Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Bobowiec, nowy prezes Śląska: Proszę mi zaufać, a potem przywiązać do pręgierza WYWIAD

Jakub Guder
Michał Bobowiec, nowy prezes Śląska Wrocław
Michał Bobowiec, nowy prezes Śląska Wrocław fot. Paweł Relikowski
Michał Bobowiec, nowy prezes Śląska Wrocław, tłumaczy dlaczego nigdy nie zwolni Jana Urbana, wyjaśnia dlaczego warto mu zaufać i zdradza, kiedy trenerem WKS-u zostanie... były szkoleniowiec Chelsea Londyn Avram Grant.

Zapytam wprost – po co to Panu? Stołek prezesa Śląska Wrocław nie jest najbardziej obleganym stanowiskiem w tym mieście, a na dodatek nie ma Pan doświadczenia pracy w klubie sportowym.
Wiele osób mnie pyta, po co mi to wszystko (śmiech). Nie zabiegałem o to stanowisko. Miasto ma istotny pakiet akcji. Rozmawiałem z prezydentem Rafałem Dutkiewiczem i stwierdził, że moje pomysły, zaangażowanie i wiara w piłkę nożną są ciekawe i jestem właściwą osobą. Dlatego przyjąłem to trudne wyzwanie. W ten pomysł wpasowało się to, że pracuję na Stadionie Wrocław, a stadion i klub powinny tworzyć całość. Nawet jeśli formalnie będą to dwa podmioty. Prawda jest taka, że w radzie miejskiej – ale też w samym mieście – nie wszyscy oczywiście pasjonują się sportem. Część osób uważa, że miasto nie powinno przeznaczać pieniędzy na klub piłkarski.

To jakie Pana pomysły przekonały prezydenta Dutkiewicza?
Przede wszystkim chodzi o moje przekonanie, że piłka nożna dla części mieszkańców Wrocławia jest tak samo ważnym elementem jak inne dziedziny życia: kino, teatr itp. Gmina ma niejako obowiązek zaspokojenia także takich potrzeb. Są ludzie którzy chodzą do opery, na spacery, ale są też tacy, którzy chodzą na mecze. To widać chociażby na spotkaniach reprezentacji, kiedy to wszystkie bilety są sprzedane. Na meczu Śląska z Sevillą też nie było wolnych miejsc. To pokazuje, że gdyby WKS grał na trochę wyższym poziomie, to ta frekwencja byłaby oczywiście wyższa. Jestem też pod wrażeniem polityki Arsenalu Londyn, gdzie od ponad 20 lat Arsene Wenger jest właściwie jednoosobowym decydentem, głównym menadżerem. W Polsce żaden klub nie może się oczywiście pochwalić taką sytuacją. Daj Boże, żeby Śląsk się utrzymał w Ekstraklasie, ale dajmy trenerowi gwarancję spokojnej pracy, nawet gdyby coś poszło nie tak. Nawet gdyby WKS spadł do I ligi – chociaż mocno wierzę w to, że się utrzyma – to nie powinno być mowy o żadnej zmianie trenera. Niech on z całym sztabem szkoleniowym wypracuje konkretną linię sportową, która będzie wizją na przykład na cztery lata. Chodzi o długofalową filozofię.

Nie chce mi się w to wierzyć. To znaczy moim zdaniem jeśli – odpukać – Śląskowi powinie się noga w dwóch najbliższych meczach, to temat zmiany trenera wróci.
To może pan napisać, że dopóki ja będę prezesem, to trenerem będzie Jan Urban. Nie mam tego uzgodnionego z właścicielem, ale mam taką wizję. Zmiana trenera nie pomoże w żaden sposób drużynie. Wierzę natomiast, że pomóc może stabilizacja.

Będzie Pan kontynuował politykę zaciskania pasa, którą prowadzili Pana poprzednicy – Paweł Żelem i Krzysztof Hołub?
Oczywiście trzeba oglądać każdą złotówkę, ale jest logiczna granica oszczędności. W mojej ocenie ta granica została przekroczona. Jeśli dziś na przykład nie ma gadżetów w barwach klubu, na których sprzedaży można przecież zarobić, to coś jest nie tak. Wpływy ze sprzedaży takich pamiątek właściwie w całej Europie są istotną składową budżetu drużyny. W Śląsku to wygląda bardzo źle i to trzeba poprawić. W tym miejscu przekroczyliśmy logikę oszczędności.

Czy to prawda, że po rozmowach w ratuszu dostał Pan gwarancję, że znajdą się pieniądze na nowe kontrakty dla piłkarzy?
Najważniejszą opinią jest opinia trenera. Bardzo ważna jest opinia dyrektora sportowego Adama Matyska, byłego piłkarza, który świetnie zna to środowisko i wie jak układają się w nim relacje. Zakładam, że w trójkę zbudujemy sensowną drużynę na przyszły sezon. Niestety – te rozgrywki są już stracone. Musimy się utrzymać w Ekstraklasie. Może uda się do końca marca pochwalić podpisanymi kontraktami, ale to zależy od rozmów. Każdy piłkarz ma swoje oczekiwania.

Rozumiem, ale jeszcze raz zapytam – czy w ratuszu padła deklaracja, że znajdą się pieniądze na nowy kontrakt na przykład dla Piotra Celebana czy Kamila Dankowskiego? Z tego co wiem, to były priorytety Jana Urbana.
Zanim podjąłem pracę, to usłyszałem od osób najwyższych rangą w Sukiennicach gwarancję, że zbudujemy solidny budżet na przyszły sezon. Jeszcze nie miałem żadnego spotkania z którymś z piłkarzy, więc nie chciałbym za dużo mówić. Chcę z nimi rozmawiać oczywiście w towarzystwie Adama Matyska i menadżera danego zawodnika. Czasem w grę wchodzi jeszcze jego rodzina – to dla nas nie jest problem, serdecznie zapraszamy (uśmiech). Jeśli się uda, to do końca miesiąca podpiszemy kontrakty. Nie powiem które, ale oczywiście chcemy mieć u siebie dalej Piotra Celebana, Kamila Dankowskiego i kilku innych…

Mariusza Idzika?
Tak. Jego również chcielibyśmy dalej u siebie. W tym wszystkim musi być jednak logika i życzliwość z drugiej strony.

Zanim podjąłem pracę, to usłyszałem od osób najwyższych rangą w Sukiennicach gwarancję, że zbudujemy solidny budżet na przyszły sezon.

Podczas rozmów z ratuszem dostał Pan zapewnienie, że gdy pojawi się nowy właściciel, to zostanie Pan na stanowisku, czy nie ma Pan takiej gwarancji?
Nie mam. Nowy właściciel będzie mógł podjąć własne decyzje personalne. Natomiast uważam, że sprzedaż Śląska to dobry kierunek, będę pomagał w tym konsorcjum i miastu, ale też ta transakcja musi mieć logikę. Nie jest nawet ważne, za ile sprzeda się akcje, ale nowy właściciel musi krwią napisać na papierze, że na przykład na pięć lat zapewnia finansowanie. W moim odczuciu taki minimalny budżet to jest 23-24 mln zł rocznie.

Z partycypacją miasta?
Tu już wchodzi w grę kwestia przetargu; tego jak zostanie rozstrzygnięty.

Ma Pan jakieś pomysły na frekwencję?
Pierwsza sprawa to lepszy poziom sportowy. O tym już mówiliśmy. Jednak przykład Górnika Zabrze pokazuje, że nie tylko to się liczy. Górnik spadł z ligi, na zapleczu Ekstraklasy gra przeciętnie, a niedawno na jego meczu było 18 tys. kibiców. To jest pewne przywiązanie do klubu, ale też praca wizerunkowa. Tego nie da się jednak szybko zbudować. To praca na kilka sezonów. Pracowałem na stadionie, więc obserwowałem pewne mechanizmy, docierały do mnie jakieś skargi kibiców.

A co z marketingiem? Kibice zwracają uwagę, że w mieście można spotkać stare plakaty meczowe… Nie uważa Pan, że tutaj granica rozsądku w oszczędzaniu też została przekroczona? Kto zajmie się tym teraz w klubie?
Finalne decyzje zapadną po zakończeniu ewentualnego procesu sprzedaży. Jeśli będzie nowy właściciel, to być może podziękuje komuś za współpracę, do czego będzie miał pełne prawo. Trzeba też hipotetycznie założyć, że w tym roku nie uda się doprowadzić do sprzedaży akcji. W takim przypadku jestem już po rozmowach, aby połączyć marketing stadionu z marketingiem Śląska. One mają jeden cel: więcej kibiców na trybunach i lepszy odbiór WKS-u na Dolnym Śląsku. Dziś marketingiem stadionu zarządza Piotr Nowicki, doświadczony człowiek i jeśli się połączymy, to będę na niego stawiał.

Będzie taka możliwość i konieczność, żeby Śląsk częściej trenował teraz na Stadionie Wrocław?
Jest taka potrzeba, żeby cała drużyna czuła się tam jak u siebie. Łatwo jest przenieść administrację, ale żeby przeprowadziła się pierwsza drużyna, to potrzebna byłaby chociaż jedna płyta treningowa. Tak to chcielibyśmy zrobić na Pilczycach, chociaż docelowo trudno mi powiedzieć w którym miejscu, bo uważam, że ta słynna dziura przy stadionie, powinna zostać jednak przeznaczone na cele komercyjne – hotele, biurowce, czy galerię handlową. Na razie model zostanie taki, że bazą będzie jednak Oporowska, ale treningi odbywać się będą też na Stadionie Wrocław, chociaż oczywiście nie tak dużo. Z prostego względu – koszty utrzymania murawy na Pilczycach są większe niż na Oporowskiej, gdzie trawa rośnie właściwie naturalnie. Gdyby pojawił się nowy inwestor w klubie, to może udałoby się go na przykład przekonać, żeby zainwestował w specjalny lampy, które pomagają w regeneracji nawierzchni. Mamy teraz co prawda takie lampy na naszym obiekcie, ale to raczej zestaw reanimacyjny, stosowany doraźnie w tych miejscach, gdzie trawa faktycznie tego potrzebuje.

A jaki jest Pana stan wiedzy na temat sprzedaży klubu? Uda się to zrobić w tym roku?
Musi pan zapytać w ratuszu. Wiem, że jest zainteresowanie klubem różnych podmiotów. Na dziś trwają rozmowy i na ich postawie przygotowuje się specyfikację w oparciu o którą ogłoszony zostaje przetarg. Czy to się przełoży na sukces? Trudno powiedzieć. Na teraz to wróżenie z fusów.

Będzie miał Pan czas, żeby zająć się muzeum Śląska, czy są ważniejsze kwestie na głowie?
Na każdym dużym stadionie w Europie jest punkt sprzedaży klubowych pamiątek. Mamy na Stadionie Wrocław przygotowane miejsce, jest wola władz spółki Wrocław 2012 zarządzającej Stadionem, ale nie umiem powiedzieć, czy uda się to zrobić w tym roku. To znów jest kwestia finansów. Tam mogłaby też powstać izba pamięci. Musimy się zastanowić, czy pokazywać pamiątki tylko po piłkarskim Śląsku, czy może całego klubu – koszykarzy, czy chociażby sukcesy Renaty Mauer-Różańskiej.

Ze sprawą Sebino Plaku już się Pan zapoznał? Można jeszcze coś z tym zrobić?
Zarówno w sprawach zawodowych, jak i prywatnych, kieruję się zasadą, że trzeba rozmawiać. Dlatego bardzo chciałbym się spotkać z prawnikiem Sebino Plaku, żeby próbować znaleźć ugodę i dogadać się polubownie.

A jak przebiega proces licencyjny?
On podzielony jest na dwa etapy. Do 15 marca trzeba wysłać pierwszą część dokumentów i my to zrobiliśmy we wtorek. Do końca miesiąca musimy dostarczyć resztę. Pracujemy intensywnie, żeby wszystko przygotować.

Musicie pewnie przedstawić jakieś gwarancje finansowe.
Tak – musi tam być cały projekt na kolejny sezon. Kopie umów sponsorskich, deklaracja właścicieli o podniesieniu kapitału zakładowego spółki. Czasu jest mało, ale pracujemy nad tym, żeby oczywiście ze wszystkim zdążyć.

Razem z Panem w Śląsku pracować będzie Agata Granatowska.
Jest sprawdzoną w boju osobą. Była ze mną w World Games, była na Stadionie Wrocław. Tu chciałbym uciąć ten temat. Proszę mi zaufać, a potem rozliczać z efektów i – jeśli będzie taka potrzeba – przywiązać nawet do pręgierza w Rynku. Chcę wyraźnie zaznaczyć, że nie zgadzam się na to, aby ktokolwiek – nawet Rada Nadzorcza – sugerował, kto może pracować w Śląsku, a kto nie. Stoczyłem wiele ciężkich bojów w różnych spółkach, wielokrotnie pokazałem jaki mam charakter i na to się nie zgodzę.

Bardzo chciałbym się spotkać z prawnikiem Sebino Plaku, żeby próbować znaleźć ugodę i dogadać się polubownie.

To na koniec proszę jeszcze powiedzieć – kiedy Avram Grant zostanie trenerem Śląska?
(śmiech) Opowiem tę historię. To był chyba rok 2008. Śląskowi prowadzonemu przez Ryszarda Tarasiewicza nie szło wówczas najlepiej i zastanawialiśmy się z radnymi, kto mógłby zostać trenerem WKS-u. Nie ukrywajmy – w Polsce wszyscy znają się na piłce, samochodach i polityce - z tego grona nie można wyłączyć także radnych (śmiech). Byłem już trochę zniecierpliwiony tą całą dyskusją, więc rzuciłem: „A niech trenerem będzie nawet Avram Grant”. Ledwo wyszedłem z tego spotkania, a już miałem telefon od jednego z dziennikarzy: „Bo pan, panie Michale, chce zrobić trenerem Śląska Avrama Granta!”. Nie wiedziałem nawet co powiedzieć. No i tak to się zaczęło (śmiech).

Teraz już chyba będzie zawsze to za Panem chodzić.
Nie mam z tym żadnego problemu (uśmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska