Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monika Kuszyńska: Teraz buduję swój nowy świat

Joanna Leszczyńska
Leczę się, obserwuję, co dzieje się w światowej medycynie. Ciągle wierzę, że będę chodzić
Leczę się, obserwuję, co dzieje się w światowej medycynie. Ciągle wierzę, że będę chodzić Fot. Maciek Kossowski
To była chwila. Wracała z zespołem z koncertu w Miliczu. Nagle ich samochód wypadł z drogi. Trafiła do szpitala we Wrocławiu. Przeżyła, jednak do dzisiaj nie może chodzić. O tym, ile trzeba siły, żeby pozbierać się po życiowej tragedii i o miłości, która pozwala narodzić się na nowo, z Moniką Kuszyńską, piosenkarką, byłą wokalistką Varius Manx, rozmawia Joanna Leszczyńska

Po czterech latach przerwy spowodowanej wypadkiem samochodowym nagrałaś piosenkę z własnym, bardzo osobistym tekstem "Nowa rodzę się", opowiadającą o powrocie do życia, do ludzi. Czy już wróciłaś, czy ten proces wciąż trwa?
Ten proces trwa. Tę piosenkę nagrałam 1,5 roku temu, nie planując powrotu do śpiewania. Moja przyjaciółka Beata Bednarz poprosiła mnie, abym nagrała ją na jej płytę. Przypuszczam, że Beata wymyśliła to, by mnie zmobilizować, abym coś zaczęła robić. Poznałyśmy się w trudnym jeszcze dla mnie czasie. Wielokrotnie zwierzałam się jej, że chyba nic nie będzie z mojego śpiewania. Beata chciała mi udowodnić, że jest inaczej. Nie przypuszczałam, że w jakiejkolwiek rozgłośni radiowej ktoś tę piosenkę może puścić, bo znalazła się na płycie bardzo niszowej, dotyczącej tematyki religijnej. To, że odbiła się ona tak szerokim echem i tyle osób ją usłyszało, jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. Potem nagrałam w podobnym składzie kolejną piosenkę. Po troszeczku zaczęłam się przełamywać.

Siła, którą odnalazłam w sobie, nie przyszła od razu. Potrzeba było czasu, żeby ją w sobie zbudować

Przed wypadkiem śpiewałaś proroczą piosenkę "Tyle siły mam". Domyślam się, że wiele osób przypominało Ci o niej, kiedy ta siła była Ci potrzebna w trakcie leczenia. Rzeczywiście miałaś dużo siły, czy to po prostu czas pomógł Ci ją w sobie odnaleźć?
To jest siła, którą odnalazłam w sobie, ale ona nie przyszła z dnia na dzień. Potrzeba było czasu, żeby ją w sobie zbudować. To, że się tak stało, zawdzięczam nie tylko samej sobie, ale też ludziom, którzy byli przy mnie. Gdybym musiała sama zmagać się ze wszystkim, trwałoby to dużo dłużej. Jeśli w ogóle udałoby mi się dojść do momentu, w jakim jestem teraz.

Spotykałaś w szpitalach ludzi, którzy szybko podnosili się psychicznie z podobnego wypadku? Zazdrościłaś im tego?
Na pewno zazdrościłam tym, którzy się fizycznie szybko podnosili. Urazy są bardzo różne. Trudno od razu zdiagnozować, który przypadek jest łatwiejszy, który trudniejszy. Wszyscy na początku mają jednakowe nadzieje. Przykro było mi patrzeć, kiedy rósł dystans między mną a osobami, które dochodziły do formy. Ludzie po ciężkich wypadkach o własnych siłach wychodzili ze szpitala, a ja jedyna zostawałam i czekałam na poprawę. Wydaje mi się, że psychicznie w miarę szybko wzięłam się w garść, zrozumiałam, że nie mogę się nad sobą za długo rozczulać. Już w szpitalach bardzo walczyłam. Rehabilitowałam się naprawdę czasami do granic swojej wytrzymałości. Starałam się być cierpliwa, żeby nie wywierać na siebie olbrzymiej presji. To jest bardzo trudne. Długo nie mogłam jednak dojrzeć do tego, żeby pokazać się światu i wrócić do śpiewania. Trzeba zdobyć się na wielką odwagę, by się na to zdecydować, będąc osobą w zupełnie innej formie, niż dotąd znała mnie publiczność.

Jak znosi się szpitalną ciszę, kiedy wcześniej prowadziło się intensywne życie estradowe?

Hm... Na początku próbowano zrobić wszystko, żeby było cicho wokół mnie. Nie leżałam w izolatkach, wręcz przeciwnie, w wieloosobowych salach. Lekarze uznali, że nie powinno się mnie zostawić samotnie z moimi myślami. Cały czas ktoś był przy mnie.

Jak traktowali Cię lekarze, pielęgniarki, pacjenci w licznych szpitalach?
Jako zwykłą pacjentkę. Nigdy nie dawałam nikomu odczuć, że jestem kimś wyjątkowym. Bardzo rzadko ktoś przychodził po autograf. Przeważnie byli to chorzy, fajne dziewczyny po różnych przejściach. Zdarzały się sytuacje, że ktoś mnie prosił o podpisanie się pod jakimś artykułem o mnie, dotyczącym wypadku ze zdjęciami rozbitego samochodu. Rozumiałam, że ten człowiek nie ma złych intencji, ale bolało mnie, kiedy w tych artykułach wydawano wyroki, że nigdy nie będę już chodzić. Denerwowało mnie, że informacje o stanie mojego zdrowia wychodziły na jaw, to znaczy, że jednak ktoś nie przestrzegał tajemnicy lekarskiej. Ktoś się ukrywał, by mi zrobić zdjęcie. To było przykre.
Czy wcześniej, będąc w wirze świata show-biznesu, otoczona ludźmi zajętymi karierą i zarabianiem pieniędzy, spotykałaś się z osobami cierpiącymi?
W szpitalach poznałam zupełnie inny świat. Wcześniej nie miałam styczności z takim cierpieniem. Sama nigdy wcześniej nie doświadczyłam żadnych chorób, nie byłam w szpitalu. Moje życie głównie obracało się wokół show-biznesu. Zawsze miałam takie poczucie, że trochę nie pasuję do tego świata. Chociaż zawsze chciałam śpiewać, ale nie za wszelką cenę. Nigdy nie brałam udziału w castingach, nie startowałam w konkursach. Moja kariera rozwijała się w naturalny sposób. Śpiewałam w różnych zespołach. Akurat splot wydarzeń sprawiał, że poznawałam takie a nie inne osoby i pojawiałam się w takich a nie innych miejscach. Czasami miałam wrażenie, że ten świat mnie przeraża, że nie nadążam za nim.

Rozmawiałam kiedyś z dziewczyną, której twarz zniszczył pożar. Przyznała, że kiedy była w depresji, odgrywała się na najbliższych...
Jestem to w stanie zrozumieć, chociaż ja tak nie reagowałam, mimo że w tamtym czasie zdawało mi się, że to koniec świata.
Ta trauma po wypadku jest tak straszna, że nie chciałaś żyć?
Tak, ta pierwsza faza chyba u każdego wygląda podobnie. Pierwszy jest optymizm i nadzieja, że szybko się z tego wyjdzie, później przychodzi rozpacz, kiedy człowiek widzi i uświadamia sobie swoją niemoc i bezradność. I nie wie, jak żyć.

Też byłaś momentami agresywna wobec najbliższych?

Myślę, że nie. Widziałam, że moi bliscy cierpią nie mniej niż ja. Dla mamy, taty, siostry, z którą jestem bardzo związana, było to może nawet jeszcze większe przeżycie niż dla mnie samej, zresztą tego nie da się zmierzyć. Chciałam za wszelką cenę ich oszczędzić i nawet kiedy mnie bardzo bolało, uśmiechałam się i udawałam, że mnie wcale tak nie boli. To też mnie trochę mentalnie postawiło na nogi. Musiałam udawać, że jestem w dobrej formie. Udawałam tak dobrze, że w pewnym momencie sama zaczęłam w to wierzyć. To mi pomogło w wyjściu z otchłani rozgoryczenia i żalu.

Czy ten wypadek pokazał Ci, kim dla siebie jesteście?
Oczywiście, że tak. Uświadomił mi jedno: to, co wydaje się oczywiste, ale wcale nie zawsze tak jest, że najbliższa rodzina jest zawsze przy tobie. Nie w każdej rodzinie siostra rzuca studia i każdy dzień spędza z tobą, żeby się tobą opiekować. I wstaje do ciebie w nocy jak do dziecka. Zawsze miałam bardzo ciepłe relacje z rodzicami, siostrą, ale wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo ważne są dla mnie te osoby i jak silna jest więź między nami. Wcześniej to wydawało się tak oczywiste, że nie czuło się potrzeby dbania o te relacje. Wcześnie stałam się samodzielna, opuściłam dom, zaczęłam się sama utrzymywać. A tu znów stałam się córeczką mamusi, bo ona znów stała przy mnie, wszystko za mnie robiła. To też zmobilizowało mnie do tego, żeby się od nowa usamodzielnić i żeby ją w jakimś stopniu odciążyć i przestać być znowu dzieckiem.

Czy wypadek obnażył prawdę o tak zwanych przyjaźniach w pracy?
Wypadek uświadomił mi, że w ogóle nie miałam żadnych przyjaciół, że to były bardzo płytkie znajomości. Ale to nie jest wina tych osób, że te nasze relacje były powierzchowne.

Mówisz o "Variusach"?
Mówię o wszystkich ludziach z branży muzycznej, z którymi miałam do czynienia. Dopiero po wypadku udało mi się stworzyć prawdziwe relacje z ludźmi. Dziś mogę powiedzieć, że mam przyjaciół.
Niedługo po wypadku były koncerty, z których dochód był przeznaczony na Twoje leczenie. Czy czułaś to wsparcie później?
Na początku zwykle jest zryw. Nie ukrywam, że ta pomoc była dla mnie ogromnie ważna i można powiedzieć, że w tamtym czasie uratowała mi życie. Ale jest faktem, że wspierało i do dziś wspiera mnie kilka osób z branży muzycznej, których przed wypadkiem nie miałam okazji poznać albo znaliśmy się mało. Myślę tu o Kayah, Edycie Bartosiewicz, Kasi Stankiewicz czy Tatianie Okupnik, która stała się dla mnie bliską osobą, chociaż wcześniej rzadko miałyśmy kontakt. Nie chodziło jednak o to, by nagle wszyscy usiedli koło mnie i mnie pocieszali. Każdy ma swoje życie i jeśli nie byliśmy blisko, to normalne, że za chwilę poszli swoją drogą i skupili się na swoim życiu.

A koledzy z Varius Manx dali Ci wsparcie?
To trudny temat dla mnie. Trudno oczekiwać wsparcia od osób, z którymi łączy cię tylko praca... Z pewnością jednak każdy z nich przeżywał to na swój sposób.

Varius Manx zaczyna koncerty z nową wokalistką. Czy dlatego, że Ty opóźniałaś decyzję o powrocie do zespołu?
Przez długi czas wierzyłam, że uda nam się wspólnie powrócić na scenę. Warunkiem była poprawa mojego stanu zdrowia. Kiedy jednak czas mojej rekonwalescencji zaczął się wydłużać, decyzja o powrocie stawała się coraz trudniejsza do podjęcia, tym bardziej że nasze drogi w naturalny sposób zaczęły się rozchodzić. W ostateczności panowie podjęli decyzję o wznowieniu działalności z nową wokalistką. Możliwe, że gdybym dostała od nich odpowiednie wsparcie, gdybym wiedziała, że zależy im na dalszej współpracy, podjęłabym wyzwanie. Widocznie byliśmy już zbyt daleko od siebie. Decyzja o zmianie wokalistki okazała się łatwiejsza.

Sądzisz, że poczucie winy Roberta było przeszkodą w tym, by grać razem?
Nie wiem, być może. Ale ja nie mam do niego żalu o to, co się stało. To był wypadek. Każdemu może się zdarzyć, że pojedzie za szybko.

Z Varius Manx dość szybko odchodziły wokalistki: Anita Lipnicka, Kasia Stankiewicz. One, tak jak Ty, to wrażliwe dziewczyny. Anita mówiła, że czuła się trybikiem w tym zespole...
Myślę, że jesteśmy wszystkie trzy dość podobne do siebie. Podobnie odczuwałyśmy to, co działo się w zespole. Na początku nie chciałam widzieć tego, że jestem tylko kolejną śpiewającą dziewczyną, chciałam być wyjątkowa. Miałam taką misję: "Będę ostatnią wokalistką w tym zespole!". Robert też mówił zawsze, że na pewno nie będzie już kolejnej wokalistki. Stało się inaczej. Ale dzięki temu zespołowi wiele fantastycznych rzeczy wydarzyło się w moim życiu. Przeżyłam bardzo piękne chwile na scenie. Za te chwile pozostanę zawsze wdzięczna.

Jak wyobrażałaś sobie koncerty z Varius Manx, siedząc na wózku?
Zdarzało się wcześniej, że występowaliśmy w bardziej kameralnych formach. Wtedy śpiewałam, siedząc na krześle. Graliśmy bardziej akustyczne kawałki. Nawet dużo lepiej czułam się na takim koncercie, bo mogłam bardziej skupić się na samym śpiewaniu i na przekazywaniu emocji. Skakanie po scenie miało oczywiście swój urok, ale z czasem zaczęłam dojrzewać do form wymagających większego skupienia na samej muzyce. To, że nie mogę chodzić, nie oznacza przecież, że nie mogę śpiewać.

Powiedziałaś w jednym z wywiadów, że przed wypadkiem żyłaś beztrosko, skupiona na wyglądzie, głosie, karierze, i że byłaś próżna. To chyba było normalne w przypadku dziewczyny, która zasmakowała popularności?
Zgadza się. W tamtym czasie było to uzasadnione. Korzystałam z życia, jakie wtedy było mi dane. Jestem bardzo z tego czasu zadowolona. Tylko dziś zastanawiam się, w jaką stronę zmierzało moje życie. Czy gdyby się to nie wydarzyło, poszłoby też w taką stronę, czy jednak inną. Wiem, że to może trochę wyglądać jak dorabianie ideologii, ale dziś, w mojej sytuacji, muszę sobie zbudować mój świat na innych zasadach. Muszę wierzyć, że to wszystko ma sens. To dodaje mi siły. Być może dlatego w taki sposób oceniałam to, co było kiedyś. Na pewno takie przeżycia zmieniają człowieka. Bo widzi rzeczy, których wcześniej nie widział. Jako młodzi ludzie żyjemy w wielkiej nieświadomości, jak blisko każdego z nas jest cierpienie, ból, śmierć. To nic złego, że młodzi ludzie nie muszą się z tym spotykać. Ale ja, kiedy już się z tym zetknęłam i zdystansowałam od tego, zauważyłam, że umiem żyć pełniej. Umiem być bardziej szczęśliwa na co dzień, bo potrafię docenić drobne rzeczy, których wcześniej nie widziałam wokół siebie.
Kiedy przyszła miłość? Czy dopiero wtedy, kiedy odzyskałaś chęć do życia?
Kiedy byłam przygnębiona, nie wysyłałam sygnału do wszechświata, że jestem gotowa na miłość. Najpierw nauczyłam się kochać ludzi, być wobec nich otwartą. Wcześniej bałam się ludzi, bo myślałam, że chcą mnie wykorzystać. Dziś rozumiem, że jaką energię dajesz, taka do ciebie wraca. Jeśli jesteś nastawiona, że ktoś zrobi ci krzywdę, i taki wysyłasz sygnał, takich ludzi przyciągasz do siebie. To potwierdzało się w moim życiu. Teraz przestawiłam myślenie. Założyłam, że ludzie chcą dobrze dla mnie, jak i ja dla nich. Oczywiście, to nie zawsze się sprawdza. Wracając do pytania: musiałam zaakceptować siebie od nowa, w ogóle poznać siebie, bo nagle inne rzeczy stały się dla mnie ważne. Wcześniej byłam bardzo skupiona na swoim wyglądzie. Uważałam, że to moja największa wartość. Kiedy ten największy atut w moim rozumieniu straciłam, stanęłam przed dużym wyzwaniem: czy mam coś więcej do zaoferowania? Musiałam to znaleźć w sobie i okazało się, że ludzie mnie lubią nie za to, jak wyglądam, ale za to, jakim jestem człowiekiem. Nagle ja sama zaczęłam siebie lubić i samej sobie imponować, że się nie poddaję, że jestem dzielna, że nie rozczulam się nad sobą, nie marudzę. Skupiłam się na rzeczach, które mam, i na tym, co jeszcze mogę zrobić. W tym momencie stałam się pogodną osobą. Zauważyłam, że ludzie chętnie ze mną przebywają. I nagle pojawiła się miłość.

Mieszkasz w tym samym mieszkaniu, co przed wypadkiem?
Nie, musiałam sprzedać swoje mieszkanie w bloku na drugim piętrze i zamienić na takie, które ma windę, nie ma progów, wyposażyć je tak, by było wygodne dla mnie. Miałam wielki stres, kiedy wróciłam po pół roku ze szpitala do domu. Tak się cieszyłam, że wracam, a wkroczyłam w coś koszmarnego. Ten świat zewnętrzny okazał się naszprycowany pułapkami. Wtedy miałam największą deprechę. Zrozumiałam, że nie dam rady żyć w tym świecie, że muszę wszystko zmienić, żeby funkcjonować. Ale nawet jeśli ja przystosuję do siebie mieszkanie, to i tak świat zewnętrzny nie jest dostosowany dla niepełno-sprawnych. Jest mało udogodnień dla osób na wózkach, a tych ludzi jest bardzo dużo. Nowoczesne supermarkety są już przystosowane, ale staram się być zawsze z kimś, bo często mnie zaskoczy jakiś próg, jakiś krzywy chodnik czy brak miejsca parkingowego. To jest zawsze stres.

Myślałaś o tym, by działać w stowarzyszeniu na rzecz niepełnosprawnych?
Jeszcze nie mam takich planów. Niczego nie robię na siłę. Staram się poddać temu, co niesie mi życie. Niedawno zadzwoniła do mnie Anna Dymna i spytała, czy wezmę udział w Festiwalu Zaczarowanej Piosenki w Krakowie. Pomyślałam: czemu nie? To było wspaniałe przeżycie, niesamowicie ciepła energia. Po raz pierwszy do dłuższego czasu byłam na wielkiej scenie i patrzyłam na ludzi. Na razie jako juror. To było dziwne uczucie. Na występ muzyczny jeszcze nie byłam gotowa.

Chcesz stanąć do walki o pozycję na rynku muzycznym?
Nie chcę niczego zdobywać. Chciałabym koncertować, ale nie mam żadnego ciśnienia na ilość. Bardziej zależy mi na jakości. Dostaję różne propozycje. Na razie jednak chcę skupić się na nagraniu swojej pierwszej płyty. Mam nadzieję, że za jakiś czas będę mogła podzielić się z publicznością efektem tej pracy. Przede wszystkim jednak zależy mi na spokoju, po prostu żyję. Żyję już normalnie, jeśli to tak można nazwać. Każdy ma swoją normalność.

Leczysz się nadal?
Tak. I obserwuję, co dzieje się w medycynie na świecie. Wiele rzeczy sprzed wypadku wyparłam z pamięci. Wydaje mi się, że był o wiele dawniej. Może zadziałał jakiś system obronny? Ale nadal pamiętam, jaką przyjemnością jest chodzenie. Podobno człowiek zaczyna akceptować swoją sytuację, kiedy zapomina, jak to jest, kiedy się chodzi. Cały czas wierzę w to, że będę chodzić.

Joanna Leszczyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska