Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Megan Courtney: Przyszłość? Na razie płynę z prądem [WYWIAD, FILMY, ZDJĘCIA]

Jakub Guder, Michał Rygiel
Megan Courtney, Impel Wrocław
Megan Courtney, Impel Wrocław fot. Paweł Relikowski
Megan Courtney - przyjmująca Impela Wrocław, rozgrywa swój pierwszy pełny sezon w profesjonalnej karierze. Po przyjeździe do Polski musiała szybko dorosnąć, ale radzi sobie świetnie. - Wiele się o sobie dowiedziałam w Polsce - mówi.

WYWIAD MEGAN COURTNEY - IMPEL WROCŁAW

Jak to się stało, że w USA - w kraju, w którym wiele innych dyscyplin jest bardziej popularnych - wybrałaś akurat siatkówkę?
Megan Courtney: Grałam w koszykówkę i siatkówkę. Cała moja rodzina jest siatkarska. W szkole średniej musiałam dokonać wyboru, a bardziej do mnie przemawiała właśnie siatkówka. To dla mnie łatwiejszy sport. Wiedziałam, że mogę osiągnąć w tej dyscyplinie bardzo dużo, więc uznałam że warto spróbować.

Pod koszem byłaś dobra?
Megan Courtney: Byłam całkiem niezła, ale w trakcie jednego z sezonów doznałam kontuzji kolana i przez to porzuciłam ten sport, skupiając się na siatkówce.

Twój starszy brat także jest siatkarzem.
Megan Courtney: Tak - grał w college’u, a teraz trenuje drużynę szkoły średniej w Ohio. To idealny człowiek do długich rozmów. Mogę wylać z siebie swoje frustracje, porozmawiać o mojej grze. Wiem, że rozumie to, o czym mówię lepiej niż ktokolwiek z moich bliskich.

Brat nie ma problemu z telefonami w środku nocy spowodowanymi różnicą czasu między Polską a USA?
Megan Courtney: Trochę mu to przeszkadza (śmiech), ale mi zdecydowanie bardziej. Kiedy mam czas, żeby z nim porozmawiać, to jest w pracy, a gdy ją kończy - ja już śpię. Czasami trudno jest znaleźć wspólny termin, ale koniec końców jest dla mnie zawsze wtedy, kiedy go potrzebuję.

ZOBACZ TAKŻE:
Marek Solarewicz: Z Megan będziemy mieli pociechę ROZMOWA

Zaczęłaś przygodę z zagraniczną siatkówką od Portoryko. Czy rzeczywiście pobyt tam był idealną okazją do rozpoczęcia życia po ojczyzną?
Megan Courtney: Portoryko było znakomitym miejscem. Mogłam się tam zastanowić, czy dalej chcę grać w siatkówki i czy w związku z tym jestem gotowa na wyjazd do lepszych lig, na przykład do polskiej. To wciąż amerykańskie terytorium, więc nie musiałam mieć paszportu, a ludzie mówili po angielsku. Z tego względu przenosiny dla mnie były dość łatwe. Pobyt tam naprawdę wiele mi pomógł.

Nie byłaś pewna, czy po college’u chcesz grać w siatkówkę. Co sprawiło, że ostatecznie zdecydowałaś się kontynuować sportową karierę?
Megan Courtney: Po college’u nie byłam do końca pewna, czy chcę dalej grać. Myślałam nad podjęciem pracy w zawodzie. Po długiej analizie uznałam, że kariera siatkarska nie może zaczekać w przeciwieństwie do kariery zawodowej. Kocham siatkówkę i wypalenie czy brak pasji nie był problemem. Musiałam podjąć decyzję, którą ścieżką podążać w dorosłym życiu. Doszłam do wniosku, że siatkówka w gruncie rzeczy też jest zawodem.

Jesteś już przekonana, że profesjonalna siatkówka jest tym, co chcesz robić w życiu? Może myślisz o tym, żeby latem wrócić do USA? A może twoją przystanią docelową będzie Polska?
Megan Courtney: Teraz rozgrywam swoje życie dziewięciomiesięcznymi fragmentami. Dokończę ten sezon, a potem zobaczymy, co się wydarzy. Nie wiem, czy i gdzie będę grała za rok o tej porze. Póki co - płynę z prądem. Przyszłość zależy od kontraktów, trenerów, mojego samopoczucia, rodziny którą chciałabym sprowadzić. Mam też psa, za którym tęsknię. Naprawdę na tę chwilę trudno coś powiedzieć.

Na stronie klubowej napisałaś: „W Polsce wszystko jest różne i nie do porównania z niczym, co do tej pory przeżyłam". Megan Courtney: Gdzie są największe różnice - w kulturze? Języku? Stylu życia?
Na pewno w języku, ale też na przykład... w znakach drogowych, które są inne w USA. Kiedy pierwszy raz musiałam usiąść za kierownicą, nie za bardzo wiedziałam co się dzieje! (śmiech) Czasami mam też problem ze zrobieniem zakupów, bo muszę najpierw wszystko sobie tłumaczyć słowniczkiem w telefonie komórkowym. Oczywiście to nic złego – wręcz przeciwnie, to ciekawe doświadczenie. Przyzwyczajam się do tego i będzie mi coraz łatwiej.

Czyli język - podobnie jak w Portoryko - jest dla ciebie największym problemem?
Megan Courtney: W Polsce nie ma aż tak dużej bariery językowej – wielu Polaków mówi po angielsku i nie miałam nigdy większego problemu z dogadaniem się. Trudniej było w Portoryko, gdzie wszyscy posługują się hiszpańskim. Po tylu latach rozmów wyłącznie w języku angielskim nagle nie słyszałam w nim ani słowa i nie rozumiałam niczego, a chciałam być częścią tych pogawędek.

A jak u ciebie ze znajomością polskiego?
Megan Courtney: Znam parę słów, ale jeszcze nie mam bogatego słownictwa. Staram się rozumieć, co ludzie do mnie mówią.

Powiesz coś po polsku?
Megan Courtney: Nie chcę się popisywać, bo mój akcent jest fatalny! (śmiech)

A co sądzisz o naszym jedzeniu? Podobno Ci nie podchodzi...
Megan Courtney: Nie próbowałam wielu dań. Jestem strasznie wybredna jeżeli chodzi o jedzenie. Lubię ziemniaki, smakowały mi też pierogi. Oprócz tego generalnie jem to, do czego jestem przyzwyczajona. To nie tak, że jestem uprzedzona do polskiej kuchni - ja nawet w Stanach staram się unikać eksperymentów kulinarnych. Dziewczyny zachęcają mnie do próbowania nowych rzeczy, ale chyba mam na tym punkcie jakąś fobię.

Jak Ci się żyje we Wrocławiu? Do jakiego amerykańskiego miasta mogłabyś porównać stolicę Dolnego Śląska?
Megan Courtney: Nigdy nie mieszkałam w wielkim mieście, więc przyjeżdżając tutaj po raz pierwszy w życiu stałam w korku dłużej niż pięć minut! (śmiech) Chyba porównałabym Wrocław do Columbus w stanie Ohio, bo podobnie jak tutaj nie jest to największa miejscowość, jak na przykład Warszawa. Ma jednak wszystko, czego potrzebuję do życia. Sporo tam się dzieje. Nie inaczej jest we Wrocławiu.

Powrót do pogody rodem z Pensylwanii był trudny po okresie pełnym portorykańskiego słońca?
Megan Courtney: Pojechałam do Portoryko w grudniu, więc przez rok nie widziałam śniegu. Przed przyjazdem do Polski zdałam sobie sprawę, że znowu muszę wyciągnąć wszystkie zimowe ubrania. Macie tutaj podobną pogodę jak w moich rodzinnych stronach – w Ohio też doświadczamy wszystkich czterech pór roku, więc przyzwyczaiłam się do takich warunków.

Na stronie Impela napisałaś też, że wiele się o w Polsce sobie nauczyłaś. Czego dokładnie?
Megan Courtney: Dotychczas byłam w Europie tylko z drużyną akademicką, a teraz przyjechałam tu sama. Musiałam dorosnąć. Byłam pewna, że sobie z tym poradzę, ale musiałam się do tego przygotować. Nie wiedziałam, że jestem tak niezależna, a tego wymaga ode mnie życie w Polsce. Mam u boku tylko jedną rodaczkę (Michę Hancock - przyp. JG). Muszę na sobie polegać bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nauczyłam się na przykład zadawać pytania ludziom nie wiedząc, czy mówią po angielsku. Jednak największą sprawą jest dla mnie to, że jako osoba nie lubiąca zmian, mogę sobie z nimi poradzić.

Megan Courtney: Dotychczas byłam w Europie tylko z drużyną akademicką, a teraz przyjechałam tu sama. Musiałam dorosnąć. Byłam pewna, że sobie z tym poradzę, ale musiałam się do tego przygotować.

Wspomniałaś o Michy Hancock - jej obecność w Impelu ma dla ciebie spore znaczenie?
Megan Courtney: Micha bardzo ułatwiła mi aklimatyzację w Polsce. Grała wcześniej w Orlen Lidze, więc wiedziała już o wielu drobnych rzeczach niezbędnych do codziennego funkcjonowania – gdzie zrobić zakupy, zatankować... Poza tym grałyśmy ze sobą przez trzy lata w USA, więc znamy się bardzo dobrze i świetnie rozumiemy się także na parkiecie. Cieszę się, że mam w niej nie tylko przyjaciółkę, ale i koleżankę z zespołu. To znacznie ułatwia tę podróż, w którą się wybrałyśmy.

ZOBACZ DRUGĄ CZĘŚĆ WYWIADU ---> KLIKNIJ

MEGAN COURTNEY WYWIAD MEGAN COURTNEY ROZMOWA MEGAN COURTNEY IMPEL WROCŁAW MEGAN COURTNEY TEAM USA MEGAN COURTNEY PENN STATE MEGAN COURTNEY SIATKÓWKA

Po treningach też się spotykacie, czy może macie już siebie dosyć?
Megan Courtney: Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu poza halą, ale obie mamy rodziny i bliskich, z którymi chcemy w wolnych chwilach rozmawiać. Dobrze zbalansowałyśmy sobie ten czas, bo wiadomo, że treningi to nie jest okazja do pogawędek. Jeśli mamy ochotę, wychodzimy na miasto czy do kina. Przebywamy ze sobą naprawdę często, ale szanujemy wzajemnie naszą prywatność.

W Polsce grasz już ponad półtora miesiąca - jakbyś porównała poziom siatkówki w USA i Portoryko do Orlen Ligi?
Megan Courtney: Nie mamy w Stanach profesjonalnej ligi. Jej odpowiednikiem są rozgrywki akademickie. Zespół na Penn State zarządzany jest jak profesjonalna drużyna – miałam tam regularne treningi i całe zaplecze, ale dodatkowo musiałam jeszcze chodzić do szkoły! To było prawdziwe wyzwanie, zwłaszcza jeśli gra się na najwyższym poziomie. Zdobyłyśmy dwa mistrzostwa akademickie, co można porównać na dobrą sprawę do mistrzostwa Polski. W Portoryko natomiast można mieć tylko dwie zawodniczki z zagranicy. Była jedna drużyna złożona z samych reprezentantek kraju, a pozostałe ekipy musiały kombinować. Wszyscy chcieli bić mistrza tak jak tutaj, gdzie każdy zespół ma na celowniku Chemika Police. Jednak rzadko kiedy miałam obok siebie pięć zawodniczek zdolnych do zdobycia kilkunastu punktów w meczu. Tu, we Wrocławiu, jestem takimi dziewczynami otoczona. W Polsce jest zdecydowanie lepszy poziom.

Polski doping jest podobny do amerykańskiego? Widownia podczas spotkań akademickich jest niesamowicie żywiołowa.
Megan Courtney: To fakt, nawet podczas zwykłych meczów turniejowych miałyśmy po 6-7 tysięcy widzów w hali. Lubię grać przy dużej widowni, jestem do tego przyzwyczajona. W Portoryko ludzi przychodziło mniej, ale atmosfera też była gorąca. Tu mamy dużo fanów, zawsze są głośni. Kibice Impela są naprawdę wspaniali.

Grałaś pod najlepszym trenerem w historii NCAA, Russem Rosem. Kiedyś wspomniałaś, że tłumaczył ci często, iż to już nie szkoła średnia. Teraz - w Polsce - powtarzasz sobie w głowie, że to już nie college?
Megan Courtney: Trochę tak jest (śmiech) To świetny trener, jeden z najlepszych jakiego znam. Zawsze wie, o czym mówi i nie boi się powiedzieć prawdy, niezależnie od tego czy chcesz ją usłyszeć, czy nie. Najgorsze jest to, że nigdy się nie myli (śmiech). Momentami doprowadzało nas to do szału, bo chciałyśmy go w końcu na czymś przyłapać (śmiech). Jednak zawsze robił wszystko, żebyśmy stawały się lepszymi zawodniczkami. Cały czas pamiętam jego lekcje.

Co chciałabyś osiągnąć w Impelu? To przystanek w karierze, podobny do Portoryko, czy może myślisz raczej o stworzeniu z Michą duetu znanego na całą Europę?
Megan Courtney: Gramy ze sobą od kilku lat. Przed przyjazdem do Wrocławia rozmawiałyśmy o tym, czy chcemy znowu tworzyć duet i być niejako parą, która razem przechodzi przez następne etapy kariery. Tak jak mówiłam, jeszcze nie wiem co przyniesie przyszłość i myślę, że Micha też nie wie. Jestem jednak pewna, że gdybym to ja decydowała czy mogę mieć Michę w swojej drużynie, w ogóle bym się nie zastanawiała. Ale niestety wiem, że nie tak działa profesjonalny sport. Mogę mieć swoje zdanie, ale kto inny pociąga za sznurki. Niemniej chciałabym z nią nadal grać.

Stać was w tym sezonie na medal mistrzostw Polski?
Megan Courtney: Myślę, że tak. Nie mogę już teraz deklarować, że go zdobędziemy, bo przed nami wciąż długa droga. Mamy wszystkie narzędzia do pracy, musimy tylko ze sobą pracować i stawać się lepszymi. Naszym celem są oczywiście zwycięstwa.

W Stanach pracowałaś z doświadczonym trenerem, tutaj Marek Solarewicz po raz pierwszy staje na czele zespołu Orlen Ligi. Czy młody wiek trenera Impela i jego sztabu to problem?
Megan Courtney: Trenerzy rzeczywiście są młodzi, ale mimo tego wiedzą już naprawdę dużo. Zachowują się jakby pracowali w tym zawodzie już przez 30-40 lat. To dobrze - są pewni siebie i mają wiedzę o sporcie. Uczą się, trochę podobnie jak ja - zdobywają doświadczenie. Wspólnie się docieramy, myślimy o tym, jak się wzajemnie rozwijać i osiągać sukcesy.

Mała różnica wieku nie przeszkadza w komunikacji?
Megan Courtney: Tak długo, jak będziemy miały do nich szacunek i trzymały się pewnych granic, tak długo różnica wieku nie będzie miała żadnego znaczenia. Trener doskonale zdaje sobie sprawę, że w tym aspekcie niewiele nas dzieli. Zbudowaliśmy w drużynie dojrzałą relację, opartą na szacunku i zrozumieniu.

Megan Courtney: Czy powalczymy w Impelu o medal? Myślę, że tak. Nie mogę już teraz deklarować, że go zdobędziemy, bo przed nami wciąż długa droga.

Myślisz po cichu o występach w kadrze USA?
Megan Courtney: Trudno powiedzieć - zostały jeszcze cztery lata do igrzysk w Tokio... Jeśli będę w stanie grać na wysokim poziomie, to z pewnością będę celowała w wyjazd na igrzyska z naszą kadrą.

Na klubowej stronie napisałaś, że przed tobą dziewięć samotnych miesięcy. Dlaczego?
Megan Courtney: To samotne miesiące ze względu na brak bliskich, chłopaka. Mam tylko jedną koleżankę, z którą mogę swobodnie rozmawiać po angielsku. Nie brakuje mi przyjaciół czy różnych zajęć tutaj. Problem w tym, że wieczorem siadam i chcę porozmawiać z kimś zza oceanu, a wszyscy są albo w pracy albo śpią.

Czyli mamy Ci życzyć wizyty rodziny w Polsce?
Megan Courtney: Przyjadą, przyjadą! Kiedy grałam w Penn State rodzice jeździli po siedem godzin na każdy mecz, a teraz mi ich brakuje. Trudno się im tu dostać, ale na pewno przyjadą!

ROZMAWIALI: JAKUB GUDER I MICHAŁ RYGIEL.

MEGAN COURTNEY WYWIAD MEGAN COURTNEY ROZMOWA MEGAN COURTNEY IMPEL WROCŁAW MEGAN COURTNEY TEAM USA MEGAN COURTNEY PENN STATE MEGAN COURTNEY SIATKÓWKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska