Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Adamuszek: Odszedłem ze Stali Mielec, bo miałem dość. Szkoda, ale działacze muszą działać

Jakub Pęczkowicz
Michał Adamuszek jeszcze w barwach MMTS-u Kwidzyn
Michał Adamuszek jeszcze w barwach MMTS-u Kwidzyn Krzysztof Marianuszek
Przed niedzielnym meczem szczypiornistów Śląska Wrocław z Wybrzeżem Gdańsk we wrocławskiej hali Orbita (godz.17), porozmawialiśmy z Michałem Adamuszkiem - nowym rozgrywającym WKS-u.

Jak długo trwały Pana rozmowy ze Śląskiem Wrocław?
Można powiedzieć, że od początku moich poszukiwań nowego klubu. Mniej więcej dwa tygodnie rozmawiałem ze Śląskiem. Muszę przyznać, że to były konkretne negocjacje. Przedstawiono jasno określone cele i postanowiłem się zaangażować.

To co przekonało Pana do gry we Wrocławiu, bo na pewno nie dotychczasowe wyniki zespołu?
Do przenosin przekonała mnie ciężka sytuacja w Stali Mielec. To był jeden z głównych czynników. W pewnym momencie zacząłem szukać, rozglądać się za innym miejsce pracy. Nadarzyła się okazja, by przyjść i pomóc drużynie z Wrocławia. Trochę się zastanawiałem, trzeba było wszystko przemyśleć. Oferta pojawiła się w dobrym momencie, by zmienić klubowe barwy. Ustaliliśmy jakiś kompromis z zarządem Śląska i jestem.

Jak długi podpisał Pan kontrakt?
To wszystko zależy od tego, czy Śląsk utrzyma się w Superlidze, czy nie. Jeśli tak, to będziemy rozmawiać o przedłużeniu kontraktu o na kolejny sezon. Jeśli trener powie, że dalej widzi mnie w swoim zespole, to chętnie dalej będę grał w tym zespole. Na dzień dzisiejszy myślę o tym, że jestem tutaj do końca sezonu i walczymy na całego o pozostanie w ekstraklasie. Za miesiąc będziemy wiedzieć więcej, jak to wszystko będzie wyglądało.

Znał Pan wcześniej jakichś zawodników Śląska Wrocław?
Tak, tak. Większość kojarzę z ligowych parkietów, spotykaliśmy się wiele razy. W różnych drużynach się grało, więc były okazje się poznać. Z Arkiem Miszką znam się już długo. Podobnie jak z Łukaszem Białaszkiem, czy Maćkiem Ścigałem.

A jakie są Pana pierwsze wrażenia odnośnie nowego klubu? Zdążył Pan rozegrać jeden mecz z Nielbą Wrągrowiec i rzucić w nim cztery bramki. Śląsk zanotował kolejne ważne zwycięstwo.
Powiem tak, nie jestem tutaj na tyle długo, by wypowiadać się o wszystkim. Jeśli chodzi o treningi, jestem zadowolony. Jeśli chodzi o komunikację w drużynie, to jako nowy zawodnik muszę się zaadaptować do grupy, wkomponować się. Chcę zobaczyć jak oni się zachowują podczas gier treningowych. Chcemy to zrobić w przyspieszony tempie, żeby zajęło to jak najmniej czasu. Miejmy nadzieję, że wyjdzie to na dobre.

Przyszedł Pan ze Stali Mielec, dobrego, ale szarganego problemami, głównie finansowymi klubu. Mówiło się, że zawodnicy buntowali się z powodu zaległości. Trener Paweł Noch powiedział, że organizacyjnie sytuacja jest patologiczna mimo, że wyniki dobre. Z czego to wynika, bo z reguły wynik sportowy idzie w parze z wynikiem marketingowo-organizacyjnym i odwrotnie? Klub ma przecież dużego sponsora, firmę PGE.
Co mogę powiedzieć? W Stali były problemy finansowe i nadal są. Wszystko zaczęło się, gdy odszedł Tauron, a zastąpiła go firma PGE. Klub był zmuszony podpisać trochę niższą umowę. Sponsorzy nie mieli środków na pokrycia kontraktów zawodników. Szczerze, to było mi szkoda odchodzić z Mielca, ale tak wyszło. Szkoda tego klubu, bo to jest jakaś część historii polskiej piłki ręcznej. Gra tam wielu dobrych zawodników, którzy mimo problemów pokazują charakter.

Jaka może być najbliższa przyszłość Stali Mielec?
Tego nie wiem. Ciężko powiedzieć jaka będzie przyszłość tego klubu. Na pewno szkoda by było, gdy Stal zniknęłaby z mapy piłki ręcznej. Tam trzeba wielu zmian, Działaczy, że tak powiem bardziej działających. Mam nadzieję, że wszystko się tam ułoży.

Śląsk Wrocław jest beniaminkiem w Superlidze, ale jak się ma poziom organizacyjny WKS-u do zespołu w Mielcu?
To pytanie też jest trudne. Śląsk ma młodych prezesów, którzy nie muszą do końca wszystkiego wiedzieć. Chcą zbudować coś większego w przyszłości. Jestem we Wrocławiu zaledwie od tygodnia i ciężko mi tak na gorąco porównać jeden klub do drugiego. Musze się oswoić, dłużej poprzyglądać. Teraz nie ocenię, ale mam nadzieję, że podczas mojej gry w Śląsku wszystko będzie w porządku. Ważne dla mnie, ale dla innych zawodników jest to, żeby nie było zaległości finansowych. W Stali one były.

W Stali nadal gra kilku zawodników z wrocławską przeszłością, chociażby Rafał Gliński, który pewnie przydałby się Śląskowi, ale wolał zostać. Pan miał już dość niepewności?
Miałem, zgadza się. Pomimo zaległości, które narastały od poprzedniego sezonu, były takie momenty, kiedy wydawało się, że może być lepiej. Mieliśmy w klubie spotkanie z zarządem, rozmawialiśmy, ale potem nic się nie zmieniło. To było w styczniu. Nadal nie było wiadomo, czy będziemy mieli regularne wypłaty, nie było wiadomo nawet kiedy dostaniemy pensję. Potem miasto zaczęło trochę pomagać, ale od początku było wiadomo, że klub z miejskich środków się nie utrzyma. Zarząd drużyny musi wkładać większe staranie, bo inaczej to nie będzie dobrze funkcjonowało. Każdy z nas ma rodzinę i chce zadbać o przyszłość. Miałem już dosyć i postanowiłem coś zmienić.

Swego czasu uznawano Pana za obiecujący talent polskiej piłki ręcznej. W sezonie 2007/08, mając 21 lat rzucił Pan dla Miedzi Legnica 190 bramek i został królem strzelców.

Pamiętam to dobrze. W Miedzi było trochę inaczej. Drużyna też była beniaminkiem, ale to był inny czas. Świętej pamięci trener Edward Strząbała tak ustawiał grę, że mogłem się rozwinąć, wykonywać karne, brać grę na siebie. Zaskoczyliśmy wtedy kilku rywali w lidze awansując do najlepszej ósemki rozgrywek ligowych. Tamten sezon był dla mnie ciekawy i bardzo rozwojowy. Jakby to powiedzieć, łatwiej się rzucało te bramki. Potem poszedłem do Kwidzyna i sytuacja wyglądała odmiennie. W MMTS-ie było więcej wykonawców stałych fragmentów gry, większa konkurencja w zespole, inni ludzie. Trener Markuszewski mówił, że nie wymaga ode mnie dziesięciu celnych strzałów w każdym meczu. Tam miałem wypracowywać sytuacje, asystować, wracać się do obrony. Inny styl gry.

Byłby Pan w stanie znów strzelić tyle bramek? Na przykład w kolejnym sezonie?
Oj nie wiem (śmiech). Ciężko by było, bo liga na przestrzeni ostatnich lat bardzo się wzmocniła. Jest wielu dobrych zawodników i zdolnej młodzieży. Dużo skrzydłowych może się wykazać. Każdy chciałby rzucać jak najwięcej bramek, ale ja już trochę się ograłem, dojrzałem w tym sporcie i w sumie podczas karierę zrozumiałem, że najważniejsze jest dobro drużyny. Czy ja trafię, czy ktoś inny, to już mniej ważne. Liczy się dobro drużyny.

Po MMTS-ie Kwidzyn była gra w wielkim Vive Kielce i powołania do reprezentacji. Złote czasy Michała Adamuszka?
Czy to były złote czasy? Nie wiem, być może tak. W Vive szukali rozgrywającego, nie wypaliło początkowo z Michałem Jureckim, a potem jak już tam byłem, to się okazało, że jednak będzie grał. Trener Bogdan Wenta powiedział mi, że będzie stawiał raczej na niego, a ja pogram tak z dziesięć, piętnaście minut w meczu. Stwierdziłem wtedy, że jeśli tak ma to wyglądać, to wolę iść na wypożyczenie. Trening jednak nie zastąpi gry w spotkaniu o punkty i postanowiłem wrócić do Kwidzyna walczyć o kolejne sukcesy. Nikt nie przypuszczał, że to się tak potoczy, bo Jurecki miał kontuzję i był wyłączony na pewien czas. Nie wiedziałem jak to będzie, może gdybym został, to osiągnąłbym więcej w Vive. Nie żałuję jednak tamtego odejścia.

Trener Chrobrego Głogów Krzysztof Przybylski mówi, że najlepszy wiek dla szczypiornisty to „26 plus”. Potem może się jeszcze wiele ciekawego wydarzyć no i w Pana karierze się wydarzyło, bo w 2010 roku zdobył Pan srebrny medal mistrzostw Polski, a w 2011 i 2013 brązowy. Wszystkie właśnie z MMTS-em Kwidzyn.
Tak jest. Mieliśmy w Kwidzynie bardzo zgraną drużynę, gdzie wszystko funkcjonowało jak trzeba i mogliśmy konkurować z najlepszymi w lidze. Był dobrze ułożony trzon drużyny, uzupełniany młodymi i zdolnymi graczami. Budowanie tej ekipy przez lata wyszło na dobre. Naprawdę mieliśmy możliwość walki o medale i jak pokazało życie, zdobywania ich.

Jest taki mecz w Pana dotychczasowej karierze, który wspomina się szczególnie?
Takich szczególnych znalazłbym parę. W każdej drużynie było po kilka takich. W kadrze nie dane mi było rozegrać wielu spotkań, ale satysfakcja z powołania do reprezentacji była duża. Wyjątkowe były też gry o medale mistrzostw Polski, chociażby, gdy rywalizowaliśmy z Wiłą Płock i w konsekwencji zdobyliśmy z MMTS-em srebrny medal.

Zakwaterował się już Pan we Wrocławiu, bo rozumiem, że z Mielca nie będzie pan dojeżdżał?

Tak, tak już znalazłem mieszkanie dla rodziny. Zależało mi, żeby było blisko hali na której trenujemy, blisko ul. Parkowej. Udało się.

W tej kolejce Śląsk gra u siebie najważniejszy mecz tej fazy z Wybrzeżem Gdańsk, które również zaciekle walczy o utrzymanie. Pana przyjście do Śląska napawa optymizmem…
Mam nadzieje, że pomogę chociaż trochę. Ja tutaj nie chcę składać deklaracji, ani się wywyższać. Przyszedłem postarać się, zostawić zdrowie na boisku dla Śląska i chciałbym swoim charakterem szarpnąć tę drużynę i wygramy teraz mecz z Wybrzeżem.

Czym Pan się zajmuje poza piłką ręczną? Podobno oczkiem w głowie jest córeczka?

Córka to bobasek, ma siedem miesięcy i nazywa się Oliwia. Głównie poświęcam się piłce ręcznej i rodzinie. Robiłem też studia trenerskie w Warszawie, ale z powodów finansowych i braku finansowania w Stali, musiałem zawiesić naukę.

Ma Pan zamiar wrócić na uczelnię?
Jeśli będzie taka możliwość, to jak najbardziej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska