Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Minister Ardanowski: - Bardziej przejmuję się opiniami rolników niż opozycji [rozmowa]

Lucyna Talaśka-Klich
Lucyna Talaśka-Klich
Jan Krzysztof Ardanowski, minister rolnictwa i rozwoju wsi
Jan Krzysztof Ardanowski, minister rolnictwa i rozwoju wsi Marek Szawdyn/Polska Press
Rozmowa z Janem Krzysztofem Ardanowskim, ministrem rolnictwa i rozwoju wsi o podsumowaniu pierwszego roku kierowania resortem, powodzeniach i porażkach

Wielokrotnie powtarzał pan, że nie jest przyspawany do fotela ministra. „Ardanowski dość beztroski” - w maju napisali przedstawiciele hodowców protestujący podczas poznańskiej wystawy, „Ardanowski jest jak grabarz” - to słowa opozycji, która kilka miesięcy temu chciała pana odwołać. Wcześniej były protesty rolników m.in. na A2, w Warszawie i tam też padły ostre słowa pod pana adresem. Nie ma pan dość?

Wiedziałem, na co się decyduję obejmując stanowisko ministra rolnictwa. Byłem kiedyś wiceministrem w tym resorcie i chociaż liczba obowiązków była mniejsza niż ministra konstytucyjnego, to psychicznie byłem przygotowany także do ataków. Gdyby przeanalizować każdy z tych ataków, to można dojść do wniosku, że hałas podnoszą grupy, które miały przywileje, korzyści i boją się, że to stracą.

Nie chcę być ministrem, który tylko administruje rolnictwem. Zgodziłem się zostać szefem resortu - na prośbę premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego - znając swoje ograniczenia i zdając sobie sprawę, że nie znam się na wszystkim. Zgodziłem się po to, by zreformować polskie rolnictwo, żeby przekierować politykę państwa w stronę wsi i rolnictwa. Taki jest program PiS, którego jestem współautorem.

Zgodziłem się także dlatego, by walczyć z różnego rodzaju grupami interesów, które „doiły” polskie rolnictwo - niektórzy nazywają je mafiami, czy ośmiornicami. By zmusić je do uwzględniania interesów wsi lub je zlikwidować.

Opozycja, która złożyła wniosek o odwołanie mnie, uczyniła to, co w demokratycznym państwie jest stosowane. Nie jestem pierwszym ani ostatnim ministrem, którego to dotyczyło. Natomiast nawet ludzie mi nieżyczliwi twierdzili, że uzasadnienie tego wniosku było słabe.

„Szczególną bezradnością i niekompetencją wykazał się w kryzysie ws. polskiej wołowiny w związku z nielegalnym ubojem bydła” - twierdziła opozycja. Poza tym obarczała pana współodpowiedzialnością „za rozwijającą się epidemię ASF”. Co pan na to?

Jestem zażenowany poziomem zarzutów pisanych chyba kolegialnie, albo przez kogoś, kto nie ma pojęcia o sytuacji polskiego rolnictwa.

Owszem, brak nadzoru weterynaryjnego w jednej ubojni to był rzeczywiście skandal, ale podobne przypadki działy się np. we Francji, w Niemczech - i nikt nie robił hejtu i nagonki na produkcję mięsa w tych krajach. Najbardziej nie mogę zrozumieć tego, że ten atak na polską żywność - który był na rękę tym, z którymi konkurujemy na europejskim rynku - wzmacniała opozycja, pisząc w oficjalnym dokumencie o chorych krowach i szkodliwym mięsie. Komu PO chciała się przysłużyć? Na pewno szkodziła polskim rolnikom.

Co do ASF-u, to nowych ognisk jest mało. One się pojawiają i będą pojawiać się dopóki w środowisku są chore dziki. Jestem realistą! Ja się bardziej przejmuję opiniami rolników niż polityków z opozycji.

Jednak opinie rolników też bywają różne.

Opinie rolników są generalnie pozytywne, ale mówię o prawdziwych gospodarzach, nie o działaczach chłopskich. Np. wspomniany protest w Poznaniu zorganizowany podczas Narodowej Wystawy Zwierząt Hodowlanych przez część hodowców, a raczej pracowników związków hodowców, bojących się utraty pracy. Z czego to wynika? Ano z tego, że niektóre związki - nie chcę wszystkich do jednego worka wrzucać, bo część z nich jest rzeczywiście bardzo oszczędna, gospodarna i pracowita - ale niektóre z nich co roku otrzymywały ogromne pieniądze od państwa na tzw. postęp hodowlany, biologiczny, z których nie do końca umiano się wytłumaczyć.

To Cię może też zainteresować

To rolnicy do mnie przychodzą i mówią: - Niech pan się zainteresuje na co wydawane są pieniądze w centrali związku, federacji. Ba, kilka związków regionalnych zgłosiło sprawy do prokuratury. Chodziło właśnie o sposób zarządania państwowymi pieniędzmi. Problemem jest też bezczelne zachowanie niektórych członków zarządu, podróże po świecie, obrażanie ludzi.

Przedstawiciele związków hodowców nie mają sobie nic do zarzucenia. Protestowali, ponieważ uważają, że pieniądze były wydawane na postęp hodowlany. Dlatego na kartkach wypisali: „Aborcja polskiej hodowli”, „Hodowcy wam tego nie wybaczą”.

Znam ich zdanie, wiem że nie mają sobie nic do zarzucenia, ale dla mnie ważniejsza jest opinia rolników, a nie szefów znakomicie sobie żyjących za pieniędze, które powinny służyć rolnikom. Hodowla jest etapem pośrednim, który ma służyć produkcji zwierzęcej. Jeżeli rolnicy produkujący towarowo mleko i mięso, wolą kupować zagraniczny materiał hodowlany, bo nie ufają wynikom polskiej hodowli, to warto się nad tym zastanowić.

Będą przywrócone pieniądze dla części związków hodowców, także w postaci dotacji celowych. Państwo się z tego nie wycofa, ale te wydatki będą pod kontrolą.

Minister Ardanowski: - Bardziej przejmuję się opiniami rolników niż opozycji [rozmowa]

Jednak na razie to są tylko zarzuty, nikomu niczego nie udowodniono.

Owszem, ale także duże mleczarnie nie chcą współfinansować postępu hodowlanego, uważając że jest to wyciąganie pieniędzy. Dlatego związkom hodowców, które uczciwie rozliczają się z wydatkowania pieniędzy, te środki będą przywracane.

Słyszałam opinie hodowców, że teraz pieniądze będą dostawać te związki, które „chodzą na pasku ministra Ardanowskiego”.

Nie zauważyłem, żeby jakikolwiek związek chodził na pasku Ardanowskiego. Mnie nie zależy na uzależnianiu organizacji rolniczych. Zresztą to jest jeden z powodów mojego dystansu do funkcjonowania izb rolniczych. Byłem jednym z twórców tych izb, to jest też moje dziecko i wielu innych osób, które się angażowały w ten proces w 1996 i 1997 roku. Kierowałem rolniczym samorządem, ale nie tolerowałem tego, co się stało po moim odejściu - uzależnienia się od jednej partii, czyli PSL-u. Jeżeli ktoś ma swoje poglądy polityczne - a takie jest prawo każdego obywatela - ale jest w organizacji niepolitycznej, to nie może chodzić na pasku jakiejkolwiek partii. Trzeba być jak żona Cezara - poza wszelkim podejrzeniem.

Ostatnio izby rolnicze także obrywają. Niektórzy gospodarze mieli im za złe, że nie zdecydowały się na protest w Warszawie.

Ministrowie z PSL-u, (którzy najbardziej poklepywali izby po plecach i mówili, że wspierają je z powodów politycznych) najmniej im pomogli, a jednocześnie popsuli opinię. To trudno odbudować. Jest okazja do naprawienia rolniczego samorządu, wybrania ludzi kompetentnych, którzy umieją wznieść się ponad swój prywatny interes. Wybory do izb odbędą się 28 lipca.

Co do protestu, to izby rolnicze nigdzie w Europie nie mają do tego prawa, są samorządem. Samorząd terytorialny też nie może protestować. Od tego są rolnicze związki zawodowe. Izby mają pomagać w zarządzaniu. Jestem gotowy przekazać izbom - za zgodą Sejmu - spore kompetencje decyzyjne, ale wówczas będą one ponosiły także odpowiedzialność za te decyzje.

Bywa, że i posłowie ostro krytykują izby.

Posłowie z Kukiz’15 są za likwidacją izb rolniczych, zabraniem im pieniędzy, twierdząc że się nie sprawdziły. Ale nie ma innego rolniczego samorządu, tę organizację trzeba poprawiać! Należy wspierać tych rozsądnych, którzy widzą, jak skomplikowane jest rolnictwo, jakie są zagrożenia międzynarodowe, globalne, przyrodnicze itd.

Jeżeli ktoś sądzi, że rolnictwo zmieni się protestem - tym, że się nowymi traktorami po rondzie pojeździ albo przyjedzie gnieść jabłka na placu w Warszawie - to nie rozumie tego, co się w rolnictwie dzieje!

Teraz to nadepnął pan na odcisk rolnikom, którzy - owszem - jeżdżą nowymi traktorami, ale często podkreślają, że dopóki nie spłacą kredytów, są one własnością banków.

Każdy sam decyduje, czy chce te traktory na kredyt, czy nie przeinwestuje. Oczywiście, technologie w rolnictwie się zmieniają, ale widzę też takie zachłyśnięcie się - bez opamiętania i rachunku ekonomicznego. Bo trzeba było zaimponować sąsiadowi, bo dawali z Unii Europejskiej ... A to nie tak, bo nie dawali, ale wspierali decyzję ekonomiczną rolnika. Jeżeli była ona przemyślana, to pomoże gospodarzowi. Jeśli był to rachunek nadmiernie optymistyczny, a maszyna jest wykorzystywana przez kilka godzin w roku (bo nie będę dzielił się nią z sąsiadem, bo się nienawidzimy, chociaż jedziemy na tym samym wózku), to takie gospodarstwa mają ogromne problemy.

Wiele gospodarstw jest w tarapatach finansowych, a ich właściciele żądają pomocy - państwo ma ich oddłużyć. Ma darować długi. To nie byłoby sprawiedliwe.

To po co stworzono ustawę o restrukturyzacji zadłużenia podmiotów prowadzących gospodarstwa rolne?

Sami rolnicy nie zgadzają się na pomoc tym, którzy popadli w kłopoty, bo przeinwestowali. Mówią np. tak: - To ja, żeby spłacić długi, zaciskałem zęby, tyrałem jak wół z całą moją rodziną, wyprzedałem część ziemi, bo popełniłem błędy w biznesplanie mam dopłacać do tego, który był niefrasobliwy i nie chciało mu się liczyć? Rolnicy nie godzą się, by ze środków publicznych (czyli również takich, na które się składają w postaci podatków) wspierać tych, którzy byli jak panny nierozsądne z Pisma Świętego!

Są oczywiście także gospodarstwa, które popadły w kłopoty nie ze swojej winy - śmierć w rodzinie, choroba - i im trzeba pomóc. Tak, jestem o tym przekonany, że w takich przypadkach trzeba gospodarstwa ratować. Jednak takich nie ma dużo.

W gorszej sytuacji ekonomicznej jest wiele małych gospodarstw. Zapewniał pan, iż będzie je wspierał, ale ci których można zaliczyć do średniaków i dużych producentów żywności, twierdzą że nie ma sensu „sztucznie utrzymywać konającego przy życiu”. Wszak niektórzy właściciele małych gospodarstw od lat nie uprawiali ziemi, bo nieoficjalnie wydzierżawili ją sąsiadowi. Wierzy pan, że można ich jeszcze przekonać do powrotu na rolę?

W ten sposób mówią ludzie, którzy jedynie w powiększaniu gospodarstwa upatrują nadziei na przetrwanie. Ktoś im to wmówił, a to nieprawda. Stąd taka wielka presja na państwową resztkę, na przejmowanie gruntów od sąsiada. To głupota.

Gdyby to była prawda, to nie byłoby małych gospodarstw w Austrii, w niemieckiej Bawarii, Francji, w sporej części Włoch. A tam są gospodarstwa po kilka - kilkanaście hektarów.

Dlatego chcę pomagać małym gospodarstwom, by nie pełniły tylko funkcji socjalnej, ale także by produkowały żywność na lokalny rynek. Wprowadziłem wiele uproszczeń. Rolniczy handel detaliczny ma temu służyć, sprzedaż bezpośrednia, ułatwienia dla małych zakładów przetwórczych... Niczego lepszego w Europie nie wymyślono. Jeszcze w tym roku wejdą przepisy, które ułatwią stworzenie małej ubojni w gospodarstwie, by nie dawać zarobić wielkim zakładom przetwórczym, albo pośrednikom, żeby te pieniądze zostawały w gospodarstwach.

Jeżeli ktoś chce powiększać gospodarstwo i ma takie możliwości, to proszę bardzo. Ale nic na siłę.

Minister Ardanowski: - Bardziej przejmuję się opiniami rolników niż opozycji [rozmowa]

Poza tym rodziny na wsi są potrzebne nie tylko po to, żeby produkować żywność. Gdyby jedynym celem gospodarstwa była produkcja żywności, to wystarczyłoby w Polsce - tak jak mówi profesor Walenty Poczta - sto tysięcy gospodarstw. Mamy w kraju ponad 50 tysięcy sołectw, więc byłyby to dwa gospodarstwa przypadające na sołectwo. One mogłyby wyprodukować żywności tyle, ile trzeba. Tylko czy takiej wsi chcemy?

Wieś spełnia też inne funkcje. To zagospodarowanie terenu, to dbałość o środowisko, o bioróżnorodność, o zasoby wodne, działania na rzecz poprawy klimatu. A przede wszystkim ważna jest wieś, na której mieszkają ludzie, żywotna społecznie i ekonomicznie. Tam jest miejsce dla małych i dla dużych gospodarstw, sklepików, punktów usługowych... Ważny jest zrównoważony rozwój wsi, żeby w takich miejscach była dodatkowa praca dla mieszkańców wsi, także tych prowadzących małe gospodarstwa.

Ważne jest też, żeby się ludzie na wsi nie kłócili np. o brzydki zapach z sąsiedztwa. Projekt tzw. ustawy odorowej wzbudził spore kontrowersje. Rolnicy stwierdzili, że może zablokować wiele inwestycji związanych z produkcją zwierzęcą.

Jest coraz większy problem - i to nie jest polska specjalność - pogodzenia funkcji rolniczych wsi i mieszkaniowych. Bo jest brzydki zapach z budynków inwentarskich, środki chemiczne stosowane na polach też nieprzyjemnie pachną, maszyny pracujące na polach hałasują.

Rolnicy muszą starać się te uciążliwości zmniejszać poprzez np. stosowanie filtrów, zadrzewień, odpowiednie wykonywanie zabiegów na polach. Jednak ci, którzy decydują się zamieszkać na wsi lub zamierzają na niej pozostać np. po przekazaniu gospodarstwa, nie mogą traktować rolnictwa jak czegoś złego, z czym należy walczyć.

Pogodzenie tych interesów nie jest łatwe. Henryk Kowalczyk, minister środowiska, na moją prośbę, zaproponował tak jak w przypadku budowy wiatraków, by określić minimalną odległość inwestycji od budynku. Mnie obornik nigdy nie śmierdział, bo prowadziłem gospodarstwo i wciąż czuję się rolnikiem, ale rozumiem tych, dla których może być taki zapach dokuczliwy.

Jednak nawet sami rolnicy - szczególnie ci, którzy mają lub mieli małe gospodarstwa - zwracają uwagę, że kiedyś ten problem był mniej dokuczliwy, bo skala produkcji była mniejsza.

Świń na wsi wcale mniej nie było, ale ich produkcja była rozrzucona na większym terenie, stosowano bardziej naturalne pasze, ściółkę. Dziś problem dotyczy głównie wielkich budynków inwentarskich, które rolnicy chcą budować mówiąc: - Przecież my musimy się rozwijać.

Bo ktoś im wmówił, że tylko to powiększanie produkcji jest jedynym ratunkiem.

Minister środowiska zaproponował bardzo rozsądne podejście. Budynki do produkcji o wielkości do 210 DJP (dużych jednostek przeliczeniowych) mogłyby być budowane w dowolnym miejscu gospodarstwa, zgodnie z prawem budowlanym, tam gdzie rolnik uzyska pozwolenie. To nie jest mała produkcja, bo to np. 210 dużych krów.

Jeżeli chcesz budować instalację większą, która ewidentnie powoduje uciążliwości zapachowe, to musisz się oddalić od sąsiadów.

Rolnicy nie chcą stawiać chlewni czy obory w większej odległości od pozostałych budynków w gospodarstwie, bo oznacza to nie tylko wyższe koszty budowy, ale i koszty utrzymania.

To nie ma znaczenia. Rolnicy muszą brać pod uwagę także sąsiedztwo. Żadna produkcja nie może być uciążliwa! Sami protestują jeżeli w pobliżu gospodarstw ma stanąć np. zakład przemysłowy albo wysypisko śmieci. Wtedy rolnicy organizują komitety protestacyjne i uważają, że wszyscy muszą ich decyzje szanować. To nie tak! Duże fermy muszą powstawać w dużych odległościach od budynków mieszkalnych. Ktoś powie „ciężko znaleźć takie miejsce”. No trudno, to nie wybudujesz chlewni czy kurnika. Szukaj miejsca gdzie indziej.

Jednak sumowanie tych uciążliwości w przypadku gospodarstw leżących blisko siebie, sprawiedliwe nie jest.

Sumowania produkcji nie będzie, bo to byłby absurd, gdyby inwestycja u jednego rolnika zależała od tego, co zrobi jego sąsiad. Nie może obowiązywać zasada - kto pierwszy ten lepszy.

Natomiast będzie zakaz dzielenia gospodarstwa, żeby zapobiec sztucznemu rozpisywaniu produkcji, np. pomiędzy dzieci, czy szwagra. Problem polega na tym, że ludzie ze sobą nie rozmawiają, nie starają się zrozumieć, robią sobie na złość, nie czują się wspólnotą.

Opozycja zarzuca także, że Narodowy Holding Spożywczy to ściema. Wytyka, iż upadają kolejne polskie przetwórnie, a holding ich nie przejmuje, nie ratuje.

Opozycja sama nic nie zrobiła, by ratować zakłady, choć mogła. Holding to idea, która się materializuje, premier powoła spółkę celową. Opóźniły się pewne sprawy, bo trzeba mieć kapitał założycielski. Spółka nie może być tylko instytucją formalną, ma rzeczywiście wpływać na rynek. Dopiero zmiana ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego pozwoliła, by ten majątek państwowy, który jest w Krajowym Ośrodku Wsparcia Rolnictwa, był również użyteczny dla finansowania interwencji rynkowych (tam gdzie prawo na to pozwala).

Państwo nie może być panaceum na problemy każdej bankrutującej firmy. To jest liczenie na cud. Żyjemy w świecie, gdzie ekonomia o wielu rzeczach decyduje.

Przetwórstwo zostało zdominowane przez duże firmy w sporej mierze zagraniczne, ale są i polskie podmioty, które działają jeszcze okrutniej niż te z obcym kapitałem. One mają podzielony rynek, z którego rolnicy zostali wypchnięci. Trzymają gospodarzy za gardło, decydując o cenach, niektórzy stosują praktyki monopolistyczne. Będę z tym walczył. Mam sojusznika w postaci Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który już ukarał kilkanaście firm z branży produkcji owocowo-warzywnej. Skończył się czas dzikiego kapitalizmu!

Minister Ardanowski: - Bardziej przejmuję się opiniami rolników niż opozycji [rozmowa]

Ale nie skończyły się problemy z suszą. Ona powraca niemal co roku, przeplatana innymi niekorzystnymi zjawiskami atmosferycznymi: deszczami nawalnymi, czy tak jak ostatnio na południu Polski - podtopieniami. Jak można pomóc rolnikom?

Rolnictwo zawsze było zależne od sił przyrody. Te zjawiska są coraz bardziej dokuczliwe, nieprzewidywalne. Państwo musi pomagać rolnikom. Istnieją systemy wsparcia publicznego. Przykład? Miniony rok, kiedy przeznaczyliśmy największą w 30-leciu kwotę, prawie dwukrotnie większą niż przekazały bogate Niemcy.

Trzeba pomagać, ale trzeba również zapobiegać. Muszą to robić także sami rolnicy. Są środki publiczne na retencję i będzie ich w kolejnych latach coraz więcej. Na zatrzymywanie wody, na odtwarzanie zbiorników, stawów, podpiętrzenie jezior, naprawienie systemów melioracyjnych... Ale kto te systemy popsuł? Kto pługiem zahaczył studzienkę melioracyjną? Kto zniszczył ciężką maszyną przepust na rowie? Kto dopuścił do tego, że mniejsze rowy na polach (nie te którymi zajmują się instytucje państwowe) zarosły chwastami, krzakami? A bywa i tak, iż rolnicy założą spółkę wodną, a znajdzie się taki gospodarz, który powie, że nie zapłaci składki (chociaż jest niska) i jeszcze przez swoje pole nie puści ekipy do czyszczenia rowów. To państwo ma za wszystko płacić?

A system ubezpieczeń? Miał być zmieniony.

Ryzyko w rolnictwie jest tak duże, że firmy ubezpieczeniowe nie chcą zawierać polis, bo obawiają się bankructwa. System trzeba zmienić. Od przyszłego roku chcę wprowadzić ubezpieczenie dochodu rolniczego. Pozostają ubezpieczenia majątkowe budynków, upraw, zwierząt. Sami rolnicy mówią, że trzeba wprowadzić ubezpieczenia obowiązkowe - nie powszechne, dobrowolne, bo to nie zadziała. Dobrowolne jest od wielu lat i zaledwie 20 proc. rolników się ubezpiecza, a reszta ma to w poważaniu. Ubezpieczenie dochodów jest ważniejsze. One mogą spaść z różnych powodów - np. suszy, załamania rynku.

Jak to ma wyglądać?

Będzie ubezpieczony określony poziom dochodu i jeżeli w danym roku ten dochód różni się od poziomu z wielolecia (nie z winy rolnika), to ubezpieczyciel wypłaca różnicę. Ale jest warunek - rolnik musi prowadzić rachunkowość, by udowodnić, jakie ma dochody. Nie na zasadzie: „Panie, z czego pan żyje? Z gospodarstwa. A jakie ma pan dochody? Dopłacam od wielu lat. To z czego pan żyje? Z gospodarstwa.” Nie może być zabawy w ciuciubabkę!!

Tyle o planach, a teraz proszę spojrzeć w przeszłość. Rok temu, 20 czerwca, został pan ministrem rolnictwa. Co się udało, a co uważa pan za swoją porażkę?

Podjąłem się karkołomnej sprawy - naprawy sytuacji w rolnictwie zdając sobie sprawę z ograniczonych możliwości (polityka UE, środki budżetowe), ale tam gdzie państwo powinno reagować, tam reaguje! Po suszy rząd na moją prośbę wyasygnował ogromną kwotę i - choć były problemy z szacowaniem strat na niektórych polach - ta pomoc pozwoliła gospodarstwom przetrwać trudny czas.

Udało się wprowadzić kilka ważnych programów, np. wapnowanie, zbiórka odpadów (folii, której jest coraz więcej na wsi), środki na wymianę pokryć dachowych z azbestem.

Ważne jest dla mnie także to, że udało się przyjąć najlepsze w Europie rozwiązania dotyczące sprzedaży żywności z gospodarstw. Chodzi o rolniczy handel detaliczny, sprzedaż bezpośrednią, ułatwienia dla MOL-i (zakładów prowadzących działalność marginalną, lokalną i ograniczoną - przyp.red.) Za kilka miesięcy będzie można prowadzić małe ubojnie w gospodarstwach.

Również istotne jest poprawienie funkcjonowania ARiMR. Owszem, są opóźnienia przy wnioskach inwestycyjnych, ale każdą złotówkę trzeba dokładnie obejrzeć, żeby nie było tak jak w przypadku pomocy dla grup owocowo-warzywnych, gdzie poprzednicy lekką ręką w głupi sposób wydali pieniądze i potem trzeba było zapłacić kilka miliardów kary. I to, że Polska ma coraz większy wpływ na kształtowanie unijnej polityki rolnej, liczymy się w Brukseli.

Co nie wyszło? Uporządkowanie świata rolniczego. Organizacje skaczą sobie do oczu, każdy uważa, że jest ważniejszy od innych, nowe organizacje kwestionują te stare, przede wszystkim izby rolnicze, związki zawodowe.

Problemem jest także narastająca niechęć do rolników w innych grupach społecznych, które nie rozumieją, o co gospodarzom chodzi, dlaczego rolnictwu trzeba pomagać. Dla mnie rolnika przykre jest także to, że gospodarze siebie nawzajem nie szanują. Że nie ma chęci wzięcia współodpowiedzialności. Jest tylko chęć oceniania, krytykowania.

Potrzebna jest szczera rozmowa z miastem - z konsumentami, ekologami. Przekonywanie ich do swoich racji, a nie obrażanie się lub twierdzenie, że protesty wszystko zmienią. Ciężka praca przed nami. W rolnictwie problemy były, są i będą. Do rozwiązywania ich należy włączyć rolników. Oni nie powinni uważać, że reszta społeczeństwa ich oszukuje, okrada, nie lubi i nie chce z nimi współpracować.

Ardanowski broni interesów polskich rolników w Sejmie albo w Brukseli, ale we wsi robią to sami gospodarze. To oni rozmawiają z sąsiadami, tłumaczą im decyzje dotyczące rolnictwa. Tak być powinno tam, gdzie nie brakuje poczucia wspólnoty i nie ma zawiści, zazdrości i robienia sobie na złość. Uporządkowanie rolniczego świata jest najtrudniejsze.

_________________________

Jan Krzysztof Ardanowski

  • Od 20 czerwca 2018 roku jest ministrem rolnictwa i rozwoju wsi.
  • W 1985 r. ukończył studia na Wydziale Rolniczym Akademii Techniczno-Rolniczej w Bydgoszczy. Od 1983 r. , wspólnie z żoną prowadził gospodarstwo rolne.
  • Od roku 2005 do 2007 był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. W latach 2008 - 2010 był doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego do spraw wsi i rolnictwa. Poseł na Sejm VII i VIII kadencji. W VIII wiceprzewodniczący komisji rolnictwa i w komisji ds. energii i skarbu państwa.

______________________
Agro Pomorska odcinek 68,

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Minister Ardanowski: - Bardziej przejmuję się opiniami rolników niż opozycji [rozmowa] - Gazeta Pomorska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska