badania nigdy nie przeżyłem. Lekarz był zdenerwowany, bardzo niedelikatny. Mówiłem, że czuję wielki ból, ale nie reagował - wspomina Andrzej Maciołek. Cztery dni później trafił do szpitala przy ul. Kamieńskiego. Nieprzytomny.
- Ordynator powiedział, że jeszcze kilka godzin i nie żyłbym. Zapytał, czy wiem, jaką krzywdę wyrządził mi lekarz, który robił kolonoskopię - opowiada Andrzej Maciołek. - A potem usłyszałem najgorsze, że muszę mieć stomię, bo mam przerwane jelito grube. Świat mi się zawalił.
Od feralnej kolonoskopii minęły prawie trzy lata. Wrocławianin został rencistą, przeszedł trzy operacje i niewykluczone, że czekają go następne. Oprócz stomii ma też ogromny, niegojący się ropień. Wrocławscy chirurdzy odesłali z nim mężczyznę do prof. Adama Dzikiego z Łodzi, najlepszego proktologa w Polsce.