Zresztą czasami byli sami zmaltretowani, bo była to kolejna okazja, by poświętować... w gronie kolegów. Teraz oczywiście jest nieco inaczej. Często wieczorami panowie wracając do domu z obłędem w oku szukają czegoś z wizerunkiem serca. A że to dzień przede wszystkim wykreowany przez handlowców, więc w tym dniu serce widnieje prawie na wszystkim. Niedługo pewnie będzie nawet na kaszance i salcesonie. Z tej to okazji postanowiłem zrobić prezent moje żonie i napisać o tym, co ją od miesięcy mocno denerwuje. Jako „ukończony” filolog polski dostaje wysypki, drętwienia naskórka i szczękościsku, gdy ktoś jej wmawia, że jest filolożką. Wtedy sycząc przez mocno zwarte zęby twierdzi, że ona jest filologiem, tak samo jak jest kierowcą, a nie kierownicą. I zaręczam Państwu, że żona ma nie należy do spolegliwych kobiet, której jakikolwiek mężczyzna mógłby narzucić swą wolę. I że daleko jej do filozofii Zosi z „Pana Tadeusza”, która swemu narzeczonemu deklaruje: „Jestem kobietą, rządy nie należą do mnie./ Wszakże Pan będziesz mężem; ja do rady młoda./ Co Pan urządzisz, na to całym sercem zgoda!”. Nawet w najbardziej szalonym zwidzie tego o mej żonie nie powiem. Ale w warstwie językowej tradycjonalistką jest. Co bardzo sobie chwalę, bo wszak jeszcze jakieś stałe rzeczy na tym świecie muszą być.
A tak przy okazji, gdy nerwy opadną, to mamy taką domową zabawę. Zamiast gry w nudne scrabble, tworzymy żeńskie formy „męskich” ról. Szambiarz - szambiarka, nurek - nurkczyni, leśnik - leszczyna (tu nas poniosło), rzeźnik - rzeźniarka, stolarz - stolarka, wędkarz - wędla czy wędkarka, śmieciarz - śmieciarka, chirurg - chirurżka (dla tych z dobrą dykcją), gajowy - gajówka, drwal - drwalka... Ale clou programu zawsze pojawia się, gdy dochodzimy do słowa „człowiek”. No, niestety dla niektórych, ten człowiek. To ta człowieka czy człowiekczyni? Postanowiliśmy, by w tym wypadku wspierać się rzeczownikami. Na przykład: ta dobra człowiek, ta piękna człowiek... Pachnie Kalim z „W pustyni i w puszczy”, ale XXI wiek stawia ciekawe wyzwania.
To tyle o niepokojach mojej żony, a na koniec chwilę o moich. Przez kilka dni miałem nieco lżejszy kontakt z polską rzeczywistością. Urlop to się nazywa. Wracam i widzę, że polski rząd chciał zarobić na wielkich sieciach handlowych obciążając je dodatkowym podatkiem, a okazuje się, że te się nie przestraszyły, a najwięcej mają ucierpieć mali polscy handlowcy. Wiedzą Państwo co to franczyza? Okazuje się, że minister finansów też nie. Tak wynika ze słów polskich handlowców, którzy wybierali się na spotkanie z ministrem, by mu wyjaśnić na czym to polega. A to coś takiego, że otwiera się niewielką działalność pod szyldem większej sieci korzystając z jej doświadczeń. I okazało się, że takie małe sklepiki miały płacić jak wielkie hipermarkety... Jeśli tego nie wiedział minister finansów, to czego nie wiedzą inni ministrowie? I żeby przy tym „500 plus” nie zamienił się w minus...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?