Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miał rozległy zawał, lekarka stwierdziła, że...to nic groźnego

Artur Szkudlarek
Lesław Tyniec (z prawej) czuje się już zdecydowanie lepiej
Lesław Tyniec (z prawej) czuje się już zdecydowanie lepiej Artur Szkudlarek
Lesław Tyniec z Gniechowic w gminie Kąty Wrocławskie całą ostatnią niedzielę czuł się źle. Myślał, że to przez upały. Gdy duszności, drętwienie rąk i ból w klatce piersiowej się nasiliły, o godz. 23 rodzina wezwała pogotowie.

- Mimo że ich siedziba znajduje się tylko 500 m od naszego mieszkania, karetka przyjechała po półgodzinie. Pani doktor zbadała ojca, ale nie stwierdziła nic groźnego. Miała nawet pretensje, że wzywamy pogotowie do tak błahego przypadku - relacjonuje syn Paweł Tyniec.

Rodzina opowiada, że lekarka pogotowia zrobiła badanie EKG, ale według niej niczego ono nie wykazało. - Mimo że mąż mówił, iż ból rozrywa mu klatkę piersiową, pani doktor stwierdziła, że nie jest to stan kwalifikujący się do przewozu karetką. I że jak chcemy, to możemy sami zawieźć go do szpitala - denerwuje się Teresa Tyniec, żona mężczyzny.

Najbliżsi nie zamierzali czekać. Pół godziny po północy Lesław Tyniec był już w szpitalu przy ul. Borowskiej we Wrocławiu. Niemal prosto z auta trafił na salę operacyjną.

- Gdy później usłyszałam, że mąż miał zawał, byłam w szoku. Przecież godzinę wcześniej lekarka z pogotowia mówiła, że nic mu nie jest - dziwi się roztrzęsiona Teresa Tyniec.

Według prof. Andrzeja Mysiaka, kierownika Kliniki Kardiologii Akademickiego Szpitala Klinicznego przy ul. Borowskiej, Lesław Tyniec trafił do placówki właściwie w ostatniej chwili. - To był rozległy zawał. Jego stan wymagał natychmiastowej reakcji. Wykonaliśmy koronarografię i plastykę, czyli udrożnienie tętnicy wieńcowej. Pacjent jest już w dobrej kondycji, ale czeka go jeszcze jeden zabieg.

Rodzina ma żal do lekarki z pogotowia, że zlekceważyła pana Lesława. - Chcemy tę sprawę nagłośnić ku przestrodze, żeby następnym razem lekarz jadący na wezwanie do chorego bardziej się przyłożył do diagnozy. Tym razem sprawa zakończyła się szczęśliwie, ale równie dobrze mogła skończyć się tragicznie - uważa Paweł Tyniec.

Lekarz znający okoliczności sprawy nieoficjalnie przyznaje, że dziwi się zachowaniu lekarki z pogotowia. - Gdy mamy do czynienia z podniesionym ciśnieniem, bólem zamostkowym i wiekiem pacjenta, a także innymi czynnikami mogącymi świadczyć o zawale, jak choćby to, że chory pali papierosy, nie można tego zignorować - tłumaczy. Zaznacza, że inną kwestią pozostaje to, czy gdyby karetka zabrała od razu chorego do szpitala, skutki zawału byłyby mniejsze. - Choć można domniemywać, że tak - twierdzi lekarz.

Sprawa jest już wyjaśniana, choć rodzina nie złożyła oficjalnej skargi. - Jeśli to wszystko się potwierdzi, to lekarkę, która tego dnia pełniła w Gniechowicach dyżur, mogą czekać poważne konsekwencje - zapowiada Wincenty Mazurec, dyrektor pogotowia ratunkowego we Wrocławiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska