Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moje szkolne wspomnienia - Część III - Trzy placówki przez dwa miesiące... (2)

Jan-Joachim Brzeski
Z pamiętnika ucznia podgłogowskiej szkoły z czasów powojennych

Szczególnie atrakcyjne i lubiane przez dzieci były wycieczki do bliskich lasów Wzgórz Dalkowskich. Trwały one z reguły cały dzień i były kilka dni wcześniej zapowiedziane, aby każdy mógł przygotować nieco więcej prowiantu. Plan zajęć w lesie był zawsze atrakcyjnie przygotowany i dzieci otrzymywały pojedyncze albo zbiorowe zadania, za co otrzymywano oceny. Jako zadanie mogło służyć wszystko: bieganie, rysowanie, zbieranie ciekawych liści lub owoców, śpiew, obserwacje zwierzyny lub ptaków itp. Absolutnie zabroniona była gra w chowanego, co jest zrozumiałe - bezpieczeństwo dzieci!

Szkołę w Dalkowie odwiedzała również służba zdrowia, dokonując badania stanu zdrowia dzieci. Musieliśmy wówczas rozbierać się do pasa, najpierw chłopcy - co nas zawsze cieszyło, bo mogliśmy w ten dzień wcześniej opuścić szkołę. Dożywianie wstrętnym tranem rybim (tak sobie przypominam) mieliśmy tylko dwa lub trzy razy. Sadzę, że dla dzieci wiejskich takie dożywianie było zbędne. Każdy z nas miał dużo ruchu na świeżym, czystym powietrzu, a dobre odżywianie jarzynami i mięsem gwarantowało właściwy stan zdrowia.

Nauczyciele angażowali się również kulturalnie. W tym celu została przygotowana duża sala balowa w pustym pałacu w Dalkowie. Nauczycielka, pani Pietrzykowska, znalazła wśród miejscowej młodzieży i uczniów chętnych do udziału w przedstawieniach teatralnych. W jednym z nich nawet grałem krótką rolę. Zarówno przedstawienia teatralne, jak też regularna projekcja filmów, były z pewnością atrakcją dla całej okolicy. Przed uzyskaniem zezwolenia udania się do Dalkowa na kolejną projekcję filmu (z reguły produkcji rosyjskiej) musiałem w domu pokazać odrobione zadania domowe, ale z tym nie miałem trudności. Od maja 1948 roku mieliśmy w Kurowie znowu prąd elektryczny.

Bez większych przeszkód przeszedłem do szóstej klasy, do której mogłem nadal chodzić w szkole w Dalkowie. Życie szkolne toczyło się normalnym trybem. Jedynie mój wujek uważał, że stać mnie na to, bym się nauczył grać na organach w kościele. Naturalnie moim nauczycielem był ksiądz - mój wujek, a ćwiczyć mogłem w domu na fisharmonii lub na organach w kościele w Kurowie. Jedyna trudność - brakowało innego chłopca, który obsługiwałby miechy przy organach w kościele. Wiosną 1950 roku byłem już w stanie prowadzić śpiew w kościołach parafii Kurów Wielki, wówczas, gdy młody człowiek, który przyjeżdżał z Gaworzyc do Kurowa, nie mógł przybyć.

W czerwcu ukończyłem w Dalkowie szóstą klasę - nawet z wyróżnieniem. Oceny na świadectwie nie były najgorsze i byłem pewny, że w nowej szkole w Gaworzycach, gdzie przypadło mi chodzić do siódmej klasy nie będę miał trudności.

Dwa miesiące wakacji szybko minęły na pracy przy żniwach, które wówczas już dokonywano maszynami - snopowiązałkami z napędem konnym. Moim zadaniem podczas koszenia zboża maszyną było zadbanie, aby mechanizm wiążący należycie wiązał snopy. Czynność regulacji mechanizmu wiążącego szybko opanowałem, więc miałem zapewnione miejsce na maszynie. Prace przy żniwach jeszcze nie były zakończone, a wakacje już się skończyły i od września jeździłem rowerem około 6 km do szkoły w Gaworzycach - do siódmej klasy. Moja klasa znajdowała się w pomieszczeniach barokowego pałacu, który był przystosowany do nauki szkolnej. Aby tam dotrzeć, musiałem przejechać całą wioskę mijając dwa duże kościoły. Wtedy w roku 1950/51 było przyjemnie tam chodzić do szkoły. Siedzieliśmy po dwóch w nowych ławkach, w jasnym i ogrzanym pomieszczeniu. Prawie do każdego przedmiotu mieliśmy osobnego nauczyciela. Na przerwach mogliśmy biegać i dokazywać do woli w rozległym parku. Wnet poznałem, że nauczanie w szkole w Gaworzycach było planowane i już nie posiadało tak wiele improwizacji nauczycielskiej jak w Dalkowie. Wracając ze szkoły musiałem dwa lub trzy razy w tygodniu w jednym z wspomnianych kościołów ćwiczyć grę na organach; miechy organów miały już napęd elektryczny.

W szkole w Gaworzycach doszedł jeszcze jeden przedmiot - musieliśmy się uczyć języka rosyjskiego. Przyznaję, miałem jeszcze z ortografią polską poważne kłopoty, a teraz musiałem jeszcze uczyć się nowego języka z zupełnie innym alfabetem. Ku mojej satysfakcji, inni uczniowie też mieli poważne kłopoty z językiem rosyjskim, ale w moim przypadku znajomość języka niemieckiego zwiększała trudności. Jednym słowem, musiałem znaleźć pomoc przy nauce rosyjskiego, bo to co prezentowałem na lekcjach z pewnością nie zadowalało nauczycielki i mogło pokrzyżować moje plany na przyszłość: chciałem zostać przyjęty do ogólniaka w Głogowie. Po krótkiej rozmowie i uzgodnieniu zapłaty, pani od rosyjskiego zgodziła się i udzielała mi dwa lub trzy razy w tygodniu, po lekcjach, dodatkowych korepetycji z rosyjskiego, ale też i z polskiego. Byłem więc spokojny o swoją przyszłość.

Ze szkoły w Gaworzycach zachował się w mojej pamięci dzień pożegnania ze placówką. My, uczniowie siódmej klasy, zebraliśmy się na obszernym tarasie pałacu, a naprzeciw nas zbierali się rodzice i przypadkowi widzowie. Uroczystość była bardzo dobrze zorganizowana. Dyrektor szkoły mówił coś o przyszłości i o życiu. Po odśpiewaniu kilku pieśni przy mizernym aplauzie, każdy z nas otrzymał dwa dokumenty: świadectwo z siódmej klasy oraz świadectwo ukończenia szkoły podstawowej. Wszystko to trwało długo, słońce prażyło bezlitośnie, a my staliśmy bez osłony. Na mnie czekały dwa miesiące wakacji i czekanie na zawiadomienie z ogólniaka z Głogowa o terminie stawienia się tam do egzaminu wstępnego.

Rubryka tworzona we współpracy z Towarzystwem Ziemi Głogowskiej. Masz ciekawe wspomnienia z czasów szkoły? Wyślij je na adres email [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska