Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów
3 z 5
Przeglądaj galerię za pomocą strzałek na klawiaturze
Poprzednie
Następne
Przesuń zdjęcie palcem
Jarosław Jagielski, Ratowice, powiat wrocławski...

MISTRZOWIE AGRO Najlepsi sołtysi na Dolnym Śląsku według Czytelników Gazety Wrocławskiej

Jarosław Jagielski, Ratowice, powiat wrocławski

Jarosław Jagielski, został laureatem II miejsca na Dolnym Śląsku, w plebiscycie Mistrzowie Agro w kategorii Sołtys Roku

Co oznacza dla Pana fakt, że znalazł się Pan w ścisłej czołówce najpopularniejszych sołtysów na Dolnym Śląsku?

To oczywiście wielkie wyróżnienie i jestem wdzięczny za to, że mieszkańcy doceniają moją pracę. Kilka lat temu zostałem „Sołtysem Roku Województwa Dolnośląskiego”, otrzymałem też statuetkę Wojewody Dolnośląskiego. A w 2012 roku zdobyłem tytuł „Sołtysa Roku” w konkursie ogólnopolskim. Były też inne wyróżnienia, największym jest jednak to, że mieszkańcy mają do mnie zaufanie i wybierają mnie na kolejne kadencje. Znam wielu bardzo dobrych, aktywnych i zaangażowanych sołtysów. Wszyscy oni zasługują na docenienie, a każdy taki sukces daje dużą motywację do dalszej pracy.

Jest Pan sołtysem Ratowic od 17 lat. Jak się zaczęła Pana przygoda z sołtysowaniem?

Mimo, że pochodzę z Oławy zawsze ciągnęło mnie na wieś. Kiedy szczęśliwie ożeniłem się i zamieszkałem w Ratowicach, na niektóre rzeczy patrzyłem trochę inaczej niż rdzenni mieszkańcy wsi. Przez wiele lat pracowałem i mieszkałem za granicą. Tam zarządzanie nawet taką mała społecznością też wyglądało jakoś inaczej niż u nas. Kiedy wróciłem, pomyślałem, ze można byłoby cos zmienić. Żeby sołtys poza ustawowymi obowiązkami dbałości o ład na wsi, zbierania podatków i zwoływania zebrań - był bardziej liderem, organizatorem życia wsi. Nie boję się wyzwań. Wystartowałem więc w wyborach, choć w tajemnicy przed żoną. Po dwóch miesiącach od wyboru podjąłem się organizacji dużej imprezy jaką były dożynki gminne. Mogłem liczyć na wsparcie doświadczonych kolegów, ale teraz widzę, że to był „skok na głęboką wodę”. Dożynki były piękne, a nasz wieniec wygrał nawet w konkursie. Pierwszy sukces zawsze dodaje energii i chce się więcej. Wkrótce, w 2005 roku, powołaliśmy stowarzyszenie – jedno z pierwszych w gminie. Nasze Towarzystwo Przyjaciół Ratowic ruszyło ludzi z domów, dodało energii, a ja miałem wokół siebie grono ludzi, którzy naprawdę chcieli działać. Pracując w Niemczech widziałem kiermasze z lokalnymi produktami przygotowanymi przez mieszkańców. U nas nikt tego jeszcze nie robił. Nasz proboszcz też mieszkał tam kilka lat, więc wiedział jak się do tego zabrać. Ratowiczanie podeszli do pomysłu Jarmarku Adwentowego z entuzjazmem. Upiekli ciasta, przygotowali piękne stroiki, świąteczne drobiazgi, ja zrobiłem grzańca. Była cudowna atmosfera, a my zarobiliśmy pieniądze potrzebne na rejestrację stowarzyszenia. Dziś nikt nie wyobraża sobie przygotowań do świąt bez jarmarków. Potem już poszło - kolejne jarmarki, festyny, Parada św. Marcina, Babski Wieczór. Zaczęliśmy pozyskiwać środki zewnętrzne, najpierw z gminy, potem z innych źródeł. Wszyscy przekonaliśmy się, że można, a inni korzystali z naszych doświadczeń.

Jak łączy Pan działalność sołtysa z aktywnością zawodową i pracą radnego?

Czasem bywa zabawnie, kiedy mieszkańcy, zwłaszcza ci nowi, przychodzą do sołtysa i są zdziwieni, że właśnie jest w pracy. Myśleli, że sołtys nie musi pracować zawodowo. Praca samorządowa, to dla mnie pasja i jedno z wyzwań. Spełniam się też w swojej pracy zawodowej. To powoduje że udaje mi się to pogodzić. Jako, że jestem niespokojnym duchem, to staram się ciągle rozwijać, dlatego dodatkowo jeszcze studiuję. Sołtys nie musi wszystkiego robić sam. Ważne, żeby był dobrym organizatorem i słuchał ludzi. Staram się dobrze poznać mieszkańców, mocno integrować społeczność wsi i wykorzystywać wszystkie jej atuty. Często więc zwracam się do nich z prośbą o pomoc. Naprawdę nie trzeba nikogo specjalnie zachęcać, a raczej dać szansę i okazać zaufanie. Na pewno nie dałbym rady bez wsparcia rodziny, moich dzieci, a zwłaszcza mojej żony Beaty. Angażuje się w organizację imprez, realizację projektów, jest też moją osobistą sekretarką, podrzuca różne ciekawe pomysły, redaguje miejscową gazetę. Bardzo dużą pomocą są też dla mnie członkowie Rady Sołeckiej, Koła Gospodyń i różne organizacje wiejskie. Uzupełniamy się i pomagamy sobie nawzajem.

Mieszkańcy Ratowic muszą doceniać Pana pracę, skoro jest Pan sołtysem już piątą kadencję. Co zalicza Pan do swoich największych sukcesów?

Takie wsie jak Ratowice, położone w sąsiedztwie dużych miast zatraciły już swój rolniczy, typowo wiejski charakter. Szybko się rozwijają i rozrastają. Musimy nadążać za zmianami. Dla mieszkańców podmiejskiej wsi jak nasza, niezwykle ważny jest spokój i komfort życia, czyli drogi, place zabaw, ścieżki rowerowe, komunikacja, dobry internet. To wyzwania dla sołtysa i radnych. Dziś już mało kto pamięta jak kiepsko wyglądała przed remontem nasza świetlica, czy mocno nadwyrężone przy budowie kanalizacji brukowane ulice. Zanim zrobiono asfalt, przeszliśmy walkę z konserwatorem zabytków, który uważał, że wioska może stracić swoisty, niepowtarzalny charakter. A do nas już autobusy nie chciały wjeżdżać! W końcu udało się wypracować kompromis, który polegał na tym, że wyłożono wszystkie wjazdy na posesje kostką z rozebranej poniemieckiej drogi. Tym sposobem kamień został wykorzystany i wyeksponowany, a my mamy równe ulice. Niewiele osób ma świadomość, że kilka razy musieliśmy walczyć o utrzymanie szkoły w Ratowicach. Potem o zachowanie jednego z budynków szkolnych, bo chciano go sprzedać. Udało się i wkrótce zorganizowaliśmy tam nasz Dom Kultury, a teraz mamy przedszkole. Mało kto wie ile problemów było ze środkami na remont obecnego budynku szkolnego. Wydawało się, że to się już nie uda. Albo jak wiele kosztowały mnie starania o budowę nowego boiska przy szkole. To są sukcesy widoczne gołym okiem, bardziej wymierne. Ale ja najbardziej cieszę sie z tych mniej widocznych. Z tego, że udało się pobudzić mieszkańców do działania i zintegrować. Że spotykamy się na festynach i biesiadach, że kilka razy w roku jedziemy wspólnie na narty do Jakuszyc, na grzyby, że zwiedziliśmy razem prawie cały Dolny Śląsk, organizujemy niezwykłe jarmarki, że mamy niepowtarzalną Paradę św. Marcina, że od kilkunastu lat wydajemy Kalendarz Ratowicki, prowadzimy stronę internetową i profil na facebooku, mamy już spore Archiwum Ratowic. Jak jest potrzeba, to na jedno hasło mobilizujemy się i szyjemy maseczki, stawiamy tablice, sadzimy rośliny. Staramy się integrować całą społeczność zwłaszcza tę napływającą do wsi, która ucieka od zgiełku miasta. Jesteśmy jedną z nielicznych w Polsce wsi, która ma swoją gazetę. Nie wiem, czy jest jeszcze inna, niewielka wieś, która ma profesjonalny wirtualny spacer. Mamy się czym pochwalić. To jest nasz wspólny sukces, że razem budujemy naszą tożsamość.

Czy miewał Pan okresy zwątpienia i chciał powiedzieć „dość”?

Takie chwile w pracy sołtysa i radnego zdarzają się często. U mnie ostatnio najczęściej pod koniec roku, kiedy pojawia się nowy budżet gminy i nie ma w nim Ratowic. A tak serio, to czasem dopada mnie zmęczenie, czasem dobija urzędnicza biurokracja, albo bezradność, kiedy ktoś rzuca kłody pod nogi. Obserwuję też, że coraz częściej rola sołtysa, jako przedstawiciela społeczności wiejskiej, lidera i łącznika między urzędem a mieszkańcami, jest sprowadzana do roli wykonawcy zarządzeń. Ja w tej kwestii mam odmienne zdanie. Czasem pojawia się taka refleksja, że może lepiej więcej czasu poświęcić rodzinie i sobie. Ale jak już wspomniałem zawsze mnie nosiło i nie wiem, czy umiałbym się tak zupełnie wyłączyć. Bo z wielu społecznych funkcji, które pełniłem, pracę sołtysa uważam za najważniejszą i cenię sobie najbardziej, chociaż wymaga najwięcej poświęcenia.

Jak się układa Pana współpraca z mieszkańcami Ratowic?

Poprzeczka była bardzo wysoko, bo Ratowiczanie zawsze byli aktywni. Sprawnie się organizowali, brali sprawy w swoje ręce. Pamiętam jak wiele lat temu starali się o to by świetlica nie popadła w ruinę, sami malowali ściany, kleili papę na dachu, Było tak, że żeby doprowadzić do wsi linię telefoniczną potrzebne były słupy, których nie mogła nam zapewnić telekomunikacja. Skrzyknęliśmy się i przywieźliśmy słupy aż z Kłodzka. Dzięki temu, jako pierwsza w gminie, nasza wieś miała linię telefoniczną. Kiedy wygrywaliśmy kolejne konkursy wieńcowe na dożynkach wojewódzkich nagrody przeznaczaliśmy na plac zabaw dla dzieci, czy innym razem na żaluzje w świetlicy. Nie czekaliśmy na pieniądze z budżetu. To się nie zmieniło i mimo, ze budżet gminny ostatnio nas nie rozpieszcza, to u nas cały czas coś się dzieje. Zawsze mogę liczyć na pomoc moich mieszkańców. Nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, żeby ktoś mi odmówił. Są u nas nawet tacy, którzy żartobliwie stwierdzają że „sołtysowi się nie odmawia”. Mam też wsparcie rady sołeckiej, miejscowych przedsiębiorców, wykorzystuję potencjał i pomysły młodych mieszkańców Ratowic. Jestem z nimi w stałym kontakcie w mediach społecznościowych. Kilku młodych ludzi działa nawet w Radzie Sołeckiej i w stowarzyszeniu. To pozwala na trochę świeższe spojrzenie na obecną rzeczywistość. W organizacji imprez i festynów współpracuję z Kołem Gospodyń i Gospodarzy i z zespołem ludowym Ratowiczanie. Zawsze staram się by nie było w tym rywalizacji, a wspólna praca. Mam też wsparcie prężnie działającego Towarzystwa Przyjaciół Ratowic, którego byłem prezesem przez dwie kadencje. To oni pomagają w pisaniu i realizacji projektów, organizują kursy, zajęcia dla dzieci i dorosłych, zajmują się promocją wsi. Mogę powiedzieć, że mam na kogo liczyć i wszystkim jestem za to wdzięczny.

Jakie ma Pan plany na najbliższe lata?

Ostatnio przekonaliśmy się, że życie mocno weryfikuje nasze plany. Dlatego staram się zbyt dużo nie planować, choć zawsze jest wiele wyzwań. Właśnie budujemy w Ratowicach ścieżkę historyczną, instalujemy paczkomat. Staram się o remont naszej pięknej, zabytkowej świetlicy. Na razie mam więc co robić. Bardzo cieszylibyśmy się wszyscy, gdyby wreszcie w Ratowicach zbudowano chociaż kilkanaście metrów chodnika i żeby powstał ciąg pieszo rowerowy przy bardzo niebezpiecznej drodze łączącej Ratowice z Czernicą. To jednak wymaga środków budżetowych, a o takie niełatwo. Ratowice to wieś z piękną historią i tradycjami. Dobrze byłoby zebrać je w formie książki. Ale to bardziej odległa przyszłość. Na pewno chciałabym, byśmy mieli więcej czasu na przyjemności i dla siebie nawzajem. Tego właśnie życzę sobie i wszystkim.

Zobacz również

Olimpijskie stroje Polaków. "Okropnie brzydkie" |ZDJĘCIA

Olimpijskie stroje Polaków. "Okropnie brzydkie" |ZDJĘCIA

Forum Rewitalizacji w Cukrowni Żnin: zdjęcia, wideo. "Chcemy ratować więcej zabytków"

Forum Rewitalizacji w Cukrowni Żnin: zdjęcia, wideo. "Chcemy ratować więcej zabytków"

Polecamy

Potrzebujesz tłumacza ze zdjęć? Ruszamy z pomocą

Potrzebujesz tłumacza ze zdjęć? Ruszamy z pomocą

Odkryj Polskę na Boże Ciało: 5 wyjątkowych miejsc na długi weekend

Odkryj Polskę na Boże Ciało: 5 wyjątkowych miejsc na długi weekend

Kolejne zwycięstwo polskiej tenisistki w Rouen! Jest już w półfinale!

Kolejne zwycięstwo polskiej tenisistki w Rouen! Jest już w półfinale!