Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ministrowie, odbijajcie sobie piłeczkę, a ciężko chore dzieci niech nadal czekają

Agata Grzelińska
Agata Grzelińska
Agata Grzelińska Tomasz Hołod
Ubawiły mnie ostatnio słowa Sławomira Neumanna, choć padły w smutnej sytuacji. Otóż w którejś z telewizji informacyjnych stwierdził autorytatywnie, że konflikt pomiędzy protestującymi pielęgniarkami a dyrekcją Centrum Zdrowia Dziecka nie zostanie zażegnany bez ministra zdrowia. Neumann przypomniał też Konstantemu Radziwiłłowi, że zanim został ministrem zdrowia jeszcze jako szef Naczelnej Izby Lekarskiej popierał pielęgniarki. Dalej było jeszcze zabawniej, choć - jak mówię - śmiech to przez łzy.

Neumann bowiem zaczął opowiadać, jak to kłopoty narastały latami w źle zarządzanym szpitalu. Dlaczego to takie śmieszne i żałosne zarazem? Dlatego, że Sławomir Neumann był nie kim innym a wiceministrem zdrowia w poprzednim rządzie i ani dla pielęgniarek, ani dla CZD nie zrobił nic szczególnego. A przecież mógł wiele. Takie przynajmniej można mieć wrażenie, słuchając tego, co mówi o roli ministerstwa zdrowia w tym dramatycznym sporze. No chyba że Neumannowi chodzi nie tyle o urząd ministra, ile o sprawującą go osobę. Jeśli były wiceminister ma na myśli to, że ani on, ani jego szef prof. Marian Zębala wprawdzie nie dali rady, ale za to Konstanty Radziwiłł potrafi, to co innego. Obawiam się jednak, że chodzi jedynie o partyjne potyczki, a nie o rozwiązanie konfliktu.

Obecny minister zdrowia też potrafi mówić w tej dramatycznej sytuacji rzeczy, z którymi trudno się zgodzić. Zwłaszcza, gdy się jest pielęgniarką. Kilka dni temu wygłosił apel do strajkujących, by złagodziły, a wczoraj, by przerwały protest. Prosząc o złagodzenie strajku, minister chciał, by wróciły do łóżek pacjentów i żeby zmniejszyły żądania. Czyli w domyśle, zapewne chodziło mu o to, by znów można było przejść nad tym, co mówią pielęgniarki, do porządku dziennego. I żeby nie było niedomówień, Konstanty Radziwiłł również skorzystał z okazji do politycznego kuksańca, wypominając poprzednikom lata zaniedbań.

Rację mają rodzice ciężko chorych dzieci, które z powodu protestu pielęgniarek mają przełożony pilny zabieg lub zostały wypisane do domu. To jest sytuacja niedopuszczalna. Zwłaszcza, gdy dookoła wszyscy powtarzają, że życie i zdrowie pacjentów jest najważniejsze. Bo jest. I nie ma o czym dyskutować. Ale w pełni też rozumiem pielęgniarki, które przecież nie od dziś alarmują nie tylko, że za mało zarabiają, ale że jest ich za mało. Bo jest. I też nie ma o czym dyskutować.

Brakuje pielęgniarek nie tylko w Centrum Zdrowia Dziecka, ale we wszystkich szpitalach w Polsce. Są też za stare, jakkolwiek to brutalnie brzmi. Średnia wieku polskich pielęgniarek to 49 lat. To są kobiety szykujące się, i to wcale nie powoli, do emerytury. A młodych w tym zawodzie nie ma. I to jest argument, którym przekonują mnie protestujące. Nie ma młodych pielęgniarek, bo albo w ogóle nie chcą się kształcić w tym kierunku, albo zaraz po studiach wyjeżdżają za granicę. I trudno im się dziwić. Po co studiować pielęgniarstwo i potem mieć ciężką pracę, gdy znacznie więcej i lżej zarobi się po innym kierunku? Po co iść do pracy w polskim szpitalu, gdzie pewna jest harówka, ale już szacunek ze strony lekarzy niekoniecznie, a pieniądze wiadomo, że będą marne? Jeśli po tych samych studiach w Norwegii zarobi się 14 tysięcy złotych miesięcznie, a w Niemczech 9 tys.? Z powodu misji? Obawiam się, że tym hasłem trudno będzie przyciągnąć do pracy młode, wykształcone zarówno z wielkich, jak i z małych miast.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska