Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Krajewski: Znudził mnie już niemiecki Wrocław

Jacek Antczak
fot. ZNAK/Grzegorz Hawałej
Okrutni ubecy, perwersyjni zboczeńcy, intrygująca zagadka kryminalna, a przede wszystkim Eberhard Mock z Edwardem Popielskim wspólnie prowadzący śledztwo. I to wszystko w polskim Wrocławiu (we Lwowie także). Z Markiem Krajewskim, autorem książki "Rzeki Hadesu", która ukaże się 10 maja, rozmawia Jacek Antczak.

Wrocław, rok 1946, spotykają się z dwaj słynni policjanci - Edward Popielski z Eberhardem Mockiem. I wspólnie próbują schwytać pewnego zboczeńca… Czytelnicy Marka Krajewskiego będą zachwyceni. Jak widać, wiosna 2012 to czas powrotów kultowych postaci, bo w filmie "Stawka większa niż śmierć" Kloss i Brunner też spotykają się po latach, i to na Dolnym Śląsku.
- Zapewniam, że scenarzyści "Stawki…" nie podkradli mi pomysłu, bo to nie jest żadne odkrywcze rozwiązanie fabularne - było takich sporo w literaturze czy w filmie. W moim przypadku Mock pojawia się we Wrocławiu,by się pożegnać…

Myślałem, że już dawno się pożegnał.
- Tak, ale jeden z moich kolegów zauważył trafnie, że rozstałem się z Mockiem w sposób niegodny. Czytelnicy polubili mojego bohatera, przyzwyczaili się do niego, i w "Głowie Minotaura" Mock jeszcze jest, a potem nagle go nie ma. "Marek, rozstań się z Mockiem tak jak my, twoi czytelnicy, byśmy oczekiwali. Stwórz powieść, w której byłaby spektakularna scena pożegnania" - radził kolega, a ja wciąż o tej sugestii pamiętałem i zastanawiałem się, jak to zrobić. Jak włączyć do mojej książki polski Wrocław, jak go połączyć ze Lwowem, i to nie tylko fabularnie, ale i postaciami głównych bohaterów? I w końcu wpadłem na pomysł, jak to zrobić. Napisałem powieść "Rzeki Hadesu", w której Mock zajmuje godne miejsce.

Wrocław, już powojenny, też ma w powieści godne miejsce, choć Lwowa Pan jeszcze nie rzucił. To też odpowiedź na dawno już zgłaszane zapotrzebowanie czytelników?
- Zawsze uwzględniam potrzeby i pragnienia moich czytelników, przecież dzięki nim żyję. A z obfitej korespondencji, którą z nimi prowadzę, wynika wyraźnie, że Wrocław, który pamiętają z powieści z Mockiem, jest im bliski. I chętnie by jeszcze przeczytali jakąś powieść, której akcja rozgrywa się we Wrocławiu, ale już powojennym. To zresztą współgrało z moimi własnymi potrzebami - znudził mnie już niemiecki Wrocław i znudził mnie już Lwów...

Szybko się Pan nudzi.
- Chyba nie tak szybko, jeśli powstało sześć powieści o Breslau i trzy o Lwowie.Ale mam taką intuicję, że jeśli autor zaczyna się nudzić, osadzając akcję w jakiejś konkretnej scenerii, to owo znudzenie może się udzielić czytelnikowi. A gdybym pisał bez pasji, rutynowo, czyli już nie con amore, nie z miłością, czytelnik mógłby to wychwycić. By do tego nie dopuścić, często dokonuję liftingu mojej twórczości. A to nowy bohater, a to nowa sceneria... Coś się musi zmieniać, czytelnicy to lubią.

W "Rzekach Hadesu" się zmienia. Jest podobna do poprzednich powieści, a jednocześnie sporo się różni. Lifting polega na zmienionej konstrukcji, pomieszaniu różnych miejsc i planów, w końcu na pojawieniu się Wrocławia...
- To ostatnie jest najważniejsze - pojawia się Wrocław Anno Domini 1946.

Tylko w części powieści.
- W moich książkach zawsze są istotne dwa elementy: prolog i epilog. Lubię kompozycję klamrową i tu także ją zastosowałem, ale w bardzo rozbudowanej postaci.

Mamy podwójną klamrę.
- Po pierwsze - podwójną, po drugie - bardzo szeroką. Na ogół klamra ta miała niewielką objętość - dwie strony, najwyżej jeden, dwa małe rozdziały. Tutaj zaś prolog z epilogiem obejmują kilka rozdziałów, a ich akcja rozgrywa się we w roku 1946 we Wrocławiu. Tutaj właśnie trafia Edward Popielski, wygnany ze swojego ukochanego Lwowa, a we Wrocławiu, tuż przed wyjazdem na własne wygnanie, jest jeszcze Eberhard Mock. I obaj panowie, przyjaciele sprzed lat, wspólnie prowadzą śledztwo, które sięga korzeniami do Lwowa, by w epilogu rozstać się na zawsze - mam nadzieję, że tym razem w sposób satysfakcjonujący czytelników.

Tylko czy będą usatysfakcjonowani ci, którzy Wrocław powojenny, z czasów pionierskich, wspominają jako romantyczne miejsce? Miasto wyłaniające się z książki jest mroczne i zaszczurzone, a Odra, na którą spogląda Popielski, jest jakąś piekielną, śmiercionośną rzeką.
- Tak, Odra w mojej powieści jest niczym mitologiczny Flegeton, czyli rzeka ognia, która płynęła w podziemnym świecie zmarłych. Odrą płyną płonące barki, fragmenty rozżarzonych maszyn, rozdęte trupy. Rzeczywiście jest rzeką piekielną, stąd odwołanie do rzek Hadesu w tytule. A Wrocław nie może być romantyczny, bo w nim żadnego romantyzmu nie było. Przecież zanim się do tego miasta Polacy przyzwyczaili, przeżywali w nim ciężkie chwile. Trafiło tu wielu ludzi wygnanych z cudownych miast kresowych, które zostały nam wyrwane przez Związek Sowiecki. Proszę sobie wyobrazić człowieka, który z miasta ogrodu, jakim był Lwów, zostaje na siłę wyrwany i przeniesiony do miasta ruin, trupiego zapachu, do miasta szczurów, jakim był Wrocław. W tym nie było nic romantycznego.

Ale jakoś żyć trzeba było.
- Tak, bo mimo wszystko po zakończeniu wojny wybuchła euforia - wielkie, pozytywne uczucia. Ludzie układali sobie we Wrocławiu nowe życie, przyjeżdżali z wiosek, mniejszych czy większych miejscowości i wszystko zagospodarowywali po swojemu, często ze stratą dla tego miasta. Zdarzało się, że wspaniałe kamienice były zasiedlane przez osoby, które nie miały pojęcia o innym niż wiejski stylu życia. Na balkonach hodowano kury i świnie, na podwórkach walało się łajno, po ulicy Kościuszki spacerowały kozy i krowy…

Wśród przybyszów było wielu rzezimieszków i szubrawców, którzy też oswajali Wrocław po swojemu. Pan dzieli ich na kategorie, przypisując im konkretne miejsca, w których zamieszkali w zależności od hierarchii, jaką zajmowali w świecie przestępczym. Sprawdzał Pan to?
- Tego nie było w materiałach, aczkolwiek wiem o nich sporo dzięki dokładnej kwerendzie, którą umożliwił mi kolega, dr Paweł Piotrowski z wrocławskiego IPN-u. Przejrzałem tam akta Milicji Obywatelskiej za lata 1946-48.

Które akta? Dotyczące jakich spraw?
- Wszystkich. Przejrzałem wszystkie akta, które się zachowały, z poszczególnych komend, a nawet posterunków. I wynotowałem sobie wiele ciekawych rzeczy.

Niczym Popielski, który w Pana książce siedzi w archiwach lwowskich szpitali dla nerwowo chorych, poszukując akt zboczeńców...
- Z tym, że ja prowadziłem kwerendę w bardziej komfortowych warunkach.

I poznał Pan wszystkie przestępstwa, jakich dokonano we Wrocławiu tuż po wojnie?

- To za dużo powiedziane. Było ich bardzo wiele i często się powtarzały określone typy przestępstw, przede wszystkim kradzieże. Dokładnych badań nad środowiskiem przestępczym powojennego Wrocławia chyba nikt nie prowadził i nie wiem, czy ułożyłaby się z nich prawidłowość, którą ja opisuję - że najważniejsi przestępcy zajmowali wille na Zaciszu i Zalesiu, średnia klasa mieszkała w okolicach ulicy Stalina, dziś Jedności Narodowej, a pozostali gnieździli się w jakichś norach - to już moja intuicja. Ale to, że ci najwyżsi w hierarchii często byli ludźmi niezwykle zamożnymi i współpracowali z Urzędem Bezpieczeństwa, jest sprawdzone. Podobnie jak to, że wyżsi rangą ubecy byli złodziejami- kradli i szabrowali domy na całym Dolnym Śląsku i dorobili się na tym procederze majątków. Siłą rzeczy współpracowali więc z przestępcami i najwyższą kastą szabrowników, którzy byli ich agentami.

"Rzeki Hadesu" są mrocznym kryminałem, choć…nie ma w nim trupa. Nie ma morderstwa!

- Nie ma zabójstwa. I to kolejna zmiana w odniesieniu do poprzednich książek,jak widzę, intrygująca.

Kryminał bez zbrodni?
- Morderstwa nie ma, ale za to jest perwersyjna zbrodnia- gwałt. I to, jak sądzę, wyjątkowo okrutny i wstrząsający. A Popielski zboczeńca, który go dokonał, śledzi, ściga, aż w końcu...

Atmosfera "Rzek Hadesu" jest bardzo mroczna nie tylko ze względu na zbrodnię. Są w niej przesłuchania w więzieniu przy ulicy Kleczkowskiej, po raz pierwszy w Pana powieściach pojawiają się okrutni ubecy.
- W epilogu i prologu "Festung Breslau" też pojawiła się postać ubeka, ale rzeczywiście, tu postać jednego z nich jest bardzo ważna dla akcji. Pisząc "Rzeki…", korzystałem z wielu opracowań o działalności Urzędu Bezpieczeństwa we Wrocławiu i w Polsce. To ma znaczenie, gdyż "przenosząc się do powojennego Wrocławia", zastanawiałem się, jaką rolę przypisać Popielskiemu. Kim miałby być w tym Wrocławiu? Milicjantem? Tego nie chciałem. Ubekiem? Broń Boże… I w końcu znalazłem "rolę" dla Popielskiego, ale nie mogę zdradzić, jaką, bo ujawniłbym pewien suspens…

A może Pan ujawnić, co robił wcześniej, w czasie wojny?

- Po tym, jak Sowieci weszli na kresy południowo--wschodnie, Popielski uciekł do Jarosławia, miasta granicznego na terenach zajętych przez Niemców. Był w Związku Walki Zbrojnej i zajmował się dywersją na granicy. Kiedy Niemcy odebrali Sowietom polski Lwów, został oficerem Armii Krajowej i zajmował się szkoleniem żołnierzy AK działających w mieście. Wykorzystując wieloletnie doświadczenie policyjne, uczył ich, jak wykryć, że są śledzeni, jak się ukrywać...

Potem brał udział w akcjach odwetowych przeciwko Ukraińcom, którzy pacyfikowali polskie wsie i mordowali Polaków na terenie województwa lwowskiego. Był przywódcą grupy zbrojnej, która dokonywała odwetów i egzekucji. W 1944 roku, kiedy do Lwowa znowu weszła Armia Czerwona, walczył przeciw komunistycznej władzy. Przy czym- to paradoks - w tej walce sprzymierzeńców znalazł w UPA. To kontrowersyjne i trudne do przyjęcia do wielu ludzi, ale takie są fakty: dochodziło do współpracyAK z UPA, choćby w słynnym najeździe na Hrubieszów w maju 1946 roku, o czym pisze Grzegorz Motyka w książce "Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła".

Dlatego Popielski jest wyjątkowo znienawidzony i ścigany przez NKWD i UB. I "ścigany numer jeden" jednocześnie prowadzi śledztwo. Jak mu się to udaje, dowiedzieć się można w "Rzekach Hadesu".

W "Liczbach Charona" opisał Pan środowisko lwowskiej szkoły matematyków. Królowa nauk zawsze była Panu bliska, ale w "Rzekach…" ważną rolę odgrywają nauki przyrodnicze. I autentyczna postaćprofesora Stanisława Kulczyńskiego. To ukłon w stronę środowiska naukowego i miłośników Lwowa?
- Przez wprowadzenie tej postaci chciałem zdecydowanie podkreślić, że Wrocław i Lwów łączą nie tylko mistrzostwa Europy w piłce nożnej, które - jako zagorzały kibic - będę oglądał, ale również wspólna historia. A jej symbolem jest między innymi profesor Kulczyński. Ten światowej sławy botanikbył rektorem uniwersytetuwe Lwowie, a potem został pierwszym rektorem uniwersytetu we Wrocławiu. Jego postać pojawia się epizodycznie, ale jest istotna, ponieważ pomaga Popielskiemu w prowadzeniu śledztwa. Dokonuje fachowej ekspertyzy dotyczącej pewnego kwiatu… O ile do matematyki mam osobisty, ciepły stosunek, o tyle do botaniki obojętny. Motyw botaniczny podpowiedziałmi znakomity medyk sądowy, Jerzy Kawecki, który służy mi konsultacjami i ogromną wiedzą przy każdej powieści. Zasugerował pewne rozwiązania, za co jestem mu ogromnie wdzięczny, ponieważ tym samym uwolnił mnie od trudu wymyślania tego, co jest najważniejsze w powieści kryminalnej, czyli odpowiedzi na pytanie, kto zabił, dlaczego zabił, jak zabił…

Doktor Kawecki to stały Pana konsultant, a o starym Wrocławiu ktoś Panu opowiadał?
- Kłaniam się nisko dwóm pionierom, którzy mi bardzo pomogli, opowiadając o początkach polskiego życia w mieście. Emerytowany kapitan pożarnictwa Ignacy Rożek i Bronisław Wetulani, jeden z pierwszych przybyszów ze Lwowa, opowiadali o wielu szczegółach, na przykład czy były tu karaluchy...

Były?
- Całe roje.

A mówili, do których knajpek mógłby zajrzeć Popielski?
- Tak, na przykład, że popularna była knajpa Pod Jedynką przy ulicy Słowiańskiej 1. Wrocławska plotka głosiła, iż jej właściciel miał dobre kontakty z Cyrankiewiczem, z którym byli ponoć w obozie koncentracyjnym. Powołując się na te znajomości, restaurator ułatwiał sobie życie i załatwiał pozakartkowe dostawy mięsa. Dlatego Pod Jedynką było najlepsze jedzenie we Wrocławiu i chodziło się tam na znakomite obiady.

W topografii "Rzek Hadesu" niebagatelną rolę odgrywają też okolice placu Grunwaldzkiego i kościoły z rejonów, w których mieszka… autor powieści.

- Istotne są dwa kościoły: św. Idziego na Ostrowie Tumskim, w którym odprawiano pierwsze msze po polsku, i mały kościółek, obecnie zielonoświątkowców, w trójkącie między Miłą, Ładną a Piwną. To są rejony, w których mieszkam. Częstoodwołuję się w powieściach do przestrzeni, która jest mi najbliższa. Mock mieszkał przy placu Pereca, gdzie spędziłem dzieciństwo - mieszkałem przy Żelaznej. Potem przeprowadził się na plac Teatralny, do kamienicy naprzeciwko Opery. To nieprzypadkowe, gdyż lata licealne spędziłem przy ulicy Teatralnej. Teraz pojawiają się okolice placu Grunwaldzkiego…

Nic dziwnego, że wymyślił Pan, iż istotny dla akcji puff, a mówiąc językiem powojennego Wrocławia, nie Breslau, ekskluzywny burdel, znajdzie się przy Nowowiejskiej.

- Ależ on tam był! Znalazłem w aktach milicyjnych notatkę, że "zlikwidowano dom publiczny przy ul. Nowowiejskiej". Niestety, raport jest niestaranny i nie zawiera dokładnego adresu, co zresztą mnie, jako człowieka dokładnego, nieco zirytowało. Musiałem się domyślać, gdzie to mogłoby być. A Nowowiejska nie była zniszczoną ulicą: ostało się przy niej dużo kamienic, więc musiałem ten dom publiczny lokalizować na chybił-trafił.

Pewnie po wojnie nie było zbyt wielu domów publicznych?
- Było ich dość dużo. Jest mnóstwo raportów milicyjnych o zamykaniu, przesłuchiwaniu czy sprawdzaniu stanu zdrowia prostytutek przez wyspecjalizowanych lekarzy. Tuż po wojnie we Wrocławiu prostytucja kwitła. Na fali powojennego entuzjazmu ludzie nie tylko szybko się żenili, powodując wyż demograficzny, ale szukali także przyjemności pozamałżeńskich…

A propos uciech cielesnych, kiedyś już o to Pana pytałem, ale po lekturze "Rzek…" znowu zastanawiam się,czy powieści Marka Krajewskiego nie powinny być opatrzone obwolutą "Dozwolone od lat 18"?
- Nie, ponieważ moje książki są mniej drastyczne niż inne, których jest mnóstwo na półkach księgarskich, a żadnych ostrzeżeń nie zawierają. I nie mówię o twardej erotyce, ale o literaturze głównego nurtu. Są wśród ich autorów pisarze, którzy uprawiają literaturę najwyższej próby, na przykład Michel Houellebecq czy nasz Piotr Siemion, u którego w "Niskich Łąkach" pojawił się detalicznie opisany motyw zoofiliczny…

U Pana również jest taki motyw.
Nie ma.

A kurczak?
Ale to nie jest opisane. Jest tylko w relacji, opowieści, tam nie ma żadnego opisu! Opis pornograficzny jest o wiele bardziej drastyczny niż rozmowa między dwoma panami, z których jeden mówi, że ktoś "zajął się kurczakiem".

A opis gwałtu?
Pojawia się, ale dość stonowany. Przecież ja to wszystko opisuję w sposób bardzo zawoalowany, stosując zabiegi znane z polskich filmów z lat 70. Pamięta pan, jak w serialu "Daleko od szosy" Leszek całuje Bronkę, a kamera najeżdża na… świętyobrazek? U mnie jest tak samo - w pewnym momencie urywam. Pana intencje rozumiem, zdaję sobie sprawę, że dziennikarze pytają o erotykę, licząc, że autor będzie sięplątał w odpowiedziach... Spotkałem się nawet z oskarżeniami o pornografię, które są absurdalne i mam wrażenie, że padają z ust ludzi,którzy nie czytali moichksiążek. Tam przecieżniczego takiego nie ma. Na przykład pewien kontrowersyjny fragment w nowej powieści brzmi: "Podsycał swoje podniecenie, a potem nastąpiło spełnienie". Czy to jest pornografia?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska