Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Można kręcić dobre filmy bez żadnego wsparcia instytucji

Małgorzata Matuszewska
Marcin Dudziak – reżyser i kadry z filmu "Wołanie"
Marcin Dudziak – reżyser i kadry z filmu "Wołanie" MFF Nowe Horyzonty/materiały prasowe
Marcin Dudziak, reżyser filmu „Wołanie”, startującego w Międzynarodowym Konkursie Nowe Horyzonty na ostatnim, 14. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym T-Mobile Nowe Horyzonty, opowiada o trudnościach produkcji, a także o tym, co dobrego z tego wynika.

Jak się robi film bez żadnego, instytucjonalnego wsparcia we współczesnej Polsce?
Z jednej strony ciężko, bo z własnych środków, z dużym poświęceniem i jest to bardzo uciążliwe.

Czemu?
Bo nie pracuje się w ramach zamkniętego budżetu, tylko budżetu, który cały czas się poszerza. Z drugiej strony ma to swoje ogromne zalety, bo nie ma instytucji, która ogranicza pracę w formalny sposób, albo blokuje ją swoim bezwładem. W związku z tym można zrobić pewne rzeczy szybciej i mieć nad nimi większą kontrolę.

Chyba można tak zrobić tylko jeden film, bo na ile wystarczy pieniędzy?
Cały czas twierdzę, że możliwe jest, że mój film się zwróci, albo nawet zarobi, miał na tyle niski budżet, że to jest do zrobienia. Uważam, że film, który kosztował niecałe 300 tys. zł może odzyskać włożone środki. I że można dalej pracować w ten sam sposób. Nie chodzi o to, żeby ortodoksyjnie zawsze kręcić filmy, nie mając wsparcia ze strony żadnej instytucji, ale uważam, że ustawianie strategii na tych środkach może spowodować, że przez wiele lat nie zrobię filmu.

Film powstał na podstawie prozy Zimorodek Kazimierza Orłosia, ale mocno zmodyfikowanej. Nie ma wspomnień, nie ma powrotów do przeszłości...
Opowiadanie Kazimierza Orłosia jest wspomnieniem, narracja jest tak prowadzona i jest wiele wątków pobocznych. W filmie nie ma w ogóle wątków pobocznych. Nie ma też dialogów z noweli, określających postacie. Jedna postać, która pojawia się w opowiadaniu najpierw z krwi i kości, potem jako forma zjawy, też została usunięta. Myślę, że w języku literackim była potrzebna autorowi, żeby stworzyć przewodnika w wewnętrznym życiu chłopca. Uznałem, że w filmie nie jest to konieczne, że można próbować działać naturą, środkami dostępnymi dla filmu. Jest też kwestia postaci matki i babci, które są przywoływane w dialogach między bohaterami narracji.

W filmie mama jest przywołana tylko raz...
Tak, ale cały czas jest – w sugestii, przez śpiew, poprzez delikatność chłopca czujemy, że mamy nie ma, że przydałaby się obok niego. Jej obecność jest wyczuwalna, ale to zostało narysowane delikatną kreską, bez bezpośrednich napomykań. Chyba raz, w dialogu, pada zdanie o mamie.

Dla mnie to film o bolesnym dojrzewaniu. Czy to dziecko, jako dorosły człowiek, ma szansę wyzwolić się z lęku?
Czemu to dojrzewanie jest bolesne?

Bo mam wrażenie, że chłopiec cały czas się boi.
To nie było moją intencją. Chciałem opowiedzieć o momencie, który pamiętam – nie jako precyzyjny moment w czasie, ale stan przejściowy, gdzie życie zaczyna się w nagły sposób poszerzać: nagle pojawiają się poziomy, które dotychczas nie istniały. Pojawiły się we mnie i zaczęły przychodzić kolejne rzeczy z zewnątrz. Towarzyszy temu niepokój, bo to jest nieznane. I nie wiadomo, jak się do tego odnieść. Te elementy starałem się pokazać jako punkty w filmie: relacje z rodzicami, ich postrzeganie, tendencje do okrucieństwa, nasze obawy przed pracującą wyobraźnią – przed nieznanym. Ten chłopiec nie jest dziwny i nie boi się w nadzwyczajny sposób. Takim procesom zawsze towarzyszy niepokój.

Człowiek po prostu się boi, niekoniecznie w szczególny sposób, bo każdy chyba czegoś się boi. Gdzie Pan znalazł aktorów? Sebastiana Pawlaka znam jeszcze z teatru w Kaliszu...
Na razie trzy razy praktykowałem moją metodę, uważam, że jest niezła: po fotografiach. Przejrzałem wszystkie dostępne zasoby agencji aktorskich i wybrałem twarze, które wydały mi się interesujące. Nie oglądałem filmów i nie chodziłem do teatrów pod kontem obsady. Sebastian Pawlak od razu pasował mi do postaci, jak się spotkaliśmy i przeprowadziliśmy próby, czułem, że jest tym, którego szukam. Szukanie chłopca było dużo bardziej złożone. Najpierw szukałem różnymi kluczami, żeby w ogóle zobaczyć, co to znaczy praca z dzieckiem, dziesięcio-, ośmioletnim. Następnie zorganizowałem na dużą skalę casting w domach dziecka. Kiedy na jednym z nich pojawił się Witek Kotrys, nie miałem wątpliwości, że to on zagra chłopca. Bił na głowę wszystkich pozostałych kandydatów. Witek jest bardzo inteligentny, nie boi się kamery, więc nie trzeba było mocno pracować nad przełamaniem strachu. Dzięki temu, że mając 14 lat wyglądał na 10 można było do niego mówić językiem takim, jakim rozmawia się z nastolatkiem, a jednocześnie jawił się jako mały chłopiec. To było niezwykle cenne.

Ma Pan z nim kontakt?
Był ze mną na festiwalu. Zdjęcia kręciliśmy trzy lata temu, widujemy się raz na parę miesięcy. Ma już 17 lat.

Chłopiec umiał wiosłować?
Tak, to dość proste.

A jak Pan znalazł trzech filmowych chuliganów?
To była ciekawa przygoda. Zacząłem szukać aktorów przez zdjęcia, ale miałem poczucie, że to będzie niewiarygodne, bo nie będą wyglądać, jak ludzie stamtąd. Dlatego pojechałem w Bieszczady. Nie było łatwo znaleźć metodę, nie wierzyłem, że powieszone ogłoszenia o castingu przyniosą dobry efekt. Zacząłem odwiedzać bary, wyrąbiska. Poznałem nadleśnika, który zaprowadził mnie w różne ciekawe miejsca. Dopiero, kiedy miałem wrażenie, że ktoś jest interesujący i już trochę go poznałem, mówiłem, o co chodzi. Tak poznałem Marcina, zwanego Marcelem i dwóch pozostałych. Trzeci kandydat miał poważny wypadek po alkoholu, więc musiałem szukać dalej. To był dziki casting
.
Dlaczego zatytułował Pan film Wołanie?
Bo mam wrażenie, że wszystko, co się dzieje z chłopcem, to nawoływanie z jakiejś strony: z wewnątrz, wołanie z wysoka. Wydawało się, że ten tytuł nie mówi wszystkiego wprost, ale dobrze pasuje do tematu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska