Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Możemy czekać tysiąc lat albo przyjąć znak [ROZMOWA]

Agata Grzelińska
Piotr Krzyżanowski
Czy współczesny katolik ma obowiązek uwierzyć w cud? Jak to niezwykłe wydarzenie może odmienić legnickie Zakaczawie, samą Legnicę i Dolny Śląsk, pytamy ks. dr. Andrzeja Ziombrę

Współczesny katolik słyszy wiadomość o cudzie eucharystycznym czy wydarzeniu o znamionach cudu i... ma wątpliwości. Nie dowierza. Wierzący ma obowiązek uwierzyć w cud?

Nie ma obowiązku. To, co wydarzyło się w Legnicy, to znak - znak Eucharystii. Miłość zakłada wolność. Jeżeli człowiek nie jest wolny w swoich wyborach, to nie potrafi kochać, a Bóg chce, żeby człowiek Pana Boga kochał. Dlatego On zostawia nam znaki, ale człowiek nie ma obowiązku wierzyć akurat w ten znak. Jako chrześcijanie, jako katolicy mamy wierzyć w to, że Jezus jest. Jeżeli ktoś wybiera drogę katolicką, przyjmuje, że Jezus jest w Eucharystii. Proszę zwrócić uwagę, że to wydarzenie o znamionach cudu jest znakiem.

Znakiem czego?

Tego, że w każdym kościele podczas mszy świętej konsekrowany jest chleb, który staje się konsekrowaną Hostią, czyli Ciałem Pańskim.

Czyli wątpliwościami nie ma się co martwić?

Nauka dała nam pewien fakt, ale doszła do ściany. Nie potrafi wyjaśnić, jak to się stało, że w chlebie widać coś innego. Mamy dwie możliwości do wyboru: albo jeszcze poczekamy z tysiąc lat, aż nauka to wszystko wyjaśni, albo, idąc ścieżką wiary, przyjmiemy ten znak. Mamy jednoznaczność wynikającą z wiary - Hostia była konsekrowana i stało się to, co się stało. Nie było możliwości jakiejś podróbki, kombinacji. To byłby zresztą kompletny absurd, żeby się bawić w takie rzeczy. A więc jest fakt - taki sam, jak ten, o którym czytaliśmy podczas świąt. Były dwie grupy świadków przy Grobie Pańskim - strażników, którzy pilnowali grobu i widzieli, że stało się coś nietypowego, odsunięto kamień, nie było ciała w środku i druga grupa - świadków, czyli kobiety i apostołowie. Jedni głosili Chrystusa zmartwychwstałego, a drudzy wzięli pieniądze i kłamali.

Zastanawiamy się, dlaczego cud wydarzył się w Legnicy, dlaczego teraz. A może to wydarzenie ma nam, którzy pokładamy wiarę w nauce, mamy superdokładne elektronowe mikroskopy, itp., przypomnieć, że wiara dotyczy tego, czego nie da się do końca naukowo wyjaśnić.

Mieliśmy w głowie mnóstwo pytań. Szukaliśmy rzetelnych odpowiedzi, niczego nie zakładając. Wiadomo, że mieliśmy wielkie pragnienie, by nauka potwierdziła cud, by trochę pomóc niedowiarkom, którzy pokładają nadzieję w empirii. Naszym zamierzeniem nie było na siłę szukać odpowiedzi, która nas usatysfakcjonuje. Rzetelne badania, wykonane we Wrocławiu, nie dały prostej odpowiedzi, ale postawiły kilka nowych pytań. Nie zamknęły przy tym drogi do dalszych poszukiwań. Potwierdzenie dostaliśmy w innym instytucie, który wybrał inną metodykę badań, inne narzędzia i postawił pieczątkę. Wrocław dał nam nadzieję na dalsze poszukiwania rozwiązań, prawdy, a my chcieliśmy być uczciwi do bólu. Nie wiem, dlaczego w Legnicy, dlaczego teraz, gdy jestem tu proboszczem. Może się dowiem, jak umrę - Pan Bóg mi wtedy to powie. Teraz wiem tylko, że zostałem wprowadzony w pewien nurt. I nie odczytuję tego jako jakieś wyróżnienie, lecz jako zadanie, które dał mi Pan Bóg: mnie - osobie wierzącej, księdzu dał zadanie, które mam realizować. Ludzie mówią: „Ksiądz na pewno się cieszy”. Tak, bardzo się cieszę, ale z drugiej strony zadaję sobie pytanie, co zrobić, żeby pomóc ludziom, którzy chcą tu przyjechać i się pomodlić w kościele św. Jacka. Chociaż chcę podkreślić z naciskiem, że w każdym kościele parafialnym, gdzie jest odprawiana msza święta, dzieje się taki sam cud. Tylko że dla naszych zmysłów niewidzialny, ale to jest taki sam cud.

Kościół św. Jacka nazywany jest sanktuarium, czyli miejscem uznanym za święte.

To też jest ciekawe. To był kościół protestancki. Gdy Niemcy, którzy mieszkali w Legnicy, wyjechali, stał pusty. Później przejęli go Polacy i przez wiele lat był kościołem pomocniczym parafii św. Trójcy. Próbowałem szukać informacji, dlaczego jest dedykowany św. Jackowi. Teraz z perspektywy czasu widzę, że to może też był jakiś zamysł Pana Boga. Bo św. Jacek jest nieodłącznie kojarzony z dwoma atrybutami: w jednej dłoni trzyma monstrancję, czyli Najświętszy Sakrament, w drugiej - figurę Matki Bożej. Monstrancja, a więc kult Eucharystii. Odczytuję to jako znak, ksiądz biskup odczytał to jako znak, Stolica Apostolska odczytała to jako znak, choć jeszcze każe nam czekać, bo - jak każdego wierzącego - interesują ją duchowe owoce. Czy ten znak pomoże ludziom bardziej się przybliżyć do Pana Boga?

To będzie pieczęć, gdy ktoś stanie się lepszy, bardziej pokocha Pana Boga, przez to bardziej pokocha ludzi i bardziej pokocha siebie. To jest dopiero znak, to jest dopiero cud. I na nim się chcemy skupić.

Wszystkie komunikaty mówią wydarzeniu o znamionach cudu, ale chyba nie będzie nadużyciem, gdy ludzie będą mówili już o cudzie?

Łatwiej się wymawia słowo „cud”, jest bardziej nośne medialnie. Chcę być posłuszny Kongregacji Nauki Wiary i w duchu posłuszeństwa, jako człowiek Kościoła, zachowuję tę nomenklaturę. Mam jednak rekolekcje od 2 lat i 4 miesięcy. Robię sobie nieustannie rachunek sumienia, czy porządnie odprawiam mszę świętą, czy przygotowuje się do niej. To, co stało się dzięki temu znakowi w moim życiu, to jest jakiś swoisty cud. Dla mnie osobiście, bo on mi pomógł nie zutylizować swojego kapłaństwa, nie popaść w rutynę.

Jest duże zainteresowanie mediów, a jak reagują parafianie?

Na razie próbuję jakoś przetrwać medialny huragan, więc jeszcze nie miałem okazji rozmawiać z parafianami. Jestem cały czas wzywany do raportu, opowiadam, mam być świadkiem, ale nie zapomnę nigdy tej ciszy, kiedy ksiądz biskup wygłosił komunikat. Dotąd nie było takiej ciszy w kościele, nie zapomnę też łez w oczach niektórych ludzi. Obserwujemy już, że jest więcej ludzi na mszach świętych, że więcej ludzi adoruje Pana Jezusa. To są już wymierne znaki. I Bogu dzięki.

Z jednej strony miejsce, gdzie się wydarzył cud, to jest wielkie wyróżnienie, a z drugiej jeden z teologów mówi o napomnieniu i dodaje, że cuda eucharystyczne zdarzają się tam, gdzie jest potrzebne napomnienie, gdzie słabnie wiara. Legnica, Dolny Śląsk, Wrocław - tutaj znacznie mniej ludzi chodzi do kościoła niż na wschodzie.

Wydarzenie o znamionach cudu eucharystycznego było także w Sokółce, gdzie 80 procent ludzi chodzi do kościoła. Ciągle nie potrafię powiedzieć, dlaczego tu. Jestem niesamowicie zaskoczony tak wielkim zainteresowaniem mediów. Legnica przestała być małym miastem 100-tysięcznym. Właściwie jest to wydarzenie dla całej Polski. Może się okazać, że Legnica jest przypadkowym miastem, gdzie się zdarzyło to, co się zdarzyło, sygnał poszedł do wszystkich. Co ludzie z tym zrobią, to jest ich wybór.

A z drugiej strony w Legnicy cud stał się na biednym Zakaczawiu, nie w bogatej dzielnicy.

Każde miasto chciałoby mieć swoje Zakaczawie, czyli dzielnicę, na którą może zrzucić całe odium, wszystkie swoje kompleksiki. Jestem tam proboszczem piąty rok. Na Zakaczawiu spotkałem wielu wspaniałych ludzi, ale też ludzi bardzo biednych, uzależnionych od alkoholu, matki, które nie umieją sobie radzić z życiem, które mają mnóstwo dzieci, a każde z nich ma inne nazwisko. Widać tam zarówno bogactwo wiary, jak i biedę. Ale gdzie jej nie ma? Zakaczawie stało się symbolem, po części dzięki „Balladzie o Zakaczawiu”. Jako proboszcz tego miejsca chciałbym zaświadczyć, że żyją tam też wspaniali luzie. Owszem, jest dużo problemów. To jest program na wiele lat, by do człowieka dotarła pewna prawda, żeby nauczył się żyć inaczej. Może to wydarzenie o znamionach cudu pomoże tym biednym ludziom odkryć piękno człowieczeństwa w sobie. Ludzie popełniają błędy, nie szanują siebie i zapominają, że dla Pana Boga są kimś bezcennym. Chciałbym, żeby każdy mój parafianin doświadczył miłości Boga, jakiej ja doświadczam, bo wiem, że ona jest dobra, wspaniała, że ona leczy, uspokaja.

Biskup wyznaczył księdzu zadanie katechezy.

Nawet teraz, gdy rozmawiamy, to jest katecheza. Nie chciałbym z tego wydarzenia zrobić jarmarku, próbuję je ułożyć w logiczną całość i kontekst, co się może rozłożyć na wiele lat.

Parafia przygotowuje się na pielgrzymów?

Jesteśmy otwarci. Już obserwujemy zjawisko napływu, już ktoś przyjechał z Zielonej Góry. Kościół jest otwarty i będziemy przyjmować każdego, kto przyjedzie. Przygotowanie miejsca, relikwiarza - to jeszcze przede mną. Do 10 kwietnia miałem trochę związane ręce, dopiero teraz będę mógł się zająć kwestią projektu, wykonania. Będę jednak robił wszystko, by jak najszybciej każda osoba, która chce zobaczyć przemienioną Hostię, miała taką możliwość.

Kiedy będzie można zobaczyć tę Hostię?

Tego nawet ja nie wiem. Wszystko będzie zależało od tego, czy się uda znaleźć w miarę szybko odpowiedniego projektanta, wykonawcę, odpowiedni relikwiarz. Będę o tym informował na bieżąco.

Ma Ksiądz kontakt z księdzem, który Hostię upuścił i z parafianinem, który miał ją przyjąć?

Tak. Ten parafianin wtedy nawet nie miał świadomości, co się stało, a teraz próbuje przetrwać huragan medialny. A ksiądz jest bardzo młody i wrażliwy - prosił, by na razie go nie ujawniać. Jeszcze nie dojrzał do tego, by dzielić się tym, co przeżył.

Zakaz mówienia o takiej wiadomości przez dwa lata sprawy zapewne nie ułatwiał.

To prawda, ale z drugiej strony wszyscy mieliśmy świadomość, że nie chcemy narażać Kościoła na ośmieszenie. Dopóki nie mięliśmy empirycznych dowodów, milczeliśmy. Żeby nie robić niepotrzebnej sensacji, żeby być uczciwym wobec ludzi. Interesowała nas tylko prawda.

Coroczny festyn parafialny z lepieniem pierogów nadal będzie organizowany?

Tak, mam nadzieję, że teraz będzie łatwiej zmobilizować ludzi do działania. Moim marzeniem było, żeby ta parafia żyła, żeby zbudowane w trudnych czasach z wielkim mozołem budynki tętniły życiem. I muszę powiedzieć dzisiaj z pełnym przekonaniem, że Pan Bóg mnie wysłuchał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska