Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Krajewski gościem Strzelińskiego Festiwalu Literatury [WYWIAD]

MRA
Marek Krajewski
Marek Krajewski @mat. organizatora
Marek Krajewski będzie gościem Strzelińskiego Festiwalu Literatury już 22 września 2018 roku. Rozmawiamy z autorem na temat jego najnowszej powieści, biegowych fascynacji i stanie czytelnictwa w Polsce. Odkrywamy także podobieństwa Marka Krajewskiego i Eberharda Mocka.

22 sierpnia będzie miała miejsce premiera Pana nowej powieści „Mock. Pojedynek”. Jakie uczucia towarzyszą panu w momencie, gdy kończy Pan pisać książkę i pojawia się ona na księgarskich półkach? Jest to ulga, radość? A może także niepewność jak zostanie przyjęta?

Pisanie powieści to okres wytężonej pracy: wpierw zbieranie materiałów, później około dwóch i pół miesiąca właściwego pisania. Kiedy stawiam ostatnią kropkę czuję ulgę i radość, ale zarazem niepewność. Przez pierwsze dni po skończeniu pracy nad powieścią nie bardzo wiem, czym mam się zająć. Pisanie, to czynność, która mnie absorbuje bardzo mocno, podporządkowuję mu moje życie i gdy nagle ta czynność się kończy, nie bardzo wiadomo, co robić.

Uczucie, które towarzyszy mi przy każdej premierze jest nieco inne. Zastanawiam się, jak powieść zostanie przyjęta przez czytelników i recenzentów. Nie wypatruję co prawda gorączkowo i z biciem serca pierwszych recenzji, być może dlatego, że jestem już literackim weteranem i przyzwyczaiłem się, że raz mnie chwalą, a raz ganią. Nie ma tu jednak mowy o obojętności. Wypatruję pierwszych reakcji czytelniczych na mojej stronie na Facebooku, wsłuchuję się w opinie przekazywane w rozmowach prywatnych w czasie promocji książki, podczas literackiego tournée po premierze.

Dokładnie miesiąc po dniu premiery „Mock. Pojedynek” spotka się Pan z czytelnikami podczas Strzelińskiego Festiwalu Literatury. Będzie to zapewne okazja do rozmów o nowej powieści. Młody Eberhard Mock, jako student, zmierzy się z kolejną zagadką kryminalną. Może Pan zdradzić coś więcej… Czy ów pojedynek dotyczy Mocka i jego przeciwnika?

Oczywiście w powieści pojawi się antagonista Mocka. Nie chodzi jednak w tym wypadku o pojedynek między nim a Eberhardem. Ten pojedynek należy rozumieć raczej jako bardzo popularny w Niemczech zwyczaj uniwersytecki: realny pojedynek pomiędzy studentami. Takie pojedynki na uniwersytetach niemieckich były plagą. Miały charakter rytualny, walczono na szpady i rapiery. Studenci stali naprzeciw siebie nieruchomo wymachując przed nosami rapierami, odpierali ciosy i cięcia, ale wielkiej krzywdy sobie nie robili. Zwykle potyczka kończyła się powierzchowną raną, blizną na twarzy, którą potem studenci z dumą obnosili. Ta blizna była znakiem inicjacji, przepustki do rycerskiego i męskiego świata. W powieści, poza tymi rytualnymi pojedynkami, pojawiają się pojedynki na śmierć i życie, na brzegach Odry i w Lasku Osobowickim. Mock jako student staje przed pewnym zadaniem, zagadką , którą musi rozwiązać, dotyczy ona pojedynku na pistolety.

Gdy opowiada Pan o tym od razu przychodzi mi na myśl fontanna z Szermierzem przed gmachem Uniwersytetu Wrocławskiego. Teraz co prawda studenci nie pojedynkują się na szpady i rapiery, ale sama szpada często znika z dłoni szermierza. Możemy spodziewać się nawiązania do tego miejsca?

Tak, nawiązuję do Szermierza. Mock jest przeciwny pojedynkom, nienawidzi pojedynków. Uważa że są nielogiczne. Sam jest na wskroś racjonalny i logikę stawia na piedestale, przez co nie może się pogodzić z tym, że o tym, kto ma rację, decyduje przypadek, a nie prawda. Gardząc pojedynkami okazuje ową pogardę owemu studentowi, Szermierzowi przy uniwersytecie. Mock przechodząc obok rzeźby krytykuje taką postawę, a nawet okazuje swoją niechęć w sposób drastyczny… O tym jednak nie będę wspominał, zachęcam do przeczytania powieści.

Jak Mock się narodził? Przez szereg lat był Pan wykładowcą w Instytucie Filologii Klasycznej. Obok, w Instytucie Historycznym mieściło się kiedyś Prezydium Policji. Czy wyobraził Pan sobie głównego bohatera w tej scenerii?

Proszę sobie wyobrazić – to może się wydawać nieprawdopodobne! – że gdy w 1997 roku pisałem swoją pierwsza książkę „Śmierć w Breslau”, nie miałem pojęcia, że Prezydium Policji mieściło się w tym budynku. To odkrycie mną wręcz wstrząsnęło. Nagle się okazało, iż pisząc o niemieckim Wrocławiu i niemieckich policjantach, którzy pracowali w Prezydium Policji, ja sam pracuję w tym samym budynku, w którym to prezydium się mieściło. Być może nawet w takim pokoju, w którym siedział ktoś podobny do Eberharda Mocka. To był dla mnie wstrząs, zupełnie przypadkowe odkrycie, niepojęty zbieg okoliczności. Nie wiedziałem o tym, gdy pisałem pierwszą powieść. Potem mijały lata, powstawały kolejne książki i przyszedł czas, że zacząłem doskonale wyobrażać sobie miejsce, w którym Eberhard Mock mógłby urzędować, to jak poruszał się korytarzami i przemieszczał pomiędzy piętrami. Sceneria z tej doświadczanej codziennie, zmieniła się w scenerię już stricte literacką.

Zupełnie, jakby te opowieści krążyły gdzieś w przestrzeni dawnego Prezydium Policji i trafiły w końcu na Pana.

Tak, to bardzo interesujące. To chyba jakiś genius loci tego miejsca, dawnego pałacu książąt brzeskolegnickich, przy Szewskiej. Kto wie, czy na mnie on nie oddziałał, nie pokierował moimi myślami, Jest to wręcz zaskakujące, niezwykły zbieg okoliczności.

Praca pisarza na pełen etat jest wymagająca. Spędza Pan wiele godzin za biurkiem, co nie służy zdrowiu. Podobno pisze Pan na leżąco, zapewne odciążając kręgosłup. Jeszcze niedawno biegał Pan co drugi dzień 8 kilometrów swoją ulubioną trasą nad Odrą. Aktywność fizyczna jest dla Pana ważna?

Biegam od dziesięciu lat, jednak spotkała mnie rok temu lekka kontuzja i lekarz zalecił mi, bym nie biegał tak intensywnie. Teraz, raz w tygodniu pokonuję dystans dziesięciu kilometrów. Aktywność fizyczna jest bardzo ważna, ja jej po prostu potrzebuję, mój organizm się jej domaga. Oprócz tego codziennie robię intensywne, nazwijmy to, marszobiegi. Mieszkam w centrum Wrocławia i gdy tylko mogę, poruszam się na piechotę.

Z tym leżeniem przy pisaniu, to prawda. W ten sposób odpoczywa mój kręgosłup. Lubię gadżety i elektroniczne nowinki. Mam klawiaturę do iPada, która jest jednoczesnej stacją dokującą. Na tej klawiaturze osadzam iPada i to pozwala mi pisać, leżąc na brzuchu, na dywanie. Teraz mam swój gabinet w Hali Stulecia. Jestem tam bardzo często, jednak w tym gabinecie nie mam możliwości pisania w pozycji leżącej. Pielęgnuję więc kręgosłup w inny sposób. Zawsze po 25 minutach pracy, pięć kolejnych minut poświęcam na gimnastykę. Dbam o aktywność fizyczną i dobrą formę.

Gdyby miał Pan taką możliwość, w którym Wrocławiu chciałby Pan mieszkać, tym dzisiejszym czy tym przedwojennym?

Chętnie przeniósłbym się, gdyby istniał wehikuł czasu, choć na chwilę do tego dawnego Wrocławia, by zobaczyć to miasto. Porównać, skonfrontować jak ono wyglądało, czy jest zgodne z moim wyobrażeniami. Moje wyobrażenia oczywiście biorą się z intensywnego oglądania fotografii starego Wrocławia.

Natomiast gdybym miał wybrać czas i miasto, do którego bym się przeniósł na stałe, odpowiedziałbym bez wahania, że przeniósłbym się do polskiego, przedwojennego, Lwowa. To miasto występowało również w mojej twórczości, poświęciłem kilka książek naszemu dawnemu kresowemu grodowi. Tak, przeniósłbym się na stałe w tamten czas i do tamtego miasta.

W wielu wywiadach wspominał Pan, że Mock ma wiele Pana cech… Wspólne są na pewno zainteresowania, ale cechy? Mock kojarzy się z przemocą, alkoholem, cynizmem… Pan natomiast przestał palić i nie pije alkoholu. Czy nie jest jednak tak, że z czasem coraz bardziej rozmijacie się z Mockiem?

Myślę, że wielu pisarzy ma coś wspólnego ze swoimi bohaterami. Przyznaję, że mamy cechy wspólne z Mockiem. Wśród nich wybija się pedanteria. Jestem człowiekiem niezwykle punktualnym, dobrze zorganizowanym i zdyscyplinowanym. Pracuję zawsze w tych samych godzinach, kiedy mój zegar wybija oznaczoną godzinę, choćbym był w połowie zdania, kończę moją codzienną pracę. Drugą wspólną cechą jest miłość do starożytności. Podobnie jak mój bohater ja sam jestem filologiem klasycznym. Poświęciłem dużą część mojego życia językom klasycznym – więcej łacinie niż grece – oraz filozofii starożytnej. To nasze cechy wspólne. Oczywiście są też cechy mojego bohatera, które są mi obce. To picie alkoholu. Jestem abstynentem, uważam że alkohol zaburza pracę umysłową. Jako autor, który pisze jedną książkę rocznie, nie mogę sobie na to pozwolić i nie chcę tego robić. Bez alkoholu żyje się znacznie lepiej.

Jednocześnie mój bohater jest typowym detektywem, policjantem, który musi posiadać pewne archetypowe cechy tego zawodu. Kiedy oglądamy filmy kryminalne, w których występuje jakaś wyrazista postać policjanta, czy kiedy czytamy książki kryminalne, bardzo często spotykamy się z archetypem policjanta, człowieka, który ma niezorganizowane życie osobiste, nadużywa alkoholu i przemocy. Żeby przedstawić wiarygodnie postać takiego policjanta, musiałem obdarzyć go tymi cechami, które nie są moje.

W domu ma Pan ponad trzy tysiące książek. Czytanie jest dla Pana ważne. Jak jednak zachęcić młodych ludzi do czytania?
Być może wymaga to wprowadzenia jakiegoś programu, ale skuteczność tego programu będzie potwierdzona dopiero po latach. Statystyki pokazują, że przeciętny Polak nie czyta wiele. W prasie i mediach słychać lamenty o poziomie polskiego czytelnictwa. Osobiście do tych lamentów bym się nie przyłączał. Nie jestem pesymistą, jeśli chodzi o czytanie książek przez młodzież. Uważam, że wraz z technologicznymi zmianami, które zachodzą w naszym życiu, młodzi ludzie czytają i to chyba wcale nie mniej niż w moich czasach. Czytają jednak inaczej – na ekranie komputera, wyrywkowo, szukając po prostu w internecie pewnych informacji. Nikt nie liczy w tych statystykach, jak sądzę, ile stron przeczytał młody człowiek na ekranie komputera, bo i te strony trudno policzyć. Uważam, że wielu ludzi szukając informacji, zatrzyma się nie raz i nie dwa na jakimś większym tekście i ten tekst przeczyta. Nie jest to taka lektura, jak lektura powieści od początku do końca, jednak to wciąż czytanie, czy to opowiadania, artykułu, czy tekstu popularnonaukowego. To wszystko o czym mówię, to wciąż jest lektura.
Patrzę też na moje osobiste doświadczenia i tłumy na targach książki w polskich miastach. Na kursach kreatywnego pisania, które czasami prowadzę, spotykam mnóstwo ludzi, którzy marzą o karierze pisarskiej. Wydaje się więc, że idę nieco pod prąd tym lamentom nad stanem polskiego czytelnictwa, które słychać dookoła.

Dziękuję za rozmowę. Do zobaczenia już 22 września na Strzelińskim Festiwalu Literatury.
Marek Krajewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska