Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moje szkolne wspomnienia. Część I - Szkoła Podstawowa (1)

Jan-Joachim Brzeski
Szkoła w Kurowie
Szkoła w Kurowie TZG
Cykl wspomnień w lat szkolnych Jana-Joachima Brzeskiego, który uczył się w okolicach Głogowa w czasie II Wojny Światowej i po niej. Publikujemy go we współpracy z Towarzystwem Ziemi Glogowskiej.

Z żalem patrzę na datę 6 czerwca 2015 roku. W tym dniu odbył się zjazd uczniów mojej szkoły - z okazji 70 lat istnienia I Liceum Ogólnokształcącego w Głogowie. Gdy dowiedziałem się o tej imprezie, natychmiast wysłałem zgłoszenie. Jednak z kolegami nie mogłem się spotkać. Na przeszkodzie stanęło moje zdrowie. Postanowiłem więc spisać moje wspomnienia z lat szkolnych. (Patrz też: H.-J. Brzeski, „Z Hansem nie rozmawiam. Moje dzieciństwo na Śląsku przed i po 1945 roku”, bmw. 2011).

Moje wspomnienia rozpocznę w niemieckiej szkole podstawowej, w której jako sześciolatek rozpocząłem naukę w 1943 roku, w czasie gdy dorośli coraz bardziej byli zatrwożeni wieściami z frontu. Nie, przyczyn tego niepokoju nam dzieciom nie wyjaśniono, ale myśmy ich zatrwożenie odczuwali.

Była jesień roku 1943, a miejscowość w której znajdowała się moja szkoła to dawny Groß Kauer - obecny Kurów Wielki w powiecie polkowickim (wtedy w powiecie głogowskim). Mała wioseczka choć o „dużej” nazwie: ... ‘Wielki’.

Była to szkoła jednoizbowa, w której uczniowie pierwszej i drugiej klasy uczyli się razem. Jedynym nauczycielem był pan Herrmann Kurzbuch, który był zarazem organistą w miejscowym kościele. Jego sześcioosobowa rodzina zamieszkiwała budynek szkolny.

Nauka odbywała się trzy razy w tygodniu, w pozostałe dni pan Kurzbuch udzielał lekcji w Kladau (obecnie Kłoda) - wiosce oddalonej od Kurowa około 3,5 km. Pan Kurzbuch był szczupłym mężczyzną średniego wzrostu - nam uczniom wydawał się bardzo duży - nosił okrągłe okulary, przez które spoglądał srogo. Był zawsze dobrze ubrany, gładko uczesany z przedziałkiem, nosił małą pielęgnowaną „muchę” pod nosem. Po izbie klasowej chodził wzdłuż ławek trzymając w ręku cienki kijek bambusowy, którego używał do uciszania nas. Czy pierwsze godziny w szkole pamięta każdy człowiek, tak jak ja?

W klasie stały około 5-metrowe długie ławki, sięgające prawie od okien aż do drzwi. Były naprawdę stare i skrzypiące. Pisząc wyobrażam sobie, co mogłyby opowiedzieć, gdyby mogły przemówić?

Przy ścianie, zaraz przy drzwiach wejściowych do izby klasowej, stał duży piec z ciemno-czerwonych kafli. Nauczyciel często się o niego opierał lub tylko ogrzewał.

Codziennie przed rozpoczęciem lekcji, zanim zezwolono na zajęcie miejsc w ławkach, zbieraliśmy się na podwórzu przed parkanem otaczającym szkołę. Na głośne klaśnięcie nauczyciela ustawialiśmy się parami wzdłuż parkanu w określonym porządku: Po lewej stronie bramy wejściowej dziewczęta, po prawej chłopcy, najpierw druga klasa potem pierwszoklasiści. Po zajęciu miejsc w ławkach, na powitanie, musieliśmy wstać i po srogim zlustrowaniu wzrokiem wszystkich uczniów musieliśmy wspólnie z nauczycielem wykonać regulaminowy ruch prawą ręką w kierunku osobnika, którego znakiem rozpoznawczym była „mucha” pod nosem, którego obraz był usytuowany pośrodku zielonej ściany czołowej klasy.

Podczas lekcji nauczyciel chodził po klasie objaśniając temat i lekko uderzając o ławki kijkiem bambusowym. Od czasu do czasu wymierzał nim też kary cielesne, na otwartą rękę lub na siedzenie w zależności od „ciężaru przewinienia”. Powodem do użycia kija były najczęściej brudne ręce lub brud za paznokciami (czystości paznokci pilnował szczególnie dokładnie). Stan „czystości” był łatwy do skontrolowania, bowiem siedząc w ławce każdy uczeń musiał cztery palce lewej i prawej ręki ułożyć na pulpicie ławki, zaś kciuk był schowany pod pulpitem. Muszę przyznać, że takie sztywne siedzenie przez około 45 minut jest trudne, więc było często przyczyną głośnej interwencji nauczyciela. Pisanie liter i słów ćwiczyliśmy w szkole na tabliczce lub czytając odpowiednie czytanki. Zadania domowe wykonywano na tabliczce; która na jednej stronie miała linijki a na drugiej kratki do rachunków. Tabliczki miały tę wadę, że wykonane zadanie domowe należało w szkole pokazać, ale podczas drogi często cały wysiłek stał się nieczytelny, więc nagana była gwarantowana.

CDN.

Hans-Joachim Breske

(Jan-Joachim Brzeski) urodził się w 1937 r. w Głogowie. Wychowywał się na plebanii w Kurowie Wielkim pod opieką wujka, proboszcza Bernharda Breske i jego siostry Jadwigi. W latach 1951-1955 uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego w Głogowie. Po zdanej tu maturze studiował na Politechnice we Wrocławiu (Wydział Mechaniczno-Energetyczny), gdzie uzyskał tytuł magistra inżyniera. Pracował jako adiunkt i rzecznik ds. patentów w Zakładach Badawczych i Projektowych Miedzi „Cuprum” we Wrocławiu. W 1981 r. wyemigrował do Niemiec Zachodnich. Do osiągnięcia emerytury (1997 r.) pracował jako inżynier i kierownik projektów ds. oczyszczalni ścieków. Mieszka w Bremie. Wydał dwa tomy wspomnień, które ukazały się również w języku polskim: „Z Hansem nie rozmawiam (Moje dzieciństwo na Śląsku przed i po 1945 roku)”, Nowa Sól 2011, i „Pracowity rok księdza Brzeskiego”, 2012.

Masz ciekawe wspomnienia ze szkoły? Wyślij je na mail [email protected]!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska