Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michael, Welcome to Lubiąż

Jacek Antczak
Fot. Paweł Relikowski
Czy Jackson zamieszka na Dolnym Śląsku - zastanawialiśmy się dwanaście lat temu.

Jest środa, 28 maja, 1997 rok. "o 13.20 prywatny odrzutowiec interkontynentalnego króla muzyki pop wylądował na lotnisku we Wrocławiu. Do piszczących fanek i przejętych dziennikarzy wyszedł najpierw Waldemar Dąbrowski, szef Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych. - Michael musi ochłonąć - tłumaczył gwiazdora".

- Śmialiśmy się wtedy, że muszą go poskładać. Siedział w tym samolocie chyba z godzinę - opowiada Barbara Zielińska-Mordarska, wówczas 22-letnia studentka socjologii i reporterka Radia Wrocław, która czekała na płycie lotniska. Po kilku miesiącach w jednej z gazet oglądała "Zdjęcia Roku 1997". Odnalazła się na pierwszym planie z Michaelem, któremu podstawia mikrofon pod nos (skryty pod maską). - Wisi teraz u mnie na ścianie, przy kominku. Obok zdjęcia z Michałem Urbaniakiem i innych postaci, które spotkałam na reporterskim szlaku - wspomina obecna reporterka RMF-u.

Jackson przespacerował się wtedy po lotnisku i odpowiedział na kilka pytań: "Jak mu się podoba w Polsce?", "Jak się czuje?" itp., itd. "I love you" - odpowiedź na każde była taka sama. Magdzie Furman, dziennikarce TeDe, dał wtedy autograf. I... zabrał jej długopis.

Lubiąż. Wraz z kilkunastoma dziennikarzami podsłuchiwaliśmy meldunków policjantów z Wołowa, ściągniętych tu w trybie pilnym: "Dopiero wylatuje z Warszawy", "Jeszcze go nie ma we Wrocławiu", "Już jest", "Siedzi w samolocie", "Lec...".

Około godziny 14.30 śmigłowiec z Michaelem wylądował w Lubiążu. Na polu. Tzn. na boisku szkolnym.

Około godziny 14.30 śmigłowiec z Michaelem wylądował w Lubiążu. Na polu. Tzn. na boisku szkolnym. Spokój zachowały tylko trzy krowy, pasące się jakieś 200 metrów od tego miejsca. Kilkuset fanów, którzy czekali na Michaela od rana, wrzeszczało. Spełniło się to, w co nikt nie wierzył. Michael przyleciał do miasteczka pod Wołowem, by zobaczyć, czy pocysterski zespół klasztorny, jeden z największych tego typu obiektów w świecie (330 tys. metrów kwadratowych) nadaje się na jego europejski Neverland.

"- A ja bym chętnie mu sprzedał kilka innych obiektów, łącznie z podmiotami gospodarczymi - perorował ówczesny wicewojewoda wrocławski Andrzej Kalisz. - Temu zabytkowi potrzebne są pieniądze i nie miałbym nic przeciwko temu, żeby wmurować w sali książęcej tablicę, że jednym ze sponsorów odbudowy jest Michael Jackson" - zapewniał wtedy SLD-owski urzędnik, namawiając burmistrza Wołowa, żeby zachowali się jak mężczyźni i nie machali marynarkami. "- Jest wiele możliwości, dzierżawa, wynajem, sponsoring. Fundacja Jacksona zajmuje się ochroną dóbr kultury - tłumaczył Paweł Skrzywanek z zarządu Fundacji Lubiąż" (gdzie jest do dziś).
Zajęliśmy strategiczne miejsce pod bramą. Śliczna, 20-letnia dziennikarka TeDe przyjechała tu prywatnie. Po autograf. Cóż, fanka. Jej chłopak, też z telewizji, podpis załatwił - zawsze był świetnym organizatorem. Jeszcze długo byli parą. Dziś oboje są gwiazdami. Magda Mołek w TVN Style, Remik Maścianica w TVN produkuje m.in. "Dzień dobry TVN" i "Śniadanie mistrzów".

"Orkiestra z dolnobrzeskich zakładów Rokita zaintonowała "Szła dzieweczka do laseczka". Dzieci z chlebem, solą i wiązanką gerber wystawiono przed pałac". Michaela podwiózł pod bramę (jakieś 500 metrów) terenową toyotą nieżyjący już Andrzej Kobel z Fundacji Lubiąż. Jego syn przybił piątkę z Michaelem. "On kocha dzieci"- tłumaczył potem Kobel.

Przed pałacową bramą Jackson zdecydował się na przejście dziesięciu metrów. Tłum napierał. Dopadła go tylko jedna fanka, a fotoreporterzy rzucali się przed piosenkarza niczym Rejtani, orkiestra grała "Gloria, gloria, alleluja...". Piętnaście sekund z Michaelem musiało wystarczyć. "- Udało się - rozbeczały się nastolatki. - Dostałyście autografy? - Nie, ale podałyśmy karteczki.

Przed pałacową bramą Jackson zdecydował się na przejście dziesięciu metrów. Tłum napierał.

pisane świstki po chwili przyniesiono z pałacu. Rozdziałem skarbów zajęli się dziennikarze".
"Michael cały czas nucił i podśpiewywał. Badał akustykę i dotykał ścian, sprawdzając ich grubość - relacjonował dwudziestominutowe zwiedzanie obiektu Paweł Skrzywanek z Fundacji Lubiąż". Pytał, dlaczego nie może wejść do zrujnowanego kościoła i dziwił się, że i tu dotarła zawierucha wojenna. Podczas spaceru (zobaczył jadalnię opata, salę książęcą, bibliotekę i dwa biegi korytarza) gwiazdorowi opowiadano historię po-cysterskiego zespołu. Oczywiście w uproszczonej, amerykańskiej wersji. W sali książęcej wręczono mu akwarelkę z wizerunkiem klasztoru".
Stałem z innymi dziennikarzami pod bramą. W środku ukrył się tylko Wojtek Król, wówczas w Radiu Kolor. Podstawił mikrofon Jacksonowi pod nos. Ale nie zdążył nagrać jedynej jego wypowiedzi. "Beatiful" - powiedział król popu w sali książęcej.

Po 25 minutach toyota z eskortującym pojazd tłumem podjechała na boiskowe lądowisko. - Jaki on jest? - pytaliśmy pilota wojskowego śmigłowca. - Spokojny - odrzekł.

"W okienku śmigłowca ukazała się machająca ręka Jacksona. "I love you" - powtarzał zapewne".


Oto reportaż Jacka Antczaka ukazał się w "Słowie Polskim" 30.05.1997, a potem w książce pt. "W Radwanicach najlepiej idą romanse" (Oficyna Wydawnicza Atut, 2004)


Jackson zamieszka na Dolnym Śląsku?
Co opchniemy Michaelowi

"Beautiful" powiedział Michael Jackson w sali książęcej pałacu opackiego w Lubiążu.
"To najszczęśliwszy dzień mojego życia" uznała nastoletnia miłośniczka piosenkarza, która zdobyła autograf. "Wizyta tego dżentelmena, to ogromna szansa promocyjna dla zrujnowanego zabytku w Lubiążu" zauważył wicewojewoda wrocławski. "To prowokacja, zawracanie głowy młodym ludziom podczas Kongresu Eucharystycznego, przed wizytą papieża" oburzali się politycy prawicy. "Przecież go nie ugryzę" - tłumaczyła siedemdziesięcioletnia lubiążanka, wypychającej ją z klasztoru straży przemysłowej.

Lądowanie z "I love you"

W środę o godzinie 13.20 prywatny odrzutowiec interkontynentalnego króla muzyki pop wylądował na lotnisku we Wrocławiu. Do piszczących fanek i przejętych dziennikarzy wyszedł najpierw Waldemar Dąbrowski, szef Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych. - Michael musi ochłonąć - tłumaczył gwiazdora, który chwilowo ochłaniał w samolocie. - On nie może normalnie funkcjonować. Na spacer, który innym zajmuje pięć minut, jemu potrzebnych jest 40. Wszędzie towarzyszą mu tłumy i nie pozwalają na normalne życie.

- Michael powiedz coś do nas - proszono wokół. - I love you - powtórzył kilkakrotnie.

Przy aplauzie kilkuset wielbicieli Michael przespacerował po płycie lotniska do wojskowego śmigłowca. - Michael powiedz coś do nas - proszono wokół. - I love you - powtórzył kilkakrotnie z uśmiechem na twarzy. - Trzeba mieć silne wewnętrzne przekonanie - tłumaczyła potem technikę podejścia do gwiazdy dziennikarka, której udało się otrzymać autograf. - Zabrał mój długopis - dodała z profesjonalną drobiazgowością. To drobne wykroczenie jednak gwieździe wybaczono.

Wojewoda nie macha

Tuż przed godziną 12 przed wejściem do lubiąskiego pałacu kłębił się kilkusetosobowy tłum. - Ja go kocham, a przyjechałam tu z babcią - tłumaczyła Ania. Wagarowiczek podobnych do trzynastolatki z Wrocławia było najwięcej. Wiek - od 10 do 17 lat. Przyjechały z Legnicy, Brzegu, Lubina, nawet z Katowic i Poznania. Całą noc jechał do Lubiąża dziennikarz z Kielc, znacznie krócej burmistrz Wołowa. - Bądźmy mężczyznami, nie będziemy machać marynarkami - żartował wojewoda Andrzej Kalisz.
Przedstawicielom wrocławskiej Fundacji Lubiąż, właściciela obiektu, dwie godziny oczekiwania na spóźnionego gwiazdora upłynęło na cierpliwym przekonywaniu dziennikarzy, że sprzedaż zabytkowego kompleksu nie wchodzi w grę - Nikt by się na to nie odważył - mówiła Maria Frankowska wojewódzki konserwator zabytków. - Chyba, że rząd.

- A ja bym chętnie mu sprzedał kilka innych obiektów, łącznie z podmiotami gospodarczymi - perorował wicewojewoda - Temu zabytkowi potrzebne są pieniądze i nie miał bym nic przeciwko temu, żeby wmurować w sali książęcej tablicę, że jednym ze sponsorów odbudowy jest Michael Jackson - Jest wiele możliwości, dzierżawa, wynajem, sponsoring. Fundacja Jacksona zajmuje się ochroną dóbr kultury - tłumaczył Paweł Skrzywanek z zarządu Fundacji Lubiąż. - Pieron wie czego on chce - szczerze wyznał inny pracownik fundacji.

Do wszystkich dotarły informacje, że piosenkarz poszukuje miejsca na swoją europejską rezydencję. Pocysterski zespół w Lubiążu spodobał mu się i postanowił go obejrzeć. Nic dziwnego. To jeden z największych obiektów w Europie Środkowej. Większy niż Wawel i Zamek Królewski razem wzięte. Kubatura - 330 tys metrów kwadratowych. Od 1810 po sekularyzacji zakonu cystersów obiekt podupadał. Jego dzieje są burzliwe. Są tu ponoć skarby, a po wojnie byli Rosjanie (do 1950 roku) i muzealne magazyny. Dzieła sztuki trzeba będzie odzyskiwać w całej Europie. Reanimować ruinę zaczęto w 1990 roku. Ale potrzebne są pieniądze. Co najmniej kilkanaście milionów dolarów.

Piosenkarz poszukuje miejsca na swoją europejską rezydencję. Pocysterski zespół w Lubiążu spodobał mu się i postanowił go obejrzeć.


"Melduję, że leci"

Młodzież marzła. - Idę. Dziwak i jeszcze się spóźnia - radykalnie podsumowała lubiąska nastolatka. Nieszczęśliwy żywot i postać Michaela były tematem dyżurnym. Na łączce przed pałacem złośliwie analizowano wszystko: rasę: "Jak on się wybielił?", biznesplan: "Pewnie lata nad Polską i wybiera co by tu sobie kupić.", twórczość: "Piosenek nie lubię, ale teledyski ma zawodowe.", genealogię: "A banany przygotowali?". Tylko nastolatki powtarzały niestrudzenie wzorem swojego idola: "Uwielbiamy Michaela, kochamy go, musimy go zobaczyć". Koniunkturę wyczuł nawet pobliski barek. Lody dowożono ze Żmigrodu. - Takich obrotów to chyba jeszcze nie mieli - komentowano. - Podobna ilość ludzi była na dniach Lubiąża - tłumaczyli miejscowi notable. - Ale tyku dziennikarzy jeszcze nigdy tu nie było.
Policjanci z Wołowa i z Wrocławia - zaskoczona komenda wojewódzka przysłała w końcu pluton - meldowali dzielnie: - Dopiero wylatuje z Warszawy. - Jeszcze go nie ma we Wrocławiu. - Już jest. - Siedzi w samolocie. - Leci...

Król przybywa, tłum napiera

Na niebie pojawił się wojskowy śmigłowiec. Orkiestra z dolnobrzeskich zakładów "Rokita" zaintonowała "Szła dzieweczka do laseczka". Dzieci z chlebem, solą i wiązanką gerberów wystawiono przed pałac. Fanki rozpoczęły pisk - nie ustał już do końca wizyty. Helikopter wylądował na szkolnym boisku. Przy ogłuszającym dopingu publiczności Michael podjechał 300 metrów. - Mój syn przedstawił się, wręczył kwiaty. Przybili piątkę. Michael powiedział, że się bardzo cieszy. On kocha dzieci. - tłumaczył potem Andrzej Kobel z Fundacji Lubiąż, który pełnił funkcję kierowcy terenowej Toyoty - Bałem się tylko o te maluchy biegnące wokół samochodu. Nawet na rowerach górskich nas ścigali.

Przed pałacową bramą z samochodu wyskoczyli amerykańsko-polscy towarzysze króla popu. Kilkunastu policjantów i, pełniący rolę ochroniarzy, budowlańcy z pałacu uginali się pod naporem tłumu. Po chwili Jackson zdecydował się na przejście dziesięciu metrów. Uśmiechnięty Michael z wiązanką kwiatków i towarzyszącą mu dziewczynką został przeciągnięty za bramę. Dopadła go tylko jedna fanka, a fotoreporterzy rzucali się przed piosenkarza niczym Rejtani. Orkiestra grała "Gloria gloria alleluja...". Piętnaście sekund z Michaelem musiało wystarczyć. - Słaba organizacja - tłumaczyli potem organizatorzy pobytu piosenkarza w Polsce - Gdy tłum jest za barierkami to Michael podchodzi i daje autografy, kiedy ludzie napierają jest przerażony.

Uśmiechnięty Michael z wiązanką kwiatków i towarzyszącą mu dziewczynką został przeciągnięty za bramę.

- Udało się - rozbeczały się nastolatki - Dostałyście autografy ? - Nie, ale podałyśmy karteczki. Podpisane świstki po chwili przyniesiono z pałacu. Dzieciaki rozpoczęły o nie bój, więc rozdziałem skarbów zajęli się dziennikarze.

Książe nuci w pałacu

- Michael cały czas nucił i podśpiewywał. Badał akustykę i dotykał ścian sprawdzając ich grubość - relacjonował dwudziestominutowe zwiedzanie obiektu Paweł Skrzywanek z Fundacji Lubiąż - Pytał się dlaczego nie może wejść do zrujnowanego kościoła i dziwił się, że i tu dotarła zawierucha wojenna. Podczas spaceru (zobaczył jadalnię opata, salę książęcą, bibliotekę i dwa biegi korytarza) gwiazdorowi opowiadano historię pocysterskiego zespołu. Oczywiście w uproszczonej, amerykańskiej wersji. W sali książęcej wręczono mu akwarelkę z wizerunkiem klasztoru.

Zrobiono też wstęp do interesu. Eksperci gwiazdora - wśród jego gości byli m.in Marek Kwiatkowski dyrektor warszawskich Łazienek i, jak to określono, "osobisty Minister Finansów piosenkarza" - wręczyli swoje wizytówki i kazali czekać na kontakt. - Michael jest swego rodzaju geniuszem sztuki. Jeżeli mu się spodobało to na pewno tu wróci. - twierdzili polscy organizatorzy wycieczki - Nie była to tylko turystyczna wizyta - zapewniano.

Spokojny, ale czy wróci?

Po dwudziestu pięciu minutach Toyota z wiszącymi na niej pięcioma policjantami i eskortującym pojazd tłumem podjechała na boiskowe lądowisko. - Jaki on jest? - pytali pilota wojskowego śmigłowca ci, którzy nie piszczeli z innymi - Spokojny, spokojny - odpowiadał żołnierz.
W okienku śmigłowca ukazała się machająca ręka Jacksona. "I love you" - powtarzał zapewne oglądając lubiąski kompleks z lotu ptaka. Być może tu powróci... Może nawet zamieszka...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska