Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Megagwiazdy na polskich stadionach znudziły się publiczności?

Marta Wróbel
Jennifer Lopez była gwiazdą na PGE Arenie w Gdańsku
Jennifer Lopez była gwiazdą na PGE Arenie w Gdańsku fot. Przemek Świderski
Wybudowaliśmy na Euro 2012 piękne stadiony, jednak, jak do tej pory, obiekty we Wrocławiu, Warszawie, Gdańsku i Poznaniu przynoszą duże straty. Czy polskiej publiczności znudziły się już występy gwiazd? - Marta Wróbel.

Włodarze miast prezydentowi Wrocławia Rafałowi Dutkiewiczowi powinnizazdrościć wyczucia czasu. W sylwestrową noc, transmitowaną z Rynku przez publiczną telewizję, tuż po podrygach Maryli Rodowicz z hitem "Gangnam Style" w roli głównej, zrzucił bombę. A raczej odpalił lont:- Pod koniec stycznia zdradzę, jaka megagwiazda przyjedzie w tym roku do Wrocławia.

Dutkiewicz wie, kiedy coś tak powiedzieć, by wszyscy się o tym dowiedzieli. Ale czy wie, co mówi? - Musi wiedzieć - twierdzi miejski urzędnik, zastrzegający sobie anonimowość. - Inaczej całkiem skompromituje siebie i narazi na jeszcze większe pośmiewisko swój konik, jakim jest Stadion Miejski na Pilczycach.

Prezydent pewnie nie chciałby, by przynoszący jak do tej pory straty wrocławski obiekt przewyższył "popularnością" Stadion Narodowy w Warszawie. Kto dziś wspomina mecze, które odbyły się tam na Euro 2012 lub koncerty Coldplay i Madonny? Wszyscy za to wiedzą, że warszawski stadion to "basen Narodowy" - po przełożeniu meczu Polska - Anglia z powodu niezamknięcia dachu i zalania obiektu przez obfity deszcz.

Madonna ze stratami
Wszyscy też wiedzą, że jak do tej pory cztery miliardy złotych,wydane na budowy stadionów na Euro 2012 we Wrocławiu, Warszawie, Gdańsku i Poznaniu, poszły w błoto.

Obiekty mają nam służyć też po to, żeby na superwidowiska wielkich gwiazd muzyki nie trzeba było jeździć do Pragi lub Berlina. Jak jednak pokazują przykłady wrocławskich występów Queen i George'a Michaela, Jennifer Lopez w Gdańsku czy właśnie Madonny w stolicy, stadiony wciąż przynoszą straty.

Wrocławscy urzędnicy jeszcze dwa lata temu twierdzili, że obiekt musi przynosić zysk; dziś mówią, że na razie najważniejsze jest wypromowanie stadionu.

- To nie tylko polski przypadek. Podobnie rzecz się miała z holenderskim stadionem Amsterdam Arena. Najpierw trzeba przekonać do siebie sponsorów, a także wynająć wszystkie powierzchnie biurowe na stadionie. Dajemy sobie cztery, pięć lat na to, by Stadion Miejski na siebie zarabiał - przekonuje Adam Burak, rzecznik miejskiej spółki Wrocław 2012, która zarządza obiektem.

I dodaje, że w tym roku we Wrocławiu powinno zagrać kilka megagwiazd. Organizacją tychwydarzeń mają zająć się zewnętrzne agencje koncertowe. Negocjacje trwają. Wydaje się, że teoria, jakoby polska publiczność nie miała ochoty na U2, Metallicę czy Madonnę, jest chybiona. Przecież frekwencja na stadionowych koncertach w całej Polsce była bardzo dobra.

Na pierwszym w naszym kraju występie Jennifer Lopez bawiło się 21 tysięcy osób, a przy przebojach Queen 30 tysięcy fanów. Zachodnie gwiazdy, mimo wysokich jak na nasze zarobki cenach biletów za koncert (najtańszy kosztuje zwykle około 100 złotych) właściwie nie musiały martwić się w Polsce o frekwencję.

Przed piłkarskiej Euro 2012 muzycy przyjeżdżali do Polski do katowickiego Spodka, na stadion w Chorzowie, warszawskie lotnisko Bemowo czy stołeczny Tor Wyścigów Konnych na Służewcu. Lub na wielkie festiwale, jak gdyński Open'er i krakowski Coke Festival. Tam jednak koncerty się opłacały. Dlaczego zatem te na stadionach przynoszą straty?

Prezydenciwyskakują z kasy
Profesjonalny rynek koncertowy w Polsce dopiero się kształtuje. Jeszcze w połowie lat 90. pojawienie się w naszym kraju Nicka Cave'a, Joe Cockera czy Stin-ga było nie lada wydarzeniem, o którym mówiło się z zachwytem przez najbliższe kilka lat. Od dziesięciu lat sytuacja jednak powoli się zmienia.

Dziś nie trzeba jechać do innego kraju, by zobaczyć na żywo swojego ulubieńca. Zarówno starzy wyjadacze, jak Deep Purple, jak i idole nastolatków pokroju Rihanny nie omijają Polski, planując swoje trasy koncertowe. Na palcach jednej ręki można jednak wciąż policzyć agencje koncertowe, które organizują u nas koncerty większe niżdla kilkutysięcznej publiczności: Live Nation, Alter Art, Makroconcert czy Prestige MJM.
To właśnie ta ostatnia firma zaprosiła w październiku ubiegłego roku Lopez do gdańskiej PGE Arena i wynegocjowała występ zespołu Bon Jovi, który pojawi się w tym samym miejscu w czerwcu tego roku.

- Jak pokazują liczby, Polacy chcą oglądać gwiazdy na żywo. Finansowe fiaska koncertów nawybudowanych na Euro 2012 stadionach położyłbym raczej na karb braku doświadczeniaorganizatorów koncertów - mówi Janusz Stefański z Prestige MJM, zaznaczając, że to nieprawda, iż występ latynoskiej diwy się nie opłacił. Wiadomo jednak, że do interesu prezydent Gdańska dołożył 1,5 miliona złotych, co pokryło lwią część kosztów.

Stefański dodaje: - Gaża gwiazdy nie może być za wysoka w stosunku do budżetu koncertu, bo jak budżet się posypie, trzeba zawyżyć ceny biletów. Nie wolno dopuścić do tego, żebyartysta próbował wyciągnąć odorganizatora koncertu więcej pieniędzy niż na zachodzie Europy. Polacy przecież mniej zarabiają, a ceny biletów są porównywalne do tych, dla przykładu, w Berlinie. Dlatego zawsze robimy tak, żeby najniższe ceny wejściówek wahały się już od 80, 90 złotych.

Gaże artystów to pilnie strzeżona tajemnica. Pewne jest natomiast to, że kiedy zaprasza się na koncert megagwiazdę, dobrze jest mieć bogatych sponsorów lub... hojnego prezydenta.

Takiego jak na przykład Adam Fudali z Rybnika, który dofinansował dwoma milionami złotych wakacyjny występ Guns'n'Roses na Stadionie Miejskim w Rybniku. Na rybnickim koncercie tej grupy bawiło się 17 tysięcy osób (na żużlowym stadionie jest 10 tysięcy miejsc siedzących, ale na koncertach do dyspozycji jest jeszcze płyta; dla porównania, we Wrocławiu na stadionie mieści się 40 tysięcy kibiców i 30 tysięcy fanów muzyki).

Ryzykowny interes
Dziś sprawa organizacji koncertu Queen i turnieju Polish Masters na wrocławskim stadionie jest w sądzie, bo, jak wiadomo, odpowiedzialna za to firma Dynami-com wciąż nie rozliczyła się z tych imprez. Chodzi o, bagatela, 14 milionów złotych.
Ale nawet jak wszystko byłoby w porządku, jak twierdzi Krzysztof Jakubczak, który pod szyldami Wrockfestu i Ethno Jazz Festivalu zaprasza do Wrocławia najwięcej gwiazd, koncert na stadionie to zawsze ryzykowny interes.

- Polska jakiś czas temu przestała być wolnym rynkiem, a zaczęła być rynkiem dotowanym z funduszy unijnych i publicznych pieniędzy, z którego trzeba jak najwięcej "wyrwać" - tłumaczy Jakubczak i przyznaje, że trudno przekonywać artystów do tego, żeby grali u nas za niższe stawki, choć przecież nie jesteśmy jeszcze krajem bogatym.

- Ale jeśli duże publiczne pieniądze są wydawane na drogi koncert i prezydent miasta doniego dopłaca, pojawiają się nierealne stawki i artyści grają u nas za większą gażę niż na Zachodzie. Poza tym koncert na stadionie to zawsze jest ryzyko. No bo na takim Bemowie, gdzie grała Madonna, można zawsze sprzedać więcej biletów: tam zmieści się więcej osób, a tu trzeba kalkulować inaczej - przyznaje Jakubczak i dodaje, że szkoda, iż nie dostrzega się wartości koncertów klubowych, których w mieście nie brakuje.

Wynajęcie polskiego stadionu kosztuje 250 tysięcy złotych nadobę. Kluczowe dla jego utrzymania są - co oczywiste - imprezy sportowe.

W 2010 roku na brytyjskim stadionie Wembley było 27 imprez, w tym pięć meczów piłkarskiej reprezentacji Anglii, spotkania ligowe i pucharowe, mecze rugby, pojedynek amerykańskiej ligi NFL i koncerty muzycznych gwiazd. Czy kiedyś doczekamy się takiego, czy choćby zbliżonego, wyniku we Wrocławiu?
Marta Wróbel

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska