Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Hołownia: Przyszedłem do Śląska żeby regularnie grać w Ekstraklasie. Miałem inne opcje

Piotr Janas
Mateusz Hołownia
Mateusz Hołownia FOT. WKS Śląsk Wrocław S.A./Krystyna Pączkowska
Mateusz Hołownia to ostatni zimowy transfer Śląska Wrocław. Wypożyczony z Legii Warszawa 20-letni lewy obrońca zdradził, dlaczego zdecydował się na Śląsk, jakie inne kluby z LOTTO Ekstraklasy chciały go pozyskać oraz czego, poza życiem bez wypłaty, nauczył się w Ruchu Chorzów.

Z jakimi nadziejami przyszedł Pan do Śląska?

Przede wszystkim jestem tutaj po to, żeby zacząć regularnie grać w LOTTO Ekstraklasie. Byłem już na wypożyczeniu w pierwszej lidze (w Ruchu Chorzów-przyp. PJ), ale kiedy na początku stycznia zapadła decyzja, że Legia chciałaby ponownie mnie wypożyczyć, to nalegałem, by był to już klub z ekstraklasy. Śląsk wykazał się największą determinacją, a i ja sam chciałem tutaj przyjść. Wrocław to fajne miasto, a w szatni znam kilku chłopaków z kadr młodzieżowych i Legii, bo są tu Łukasz Broź, Krzysztof Mączyński czy Arkadiusz Piech.

Śląsk był dla Pana jedyną opcją jeśli chodzi o kluby LOTTO Ekstraklasy?

Może nie jedyną, ale najbardziej konkretną. Rozmawiałem ze swoim agentem, dyrektorem sportowym Śląska i ludźmi ze sztabu. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że we Wrocławiu będę miał największe szanse, żeby się rozwinąć.

To jakie jeszcze kluby w chodziły w grę?

Na początku zainteresowanie przejawiała Wisła Płock, ale później sprowadziła jakiegoś Hiszpana (Ángela Garcíę, wychowanka Realu Madryt-przyp. PJ). Miałem też ofertę z Korony Kielce, więc jakiś wybór miałem. Mimo to poprosiłem swojego menagera, by skupił się na rozmowach ze Śląskiem. Cieszę się, że udało się doprowadzić do tego wypożyczenia.

Miał Pan indywidualną rozmowę z trenerem Vitezslavem Lavicką? Powiedział Panu jak widzi Pana rolę w drużynie?

Przyszedłem tutaj, żeby jak najwięcej grać, więc możemy sobie rozmawiać, to też jest ważne, ale najważniejsze będzie to, co pokażę na boisku. Wolałbym tam przemówić. Chcę wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie, a potem zrobić wszystko, by je utrzymać.

Czeko nauczył Pana roczny pobyt w pierwszoligowym wówczas Ruchu Chorzów? Poza koniecznością życia bez wypłaty.

Każdy tak myśli o Ruchu, że tam nie wiadomo jakie rzeczy się dzieją, a ja mam właśnie niemal same pozytywne wspomnienia z Chorzowa. Grałem wszystkie mecze i na pewno pod względem piłkarskim się rozwinąłem. Miałem tam trzech szkoleniowców, bo kiedy przychodziłem to Ruch prowadził Krzysztof Warzycha, później zastąpił go Juan Rocha, a następnie pojawił się trener Dariusz Fornalak, z którym pracowałem najdłużej. Można powiedzieć, że kiedy odszedł Rocha a przyszedł Fornalak, to skończył się luz. Nie było już tylu treningów z piłką, tylko ciężka praca i taktyka, do której trener Darek przykładał szczególną wagę. Pewnie, bywały bardzo trudne momenty, jak chociażby porażka 1:6 z Miedzią w Legnicy czy 0:6 z Pogonią Siedlce i sezon zakończony spadkiem, ale co nas nie zabije, to nas wzmocni. Robiliśmy wszystko, by się utrzymać, ale trzeba też mieć na uwadze, że mieliśmy najmłodszą linię defensywną w całej lidze. A jeśli chodzi o kwestie finansowe, to ja jestem z Ruchem na zero. Pewnie, były opóźnienia, ale w piłce to normalne. Nawet w ekstraklasie nie zawsze pensja była na czas, dlatego podchodziłem do tych spraw ze spokojem.

Co usłyszał Pan w Legii idąc na kolejne wypożyczenie? W ekstraklasie rzadko wypożycza się na piłkarzy na tak długo.

Owszem, jest to półtoraroczne wypożyczenie, ale rozmawiałem z trenerem Ricardo Sa Pinto i nie było sensu na tę chwilę zostawać w Warszawie. W tej chwili na mojej pozycji jest Adam Hlousek i sprowadzony tej zimy Portugalczyk (Luís Rocha-przyp. PJ). Adam ma kontrakt do czerwca tego roku, a w mojej umowie jest zapis umożliwiający mi wcześniejszy powrót do Legii. Na razie jednak o tym nie myślę, bo chcę zaistnieć w Śląsku. Mam tu swoje cele do zrealizowania i na tę chwilę nie myślę, co będzie potem. Mam wystarczająco dużo czasu, żeby zacząć grać regularnie w ekstraklasie.

Jeśli już mówimy o trenerze Sa Pinto, to mocno jest Pan zdziwiony tym co teraz się o nim mówi i pisze? Czy to faktycznie taki wybuchowy facet?

Przyszedł do Legii w trudnym momencie, kiedy odpadliśmy z pucharów i gorzej wiodło nam się w lidze. Musiał mówiąc kolokwialnie złapać drużynę za twarz, nie miał innego wyjścia. Zresztą Sa Pinto to jest typ lidera w szatni, chcący mieć wszystko uporządkowane po swojemu. Niestety bywa też konfliktowy, zwłaszcza w stosunku do niektórych osób, ale ja go szanowałem, bo wszyscy byliśmy traktowani równi.

Pytał i notował - Piotr Janas

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska