Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maturzystki oszukane przez Dolnoślązaków. Skończyły jako prostytutki w Londynie

Małgorzata Moczulska
Nazajutrz w domu pojawił się Artur.  Nie był już miłym znajomym. Zanim zdążyły cokolwiek powiedzieć, pokazał im w telefonie zdjęcia. Uprawiały na nich seks.
Nazajutrz w domu pojawił się Artur. Nie był już miłym znajomym. Zanim zdążyły cokolwiek powiedzieć, pokazał im w telefonie zdjęcia. Uprawiały na nich seks. Pixabay
Dwie maturzystki szukały w Londynie pracy jako opiekunki do dzieci, ale kiedy znajomy zaproponował im pracę pań do towarzystwa, zgodziły się. Były zdesperowane, miały sporo zarobić i wyrwać się z domu. To co spotkało je w Wielkiej Brytanii nie przypominało bajki...

Było wcześnie rano. Właściciel niewielkiego sklepu spożywczego na przedmieściach Londynu niedawno go otworzył i jeszcze nie zabrał się do pracy. Pił kawę i czytał gazetę. W pewnym momencie do środka wbiegła młoda dziewczyna. Była roztrzęsiona, słabo mówiła po angielsku. Zrozumiał jednak, że się boi i prosi o pomoc, o to, by ją ukrył i zadzwonił po policję. Policja była na miejscu chwilę później. Mundurowym trudno było porozumieć się z roztrzęsioną i płaczącą nastolatką. Wezwano lekarza i tłumacza.

To co opowiedziała młoda Polka postawiło na nogi policję w Londynie. „...W czerwcu razem z moją przyjaciółką Martą zaczęłyśmy szukać pracy - czytamy w zeznaniach Małgorzaty N. - Zdałyśmy maturę i marzyłyśmy, by wyrwać się z naszego rodzinnego miasteczka. To Marta wpadła na pomysł, by wyjechać do Londynu. Snuła plany, że to wielkie miasto, dużo się dzieje, a dodatkowo poduczymy się języka. Spodobał mi się ten pomysł. Zaczęłyśmy pytać znajomych czy nie znają kogoś, kto pomógłby nam zorganizować taki wyjazd, albo kogoś, kto mieszka w Wielkiej Brytanii i tam na miejscu się nami zajął.

Szukałyśmy pracy jako opiekunki osób starszych albo dzieci. Na portalach i stronach Polonii w Wielkiej Brytanii nie było jednak takich ofert. Miałyśmy już zrezygnować, kiedy koleżanka ze szkoły powiedziała, że zna kogoś kto pomoże nam pracę w Londynie zorganizować. Okazało się, że to starszy brat jakiegoś znajomego Marty. Miał na imię Artur i mieszkał w Anglii od kilku lat. Był akurat w Polsce na urlopie. Zaproponował nam pracę pań do towarzystwa. Dokładnie tak do nazwał. Obiecywał, że to przyjemna praca i można w dwa miesiące zarobić na nowy samochód. Ja od raz powiedziałam, że nie jestem zainteresowana, bo szukam pracy opiekunki, a nie prostytutki. On oburzył się na to stwierdzenie. Powiedział, że nie jest alfonsem, a praca z prostytucją nie ma nic wspólnego. Opowiadał, że w Londynie mieszka wielu bogatych panów, którzy czasem potrzebują młodej, ładnej dziewczyny do towarzystwa, by wyjść z nią do klubu, zabrać ją na bankiet. Twierdził, że on płaci za taką dyspozycyjność, a jeśli my będziemy zainteresowane czymś więcej, to dostaniemy dodatkowe pieniądze. Marcie bardzo pomysł się spodobał. Mówiła, że będzie jak w bajcie o Kopciuszku. Na pewno poznamy bogatego, przystojnego Brytyjczyka i już do Polski nie wrócimy. Artur dał nam czas do namysły i telefon do siebie...”.

Z dalszych zeznań nastolatek wynika, że mimo obaw zgodziły się na wyjazd. Rodzicom i znajomym nie powiedziały prawdy. Skłamały, że będą pracować w jednym z domów starców.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

Artur kupił im bilety na autobus do Londynu i umówił się z nimi już na miejscu. Dziewczyny wsiadły do autobus 3 lipca 2010 roku i ruszyły w podróż i, jak im się wtedy wydawało, przygodę życia.

Jak wynika z ich relacji, początkowo wszystko przebiegało według planu. Na dworcu, tak jak obiecywał, czekał na nich Artur i jego znajoma Eliza. Zawieźli je do domu na przedmieściach Londynu. W środku było już kilka innych, młodych Polek. Licealistki rozpakowały walizki, zjadły kolację i poszły spać. Rano podczas śniadania zaczęły rozmawiać z nowymi znajomymi, wypytywać ich o pracę. - Podśmiewały się, patrzyły na siebie porozumiewawczo i odpowiadały nam półsłówkami. Już wtedy zapaliła mi się czerwona lampka - zeznawała potem Marta.

Dziewczyna opowiadała policji, że wieczorem razem z Małgorzatą i dwoma dziewczynami z pokoju obok pojechały na imprezę. Eliza zawiozła je autem do dużej willi jakieś 25 minut drogi od ich lokum. W środku było już kilka dziewczyn i kilkunastu mężczyzn. Głośno grała muzyka, a przy barze pito alkohol. Wyglądało jak domówka z amerykańskich seriali.

Eliza zaprowadziła Martę i Małgorzatę do jednego ze stolików. Przyniosła im drinki.

- Obudziłam się rano w łóżku z jakimś obcym facetem obok. Przerażona wstałam. Pękała mi głowa. Ubrałam się i wyszłam z pokoju. To był ten dom, do którego przyjechałyśmy na imprezę. Na dole siedziała Marta i Eliza. Marta płakała. Kiedy mnie zobaczyła, przybiegła przytuliła się i powiedziała, że chce wracać do Polski. Eliza kazała nam się nie mazgaić. Zarządziła, że wracamy - mówiła policjantom Małgorzata.

Jeszcze tego samego dnia kobiety oświadczyły Elizie, że chcą wracać do Polski. Zażądały, by skontaktować je z Arturem. Kobieta obiecała, że mężczyzna przyjedzie z nimi porozmawiać i żeby nie robiły nic głupiego. Wtedy dziewczyny zorientowały się, że zabrano im dokumenty i pieniądze.

Nazajutrz w domu pojawił się Artur. Nie był już miłym znajomym. Zanim zdążyły cokolwiek powiedzieć, pokazał im w telefonie zdjęcia. Uprawiały na nich seks.

- Powiedział, że jeśli nie chcemy, by fotografie trafiły do internetu i wszyscy nasi znajomi dowiedzieli się, że pracujemy jako prostytutki to mamy zamknąć gębę i robić to co on nam każe - opowiadała Marta.

Przez kilka kolejnych dni dziewczyny godziły się na wszystko, ale były coraz bardziej zdesperowane, by uciec. 8 lipca nadarzyła się okazja. Małgorzata wymsknęła się z domu i przybiegła po pomoc do sklepu na rogu ulicy… Brytyjska policja otoczyła dom, w którym mieszkały Polki. Zatrzymano Artura i Elizę. Śledczy zaczęli przesłuchiwać kobiety, które mieszkały w domu. Żadna, poza Martą i Małgorzatą, nie chciały współpracować. Twierdziły, że nic złego nie robią, nikt ich do niczego nie zmusza.

18-latki z pomocą polskiego konsulatu wsadzono do samolotu i wróciły do kraju. Tu też przekazano śledztwo dotyczące Artura i Elizy. Oboje pochodzili z Dolnego Śląska, a jedyny osobami, które oskarżały ich o przestępstwa były mieszkanki tego regionu. Niestety śledztwo utknęło w martwym punkcie. Polscy prokuratorzy mieli pod górkę i to mocno. W efekcie śledztwo trwało blisko pięć lat!

- Ten długi czas spowodowany był koniecznością kilkuletniego oczekiwania na zrealizowanie przez władze brytyjskie wniosków tutejszej prokuratury o pomoc prawną - tłumaczyli śledczy.

3 marca 2015 roku Prokurator Okręgowy w Świdnicy skierował akt oskarżenia przeciwko 32-letniemu Arturowi M. i 29-letniej mieszkance Elizie N., zarzucając im, że w okresie od 2 do 10 lipca 2010 roku w Londynie, czerpali korzyści majątkowe w kwocie nie mniejszej niż 2000 funtów z uprawiania prostytucji przez dwie, wówczas 18-letnie kobiety. Mężczyznę oskarżono również o szantaż. Nie znaleziono jednak dowodów na to, że kobiety zmuszano do prostytucji.

Rok późnej sąd wydawał w tej sprawie wyrok. Artura M. i Elizę N. uznał winnym czerpania korzyści z uprawiania prostytucji i skazał na rok pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jego wykonania na okres dwóch lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska